Wezwał karetkę do manekina w krzakach. Tłumaczył, że nie podszedł bliżej "ofiary", bo bolą go nogi
Wyjątkową niefrasobliwością wykazał się mieszkaniec Olsztyna, który wezwał karetkę do leżących w krzakach nóg manekina sklepowego - sądząc, że to osoba potrzebująca pomocy. Mężczyzna zobaczył nogi z oddali i od razu sięgnął po telefon. A wystarczyło podejść bliżej i sprawdzić jak wygląda sytuacja. Olsztynianin tłumaczył jednak, że bolały go nogi.
Historię wezwania do sklepowego manekina opisaliśmy w czwartek. Ratownicy medyczni jechali na stadion Warmii w kodzie pierwszym, czyli najpilniejszym, gdy wszystko wskazuje na realne zagrożenie życia lub zdrowia.
Na miejscu okazało się, że w krzakach zamiast człowieka, leżą nogi manekina. Ratownicy spotkali również mężczyznę, który wezwał pomoc.
- Sytuacja była kuriozalna. Czekał na nas. Był na spacerze z psem, a tłumaczył, że nie podszedł bliżej ze względu na nogi - powiedział Polsat News ratownik medyczny Bartosz Romanowski.
- Zdarzenie wydało nam się śmieszne, ale też poczuliśmy bezsilność, bo podobnych sytuacji, gdy ktoś z daleka ocenia, że potrzebna jest pomoc i niepotrzebnie wzywa karetkę, mamy więcej - dodał.
"Przerwaliśmy studentowi czytanie książki"
Krzysztof Jurołajć - również ratowniki medyczny z Olsztyna wspomina, jak ktoś z okna budynku, z odległości kilkudziesięciu metrów "wypatrzył" potrzebującego pomocy na przystanku autobusowym. - Kiedy dojechaliśmy na miejsce, przerwaliśmy studentowi czytanie książki, który po prostu był oparty - opowiada.
Głośnym echem w mediach odbiło się również wezwanie z Warszawy "do arytmii serca", które okazało się wołaniem o pomocy mężczyzny na kacu.
Ratownicy apelują o rozsądek, bo takie fałszywe alarmy mogą kosztować życie kogoś, kto naprawdę czeka na pomoc. Nie podejrzewają, iż ktoś celowo, dla żartu, ułożył nogi manekina w krzakach. - Co niedzielę na stadionie odbywa się jarmark z odzieżą. Pewnie ktoś wyrzucił go, uznając że jest niepotrzebny - wyjaśnił Romanowski.
Historia kończy się happy endem, bo manekin "dostał drugie życie". Ratownicy przekazali go organizacji organizującej kursy pierwszej pomocy.
Czytaj więcej
Komentarze