Strażacy prywatnymi samochodami pojechali gasić pożar. Szybkie działanie zapobiegło tragedii
W Targowie (Warmińsko-Mazurskie) w budynku wielorodzinnym zapaliła się sadza. O pożarze poinformowano najbliższą jednostkę Ochotniczej Straży Pożarnej. Natychmiast pod remizą zjawiło się czterech strażaków, ale żaden z nich nie miał uprawnień do prowadzenia wozu strażackiego. Na miejsce zdarzenia pojechali więc swoimi samochodami i aby nie łamać procedur gasili pożar "w ramach sąsiedzkiej pomocy".
Jak informuje tygodnik.szczytno.pl, strażacy zabrali do samochodów sprzęt ochronny i gaśnice, i pojechali. Jako pierwsi dotarli do palącego się budynku.
- Dostaliśmy telefoniczne zgłoszenie o pożarze, po którym niezwłocznie wysłano jednostki z Targowa, Szczytna i Dźwierzut - powiedział polsatnews.pl kapitan Łukasz Wróblewski, oficer prasowy KP PSP w Szczytnie. - Strażacy za pomocą gaśnicy proszkowej ugasili pożar sadzy w kominie, po czym nałożyli sito kominowe. Ich szybkie i profesjonalne działanie z pewnością zapobiegło rozprzestrzenieniu się pożaru na inne kondygnacje - dodał.
Liczył się czas
Wróblewski poinformował, że w grupie interwencyjnej musi być dowódca, ratownik oraz kierowca wozu. - Druhowie postanowili podjąć działanie w ramach sąsiedzkiej pomocy, docierając na miejsce prywatnymi samochodami. W trakcie udzielania pomocy dotarły wezwane jednostki z Dźwierzut i Szczytna - stwierdził.
- Jestem z nich bardzo dumny, bo w takich chwilach liczy się czas. Moi koledzy pokazali, że ratowanie innych mają we krwi - oświadczył Paweł Wyszyński, komendant OSP Targowo. - Nikt im nie mógł tego zabronić, zachowali się znakomicie. Liczę, że ich postawę docenią i władze gminy i zarząd powiatowy OSP - podsumował.
Czytaj więcej