Porwanie Amelii i jej mamy. "Interwencja" dotarła do rodziny i znajomych 25-latki
Uprowadzeniem 3-letniej Amelii i jej 25-letniej mamy z osiedla w Białymstoku żyła cała Polska. Dwóch mężczyzn wciągnęło kobietę z dzieckiem do auta i odjechało. Już pierwsze poszlaki wskazywały, że za wszystkim może stać mąż kobiety. "Interwencja" dotarła do rodziny i znajomych 25-latki, którzy twierdzą, że powodem konfliktów pary była agresja ojca Amelii.
7 marca, godzina 10. Na osiedlu Dziesięciny w Białymstoku pojawia się 25-letnia Natalia z 3-letnią córką Amelią. Planuje zostawić dziecko pod opieką mieszkającej tam prababci dziewczynki. Po chwili podjeżdża samochód i dochodzi do porwania.
Citroen zostaje porzucony kilkaset metrów dalej. Sprawcy zmieniają samochód na inny i odjeżdżają w nieznanym kierunku. Na drogach wylotowych z Białegostoku zostają ustawione blokady, uruchomiony zostaje „Child Alert”. Porwanych szuka policja i prywatni detektywi.
- Szybka droga przejazdu, blok, garaże, pozostawienie samochodu. Ci ludzie musieli przejść przesmyczkiem, mostkiem, by przedostać się na drugą stronę, gdzie prawdopodobnie już czekał samochód – mówi pracownik Białostockiego Biura Wywiadu Detektywistycznego.
"Stosunki między nimi w Niemczech znacznie się pogorszyły"
Jednym z porywaczy okazał się ojciec dziewczynki, 36-letni Cezary R. Mężczyzna na stałe mieszkał w Niemczech. To właśnie tam miał wziąć ślub z 25-latką. W 2017 roku kobieta z dzieckiem wróciła do Polski. Według informacji policji, to on wynajął w jednej z łomżyńskich wypożyczalni porzucony później samochód.
- 25-latka prawdopodobnie pracowała w Niemczech na zasadzie zlecenia dla jakieś firmy, tworzyła grafikę. Prawdopodobnie stosunki między nimi w Niemczech znacznie się pogorszyły, dziewczyna wyprowadziła się, przyjechała do Białegostoku, chciała sobie ułożyć życie – opowiada pracownik biura detektywistycznego.
"Wleciał jej na łeb"
"Interwencja" próbowała skontaktować się ze znajomymi i rodziną porwanych. W końcu dotarła do koleżanki kobiety. Według niej, Cezary R. w stosunku do żony miał stosować przemoc i to było powodem jej powrotu do kraju.
- Ogólnie powiedziała, że "wleciał jej na łeb". Na początku to była wielka miłość i tak dalej. Nie wiem, gdzie się poznali. Ona wyjechała nagle do tych Niemiec. To było dziwne – mówi znajoma 25-letniej Natalii.
"Wypsikał jej w oczy pół butli gazu pieprzowego"
Kobiety wymieniały się wiadomościami w mediach społecznościowych.
- Pisała, że dla mamusi synuś "cudowny", a w domu wyzywał. Groził, że jak będzie fikać, to dziecko jej odbierze. I napisała, że w grudniu jej groził oraz że wypsikał jej w oczy pół butli gazu pieprzowego. Powiedziała, że był gnojem i że jej groził, że tłukł ją i to nie miało sensu. W końcu powiedziała: dobra, koniec tego, zabieram małą - opowiada.
Ostatecznie ojciec dziewczynki zgodził się na jej powrót z matką do Polski. Później starał się o wydanie mu dziecka, które chciał zabrać do Niemiec. Ale na to dwukrotnie zgody nie wyraził białostocki sąd. Od czasu powrotu do kraju, 25-latka z córką często odwiedzała prababcię.
"Ma swoje uczucia, ale źle zrobił"
- Widziałem ją, przychodziła z wnuczką. Nie było widać, żeby była jakaś załamana czy smutna - mówi jeden z sąsiadów prababci.
- Nie będę rozmawiał na ten temat. To nie jest temat na ten moment. Nie chcę rozgrzebywać, bo to boli - mówi ojciec 25-letniej Natalii. Gdy rozmawiał z reporterem "Interwencji", trwały intensywne poszukiwania córki mężczyzny. Mimo to, zapytany o Cezarego R., był oszczędny w słowach.
- Nic nie powiem ani dobrego, ani złego, bo to jest człowiek, jak każdy z nas i ma swoje uczucia. Ale robi to, że tak powiem, według swojej głowy. Dla nas to źle zrobił, bo ja się martwię o córkę i wnuczkę - dodaje.
"Doszło do drobnej szarpaniny"
Po 30 godzinach od uprowadzenia udało się zatrzymać obu sprawców i uwolnić matkę z dzieckiem. To mieszkanka Ostrołęki rozpoznała samochód, którym się poruszali i zawiadomiła policję. Ojciec 3-latki usłyszał już zarzut pozbawienia wolności córki i żony. Grozi mu do 5 lat więzienia.
- Jeden z zatrzymanych informuje, że widząc śmigłowce ukrywali się m.in. w lesie. Co do szczegółów tego zatrzymania, to nie miało ono charakteru bardzo spektakularnego związanego z użyciem większej siły. Myślę, że bardzo dobrze, bo to oszczędziło dodatkowych przeżyć. Aczkolwiek była taka konieczność, że rzeczywiście doszło do drobnej szarpaniny, ten mężczyzna musiał zostać obezwładniony, położony na ziemi, gdzie został zakuty w kajdanki do dalszych czynności – informuje Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji, podkreślając, iż najważniejsze, że matka z córką są całe i zdrowe.
- Matka we wstępnej rozmowie z nami i z prokuratorem potwierdziła wersję, którą mieliśmy wcześniej, a więc, że została uprowadzona - dodaje.