Protest rolników z AgroUnii w Warszawie. "Puste chlewnie, sady, stoły, polski rolnik prawie goły"
Pod hasłami m.in. "Puste chlewnie, sady, stoły, polski rolnik prawie goły", "Walczymy o godność i suwerenność prawdziwych Polaków" protestowali w środę w Warszawie rolnicy zrzeszeni w AgroUnii. Na koniec chcieli złożyć pismo w Ministerstwie Rolnictwa, ale nie zostali tam wpuszczeni. Ich protest trwał 8 godzin.
Manifestujący mieli ze sobą transparenty z hasłami: "Puste chlewnie, sady, stoły, polski rolnik prawie goły", "Walczymy o godność i suwerenność prawdziwych Polaków" i "Walczymy w imieniu polskich konsumentów!". Po godz. 10 na pl. Zawiszy i w innych miejscach w Warszawie uruchomili syreny, których dźwięk miał, według organizatorów, symbolizować "płacz polskiej wsi nad demolką rządu, który biernie przygląda się wyniszczaniu polskich gospodarstw rodzinnych przez wielkie korporacje".
Protestujący domagali się m.in. nałożenia na sklepy wielkopowierzchniowe obowiązku oferowania do sprzedaży produktów rolno-spożywczych z minimalnym udziałem 51 proc. produktów pochodzenia i produkcji krajowej, graficzne znakowanie produktów rolno-spożywczych flagą kraju pochodzenia, nałożenia na Rosję embarga na sprzedaż do Polski węgla kamiennego - do czasu zniesienia przez ten kraj ograniczeń w eksporcie polskich owoców i warzyw.
Żądają też uzdrowienia samorządu rolniczego i wprowadzenia reformy izb rolniczych, audytu rolniczych związków zawodowych i funduszy promocji żywności oraz reformy tych instytucji, wprowadzenie ustawowego zakazu komercjalizacji ujęć wody oraz potraktowanie wody jako strategicznego surowca do produkcji żywności, a także podjęcia natychmiastowej interwencji państwa w celu uratowania rynku trzody chlewnej.
Utrudnienia od rana
Rolnicy protestowali od godz. 8. Zajęli wówczas plac Zawiszy. Dołączyli do nich taksówkarze.
- Manifestacja jest spowodowana nieodpowiedzialną polityką rolną. Chcemy, żeby polskie rolnictwo było samowystarczalne. O to postulujemy - powiedział Polsat News Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii.
W ciągu dnia manifestacja przeniosła się z placu Zawiszy Alejami Jerozolimskimi na rondo Dmowskiego, gdzie, jak wcześniej zapowiadano, zgromadzenie miało się zakończyć o godz. 16.
- Rolnik nie raz bronił i pomagał warszawiakom. O tym trzeba pamiętać i o tym warszawiacy powinni wiedzieć - mówił Kołodziejczak. Jak przypomniał, były w przeszłości czasy, kiedy duża ilość mieszkańców Warszawy mogła przeżyć trudne czasy, dzięki m.in. temu, że jej mieszkańcy mogli szukać schronienia w wioskach w całej Polsce. I znajdowali to schronienie - podkreślił.
Taksówki na czele pochodu
Przed pochodem jechało kilka samochodów różnych korporacji taksówkarskich. Taksówkarze podkreślali, że mają taki sam problem jak rolnicy - protestują przeciw wypieraniu z rynku polskich przedsiębiorców przez podmioty zagraniczne.
Przy rondzie Dmowskiego na telebimie wyświetlono film tłumaczący powody protestów i pokazujący problemy, z którymi zmagają się rolnicy. W tym miejscu o 14:30 zgromadzenie oficjalnie zostało zamknięte. Rolnicy nie zakończyli jednak protestu. W nieformalnych grupach, już chodnikiem a nie ulicami, przenieśli się przed Sejm, gdzie blokowali przejazd przez jedną z ulic. Następnie udali się przed resort rolnictwa, gdzie ostatecznie zakończyli manifestację.
Rolnicy dotarli przed Sejm ok. 14:30. Zgromadzili się na chodnikach. Przynieśli kilka skrzynek jabłek, które zostawili pod bramą sejmową. Następnie manifestanci udali się przed resort rolnictwa.
Kołodziejczak podkreślił, że to "hańba", że protestujący rolnicy zostali w środę nazwani przez ministra rolnictwa pustką intelektualną. - Jeżeli ta pustka intelektualna dostałaby pieniądze za wybite świnie z powodu ASF, to dzisiaj bez problemu zwrócilibyśmy z nawiązką (pieniądze za - red.) te szkody, które zostały miastu wyrządzone - do których tak naprawdę nikt się nie poczuwa, bo walczymy o dużo większa sprawę - powiedział.
