"Walczymy z układem". Protest rybaków w Warszawie ws. degradacji środowiska i przełowieniu Bałtyku
- Zmniejszone zostały zasoby środowiska, w zasadzie twa jego całkowita degradacja. Polskie rybołówstwo praktycznie nie istnieje - mówił jeden z protestujących. W środę grupa około 200 rybaków przybrzeżnych protestowała m.in. przed Pałacem Prezydenckim. Rybacy chcą w ten sposób nagłośnić problem przełowienia Bałtyku i prosić ministra gospodarki morskiej Marka Gróbarczyka o interwencję.
- My, jako rybołówstwo małoskalowe, zostaliśmy z niczym, większość chłopaków jest na skraju bankructwa. Są takie rejsy, że podczas jednego wypłynięcia w morze straty sięgają 10 tys. zł - mówił w rozmowie z polsatnews.pl pan Mateusz z Darłowa, uczestnik protestu.
W środę grypa rybaków zorganizowała pikietę. Najpierw zebrali się przed Kancelarią Premiera, skąd przeszli al. Ujazdowskimi do Sejmu, a później pod Kancelarię Prezydenta. Protestujący nieśli transparenty z hasłami: "Degradacja środowiska", "Nie ma życia w Bałtyku", "Zamach na rybołówstwo".
"To jest katastrofa ekologiczna Bałtyku"
- Unia Europejska nakłada przepisy na mniejszych rybaków, jednocześnie zezwalając na połowy paszowe, które są największą szkodą dla środowiska naturalnego. Połowy paszowe polegają na tym, że potężne jednostki wypływają na morze w celu łowienia m.in. szprot, którymi później skarmiane są inne gatunki ryb - mówił rybak. - To prowadzi do tego, że brakuje pokarmu dla większych drapieżnych ryb bałtyckich, m.in. dla dorsza - dodał pan Mateusz.
Jak zaznaczył nasz rozmówca, dorszy jest coraz mniej. Niektórzy rybacy z Darłowa, Jarosławca czy Dębek w ogóle nie wypłynęli w morze od początku roku, a to oni stanowią 75 proc. całej floty.
Z kolei Henryk Pozorski, członek sztabu kryzysowego powołanego przez rybaków przybrzeżnych, powiedział, że ich postulaty to m.in. ochrona środowiska, wspieranie rybołówstwa przybrzeżnego jako dziedzictwa kulturowego i pomoc finansowa dla rybaków. Zaznaczył, że Bałtyk "nie żyje bez strefy przybrzegowej". - To jest katastrofa ekologiczna Bałtyku. (...) Nie możemy łowić, bo ryb nie ma - dodał Pozorski.
"Zapomniano o rybakach"
Protestujący, podczas pikiety, poruszali także sprawę dotacji dla rybaków.
- Dotacje, które dostajemy, to nie są dotacje zrobione dla rybołówstwa przybrzeżnego, dla małych rybaków łodziowych, tylko przemyślane w taki sposób, że my nic z tego nie możemy otrzymać. 20 proc. inwestycji w taką dotację to już jest spora kwota i nas na to nie stać - powiedział Pozorski.
- To jest układ i my z tym układem walczymy - zaznaczył rybak z Darłowa. - Kontrole połowów paszowych są zaniżane, ogromne środki, które zostały przeznaczone na rybołówstwo do nas nie trafiły. Przyznano je przetwórcom, ale zapomniano o rybakach. A oni po prostu bankrutują - dodał pan Mateusz.
Jak twierdził członek sztabu kryzysowego, ministerstwo chce wprowadzić kolejne szkodzące rybakom przepisy. - Łodzie przybrzeżne były zawsze do 12 metrów, to było rybołówstwo małoskalowe, a minister chce zrobić taki myk, że do tych łodzi skalowych dojdą też duże kutry rybackie, 24-metrowe - tłumaczył Pozorski. - To kolejny ukłon w stronę wielkich firm - dodał pan Mateusz.
Petycja do ministra
W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przedstawiciele rybaków spotkali się z ministrem gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Markiem Gróbarczykiem. Wręczyli mu petycję i umówili się na kolejne spotkanie pod koniec marca.
- Pokładaliśmy duże nadzieje w ministrze, ale teraz widzimy, że reprezentują nas ludzie, z którymi się nie utożsamiamy. Przez cztery lata nie zrobili nic. A teraz jeszcze jesteśmy zastraszani przez prezesów większych organizacji. Nawet przed tym protestem były takie próby - mówił polsatnews.pl pan Mateusz. - My się jednak nie poddamy - stwierdził.
Czytaj więcej