Brudziński: praca pań od komunikacji NBP nie była warta tych pieniędzy, skoro jest taki "kociokwik"
- Prezes Adam Glapiński komunikacyjnie tę sprawę rozłożył na łopatki. Jeśli dowiaduję się, że ze wszystkich dyrektorów najwyższe zarobki pobierały panie, które odpowiadały za strategię komunikacyjną, odpowiem szczerze: ich praca nie była warta tych pieniędzy, skoro jest taki komunikacyjny "kociokwik" - powiedział w Radiu ZET szef MSWiA Joachim Brudziński.
- Potrzebny był nam ten problem jak świni siodło. Ktoś do niego doprowadził. Nie jestem daleki od tego, że świecę oczami za znakomitego profesora, finansistę. W sensie komunikacyjnym temat został położony na łopatki - zaznaczył wiceprezes PiS.
Zapytany, czy pracownicy odpowiedzialni za komunikację powinni stracić pracę, Brudziński odpowiedział: "ja nie jestem prezesem NBP". - Za diametralnie mniejsze pieniądze moi najbliżsi współpracownicy odpowiedzialni za komunikację i departament komunikacji społecznej w MSWiA biją na głowę. Mam nadzieję, że nie będzie to skutkowało żądaniami podwyżki - dodał.
Brudziński stwierdził, że "NBP jest tak samo jak inne urzędy państwowe i centralne w troszeczkę innej rzeczywistości". - Marzy mi się sytuacja, żeby w NBP w sposób oczywisty pracowali najlepsi fachowcy w sensie merytorycznym. Na szczęście te panie odpowiadały tylko za strategię PR, komunikacyjną i marketingową - dodał.
- Jak uważam profesora Glapińskiego za znakomitego finansistę. Tak samo mam nadzieję, jestem o tym przekonany, że w tych pionach merytorycznych, w tych departamentach newralgicznych dla NBP i dla każdego Polaka, pracują wyjątkowo kompetentne i merytoryczne osoby. Czy zasługują na bardzo dobre zarobki, odpowiadam: tak - podkreślił.
Prawie 50 tys. zł dla szefowej komunikacji
Narodowy Bank Polski opublikował w środę na swojej stronie internetowej informacje o wysokości wynagrodzeń w 2018 r. kadry kierowniczej. Szefowa departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska jest najlepiej zarabiającym dyrektorem - z pensją 49 563 zł.
Pod koniec grudnia ub.r. "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracownicach prezesa NBP - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektorce gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Ujawniono wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył.
Głośno było również o Kamili Sukiennik, szefowej gabinetu NBP. Na ujawnionych przez "GW" nagraniach, były już szef KNF, Marek Chrzanowski mówi, że: "20 lat temu była modelką (...). Gdzieś tam we Wrocławiu ona reklamowała rajstopy, a teraz jest zastępcą dyrektora gabinetu". Z podanej przez NBP siatki płac wynika, że szefowa gabinetu zarabia średnio 42 760 zł.
Po doniesieniach medialnych o wysokich zarobkach w NBP, bank nie chciał ich ujawnić. Wprowadzono więc nowelizację ustawy przewidującą jawność wynagrodzeń kadry kierowniczej w NBP. Nowela reguluje ponadto maksymalną wysokość pensji np. dyrektorów w banku.
[ZOBACZ TEŻ] Elżbieta Rafalska w programie "Graffiti": wynagrodzenia rosną, ale daleko nam do zarobków, jakie są w bankowości
Czytaj więcej