"Na kolana przed ministrem padać nie będziemy"
Rolnicy chcieli zostawić w resorcie rolnictwa pismo do ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Nie zostali jednak wpuszczeni.
- Tak naprawdę zastanawiam się, czy my z człowiekiem, który nazywa nas dnem intelektualnym, rozmawiać powinniśmy - bo to jest taka zasadnicza sprawa - powiedział Kołodziejczak. Jak jednak dodał, rolnicy będą chcieli rozmawiać z ministrem rolnictwa.
- Postaramy się jeszcze raz podjąć próbę namówienia ministra na rozmowę, chociaż na kolana przed nim padać nie będziemy.
Protest relacjonowaliśmy przez cały dzień.
Po godz. 10 nie tylko na pl. Zawiszy, ale również w innych częściach Warszawy zawyły syreny, które według organizatorów mają symbolizować "płacz polskiej wsi nad demolką rządu, który biernie przygląda się wyniszczaniu polskich gospodarstw rodzinnych przez wielkie korporacje".
Kołodziejczak z AGROUnii przypomniał, że - zgodnie z ustaleniami z przedstawicieli stołecznych władz manifestacja - ma charakter pokojowy i nie mogą w nim uczestniczyć osoby, posiadające niebezpieczne materiały i narzędzia.
Podkreślił, że rolnicy chcą pokazać, jak "mała liczba osób może zrobić »megautrudnienia« w Warszawie". Tak jak u nas mała grupa polityków zrobiła nam utrudnienia w handlu w biznesie i we wszystkim innym - powiedział. - Wszystkich warszawiaków serdecznie przepraszamy, ale niestety, nie możemy inaczej, nie mamy jak inaczej" - dodał.
Jak zaznaczył Kołodziejczak, "polska wieś to ostoja patriotyzmu". - Rolnicy to nie chuligani, jak zostaliśmy nazwani. To normalni ludzie, którzy chcą normalnie żyć - dodał.
W związku z manifestacją z ruchu wyłączony był plac Zawiszy. Tramwaje dojeżdżały do placu Starynkiewicza.
"Chcemy dawać warszawiakom polską, zdrową żywność"
- Chcemy dawać warszawiakom i mieszkańcom innych miast polską, zdrową żywność, ale niedługo stanie się to niemożliwe właśnie przez ludzi, którzy nie chcą tego bronić, którzy własne kompleksy leczą zdobywając władze w Polsce. My takim praktykom mówimy stanowcze "nie" i prosimy bardzo mocno pana premiera o odpowiednie zamiany w rządzie - mówił Kołodziejczak.
Wśród postulatów rolników są między innymi: wprowadzenie przepisów nakładających na sklepy wielkopowierzchniowe obowiązku oferowania do sprzedaży produktów rolno-spożywczych z minimalnym udziałem 51 proc. produktów pochodzenia i produkcji krajowej, graficzne znakowanie produktów rolno-spożywczych flagą kraju pochodzenia produktu czy nałożenie na Rosję embarga na sprzedaż do Polski węgla kamiennego - do czasu zniesienia przez Rosję ograniczeń w eksporcie polskich owoców i warzyw.
Protestujący żądają też uzdrowienia samorządu rolniczego i wprowadzenia reformy izb rolniczych, audytu rolniczych związków zawodowych i funduszy promocji żywności oraz reformy tych instytucji, wprowadzenie ustawowego zakazu komercjalizacji ujęć wody oraz potraktowanie wody jako strategicznego surowca do produkcji żywności, a także podjęcia natychmiastowej interwencji państwa w celu uratowania rynku trzody chlewnej.
Ardanowski: może uważają, że w inny sposób się nie przebiją
- Gdyby rzeczywiście rolnicy protestowali i mieli podobne zdanie, jak organizatorzy tej manifestacji, to należałoby się tym przejmować. Trwają - niezależnie od tego protestu - prace Porozumienia Rolniczego, gdzie eksperci z ponad 100 organizacji rolniczych rozwiązują problemy. W rolnictwie nie ma prostych rozwiązań. Nie tylko w Polsce, ale i w Europie ma ono wiele problemów strukturalnych - ocenił minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Minister odniósł się do protestu podczas wizyty w Przysieku k. Torunia w ramach szóstej konferencji z cyklu "Perspektywy dla mieszkańców obszarów wiejskich".
Dodał, że jest człowiekiem "Solidarności" i całe życie walczył o to, żeby każdy mógł - również publicznie - przedstawiać swoje racje.
