4,5 roku więzienia za gwałt na dziecku. Nawet oskarżony wnioskował o wyższy wyrok
Karę 4,5 roku więzienia wymierzyła w poniedziałek sędzia Barbara Piwnik z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga mężczyźnie oskarżonemu o zgwałcenie 12-letniej dziewczynki. Sam oskarżony chciał, by skazo go bez rozprawy na 7 lat więzienia. Do jego wniosku przychylił się także prokurator i rodzice pokrzywdzonej dziewczynki, ale sędzia zdecydowała, że konieczny będzie proces. Wyrok nie jest prawomocny.
Także w poniedziałek sąd rejonowy skazał go za doprowadzenie pasażerki autobusu do poddania się tzw. innej czynności seksualnej.
- Uznaję oskarżonego Roberta M. za winnego tego, że 12 czerwca 2017 roku (…) grożąc użyciem przemocy doprowadził małoletnią do obcowania płciowego oraz innej czynności seksualnej (…) - ogłosiła w poniedziałek po południu sędzia Barbara Piwnik z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Jest to czyn opisany w artykule 197 p.3 punkt 2 kodeksu karnego, za który groziła kara od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.
Sędzia Piwnik uznała M. za winnego także posiadania kilkudziesięciu zdjęć z pornografią dziecięcą. Za oba te czyny sąd wymierzył oskarżonemu karę łączną 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, zaliczając mu na poczet kary okres tymczasowego aresztowania od lipca 2017 roku. 40-letni Robert M. ma odbywać karę w systemie terapeutycznym.
Tłumaczył, że ma słabość do młodszych kobiet
Prokurator Michał Chałubiński powiedział, że prokuratura na pewno złoży apelację od tego wyroku. Oskarżyciel wnioskował o karę 8 lat i 6 miesięcy więzienia dla oskarżonego. Uzasadnienie wyroku było ogłaszane niejawnie.
Do zdarzenia, w związku z którym M. znalazł się na ławie oskarżonych doszło w jednej z małych miejscowości pod Wołominem. Według relacji pokrzywdzonej, sprawca podjechał do niej samochodem, wysiadł, przystawił jej do głowy "przedmiot przypominający broń" i zmusił, by wsiadła do auta. Mężczyzna miał zgwałcić dziecko, a następnie odwieźć w okolice domu i grozić, że spotkają ją konsekwencje gdyby zdecydowała się komuś powiedzieć o tym, co ją spotkało.
Sprawcę udało się zatrzymać miesiąc po zdarzeniu. Jego związek ze zgwałceniem potwierdziły badania DNA.
Robert M. częściowo przyznał się do zarzucanego czynu, ale podał inny przebieg zdarzeń niż pokrzywdzona. Kwestionował m.in. że doszło do stosunku płciowego. Twierdził, że w jego samochodzie doszło do "całowania i uścisków". Podczas jednego z przesłuchań w postępowaniu przygotowawczym 40-latek powiedział, że ma słabość do młodszych kobiet.
Oskarżony złożył wniosek o skazanie go na 7 lat więzienia
Gdy w marcu ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga ruszał proces, oskarżony złożył wniosek o skazanie go bez rozprawy na 7 lat pozbawienia wolności. Do tego wniosku przychylił się także prokurator i rodzice pokrzywdzonej dziewczynki. Na taki wymiar kary nie zgodziła się sędzia Piwnik m.in. ze względu na rozbieżności w opisie przebiegu zdarzenia przez oskarżonego i ofiarę.
Poniedziałkowy wyrok nie był dla Roberta M. jedynym. Tego samego dnia Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Północ skazał 40-latka na 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata próby, a także zobowiązał do poddania terapii dla osób z zaburzeniami popędu seksualnego.
Wyrok został wydany w związku ze zdarzeniem, które miało miejsce 6 lipca 2017 roku, czyli trzy tygodnie po gwałcie na dwunastolatce. Oskarżony miał w autobusie linii 527, w okolicy Dworca Wileńskiego "doprowadzić podstępem i przemocą" obcą kobietę do "poddania się innej czynności seksualnej" w ten sposób, że "ocierał się kroczem o jej pośladki i zanieczyścił nasieniem jej ubranie". Robert M. ma zakaz kontaktowania się z pokrzywdzoną i zbliżania się do niej na odległość mniejszą niż 50 metrów.
Oba wyroki są nieprawomocne.
WIDEO: Ginekolog podejrzany o gwałty na czterech pacjentkach został zatrzymany
Czytaj więcej