Rodzina zidentyfikowała zwłoki Grażyny Kuliszewskiej. Wyłowiono je z rzeki w Małopolsce
Wyłowione w czwartek z rzeki Uszwica w Bielczy (Małopolskie) zwłoki należą do Grażyny Kuliszewskiej, zaginionej w styczniu w tajemniczych okolicznościach 34-latki z Borzęcina. W poniedziałek rodzina zidentyfikowała ciało krewnej.
Potwierdził to rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prok. Mieczysław Sienicki. Pytany o przyczyny śmierci kobiety, odpowiedział: "biegli nie wydali jeszcze opinii co do przyczyn zgonu, musimy poczekać na badania laboratoryjne, dopiero po zapoznaniu się z nimi, biegli wydadzą opinię".
Na niewyjaśnione okoliczności zaginięcia kobiety wskazywali dziennikarze śledczy Dawid Serafin (Onet) i Sylwia Nowosińska (Fakt24) w reportażu z 8 lutego.
Miała lecieć do Londynu
Grażyna Kuliszewska na co dzień pracowała w Wielkiej Brytanii. 3 stycznia przyleciała z Londynu do Polski, a następnego dnia miała z powrotem wylecieć do Londynu. Ostatni ślad po 34-latce to rozmowa telefoniczna z siostrą, której mówiła, że przenocuje z synem u ojca. Do ojca jednak nie dotarła. 4 stycznia nie pojawiła się również na lotnisku do Londynu.
Kuliszewska miała przepisać na swojego męża Czesława dom w Polsce, w zamian za 15 tys. funtów. Podczas styczniowego pobytu w Polsce małżeństwo miało odwiedzić notariusza, aby podpisać umowę o prawie męża do nieruchomości. Do podpisania dokumentu jednak nie doszło, ponieważ - według relacji męża - brakowało stosownych dokumentów. Portale podają również, że pieniądze, które Czesław miał przekazać żonie, zniknęły.
Mąż Grażyny opisywał też dziennikarzom, że 3 stycznia wieczorem żona była zdenerwowana. W pewnym momencie usłyszał krzyki, płacz jej i ich pięcioletniego syna. Poszli spać, syna ułożyli między sobą, dziecko zasnęło i przestało płakać.
Mąż kobiety zawiadomił bliskich i policję
Kiedy mężczyzna wstał rano, żony już nie było. Miała zostawić mu wiadomość, że zobaczą się w Londynie. Pojechał do Londynu, ale kobiety tam nie było. Zawiadomił o tym bliskich i policję.
Dwa tygodnie po zaginięciu - czytamy w portalach - Sardar, Kurd mieszkający w Wielkiej Brytanii, miał zamieścić na Facebooku ogłoszenie o zaginięciu Grażyny, a za informacje o kobiecie oferował 100 tys. zł. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że Grażyna i Kurd mieli romans. Sardar twierdzi, że widział dokumenty rozwodowe przygotowane przez kobietę, która jednak nie chciała powiedzieć mężowi o swoich planach w obawie przed jego reakcją.
Dziennikarze dotarli do nagrania, na którym słychać kłótnię Grażyny i jej męża Czesława. Na nagraniu z 21 listopada widać też ich pięcioletniego syna; mężczyzna grozi kobiecie i przezywa ją, kłócą się o dom. Dziennikarze Onetu i Faktu24 ustalili także, że Polka bez zgody męża wzięła pożyczkę na dużą kwotę w jednym z brytyjskich banków.
Czytaj więcej
Komentarze