"Odbyłem kilka rozmów z przedstawicielami protestujących, muszę stwierdzić pustkę intelektualną"
- Nawet wykrzykując je na ulicy. Być może organizatorzy protestu widzą, że w inny sposób się nie przebiją. Tylko czy tego typu działania, które mają w jakiś sposób zwrócić uwagę na organizatorów, ale odbywają się w jakiejś przestrzeni - ulic czy autostrad - doprowadzą do przekonania społeczeństwa miejskiego do chłopskich racji? Problemem polskiej wsi jest to, że ludzie niezwiązani z rolnictwem coraz mniej rozumieją z tego, czego wieś się domaga - powiedział Ardanowski.
Podkreślił, że dla spełniania postulatów rolników m.in. w zakresie większych transferów środków na wieś potrzebna jest społeczna akceptacja.
- Część organizacji rolniczych nie chce rozmawiać, nie chce się podzielić z innymi swoją wiedzą, być może dlatego, że tej wiedzy nie mają ich przedstawiciele. Oni uważają, że wszyscy mają z nimi rozmawiać na kolanach. Już nie chcą rozmawiać z ministrem rolnictwa. Odbyłem kilka rozmów z przedstawicielami protestujących i muszę stwierdzić wielką pustkę intelektualną - wskazał minister.
Zdaniem szefa resortu rolnictwa wyrzucanie żywności na ulice jest "złem, grzechem". Zaznaczył, że mogłaby się ona przydać wielu grupom społecznym.
"Powiedzieli, że ich obecność jest postulatem"
Szefowa Kancelarii Prezydenta RP Halina Szymańska dodała podczas briefingu prasowego w Przysieku, że rozmawiała z przedstawicielami AGROunii, gdy ci protestowali przed Pałacem Prezydenckim, ale nie otrzymała od nich żadnych postulatów, które mogłaby przekazać głowie państwa.
- Powiedzieli, że ich obecność jest postulatem. Trudno ten postulat zrozumieć i go spełnić - dodała Szymańska.
Minister rolnictwa pytany przez dziennikarzy o postulaty protestujących przyznał, że widział już ich bardzo wiele i zaczyna się w nich gubić.
- Część z nich nazywana jest zaleceniami czy dyspozycjami, a nie postulatami. Próbują chaotycznie przedstawić to, do czego dążą. Afrykański pomór świń (ASF), o którym mówią, jest chorobą, która zaczyna pustoszyć Europę. ASF również pustoszy Azję i stał się dramatem w Chinach, Wietnamie, Laosie, Mongolii. Prawdopodobnie w ciągu kilku dni będą także przypadki tej choroby w Australii. W Europie Zachodniej patrzą z pewnym podziwem, że Polsce udaje się utrzymywać chorobę na stosunkowo niewielkim terenie kraju - mówił Ardanowski.
Dodał, że od 1 stycznia do końca marca było jedno nowe ognisko choroby w Polsce. Przypomniał, że wielokrotnie przekonywał o konieczności większego odstrzału dzików przenoszących chorobę w niektórych częściach kraju.
"Rolnicy z nikim nie prowadzą dyskusji"
- Nie słyszałem wniosków i postulatów ze strony organizatorów protestu, jak zamierzają przekonać do tego myśliwych. Żadnej dyskusji z nikim nie prowadzą, więc jak chcą rozmawiać z organizacjami, które nie chcą dopuścić do jakiejkolwiek ingerencji człowieka w przyrodę" - stwierdził Ardanowski.
Odnosząc się do kwestii znakowania żywności podkreślił, że w przypadku wielu grup produktów sprawa jest skomplikowana i część rolników nie chce, żeby produkty polskie były oznaczane, bo pojawi się problem z eksportem.
- O Polsce w wielu regionach świata, nie mówiąc już o naszej żywności, nikt nie słyszał. Porównanie Poland-Holland z czegoś się wzięło. Niestety, co stwierdzam z ubolewaniem, w wielu częściach globu nie wiedzą, gdzie Polska leży. Czy nasza dumna biało-czerwona będzie znakiem zachęcającym do kupna żywności z Polski czy wprost przeciwnie? O tym chcę rozmawiać, ale odpowiedzi nie ma żadnej - wskazał Ardanowski.
Odnosząc się do embarga Rosji na polską żywność podkreślił, że nie można wiązać tej kwestii ze sprawami energetycznymi i handlem surowcami.
- Rynek energii, którym Rosja próbuje opanować naszą część Europy i próba skorelowania tego z rynkiem żywności świadczy o głębokiej niewiedzy o tym, jak funkcjonują międzynarodowe rynki - powiedział minister rolnictwa. Mit o Rosji kupującej żywność, w jego ocenie świadczy o kompletnej niewiedzy o obecnej pozycji handlowej tego kraju.
ZOBACZ TEŻ - Neumann: najlepszą formą protestu jest poparcie wniosku o wotum nieufności dla Ardanowskiego
ZOBACZ TEŻ - Ardanowski: protest rolników w Warszawie to realizacja projektu politycznego
Czytaj więcej