W Czechach wykryto salmonellę w wołowinie z Polski. Trwa ustalanie, gdzie trafiło mięso
Szef czeskiego Państwowego Urzędu Weterynaryjnego (SVV) Zbyniek Semerad poinformował w poniedziałek, że podległe mu służby sprawdzają, dokąd trafiła ponad tona wołowiny z Polski, z tej samej partii, co mięso, w którym w zeszłym tygodniu znaleziono salmonellę.
O mięsie, które może zawierać bakterie salmonelli, poinformowała polska strona za pośrednictwem europejskiego systemu ostrzegania o niebezpiecznej dla zdrowia żywności RASFF. Czeskie służby sprawdzają, gdzie mięso mogło trafić.
Nadzwyczajne kontrole
Od początku pojawienia się informacji o rzeźni na Mazowszu, gdzie pozyskiwano mięso z chorych krów, i ustalenia, że część mięsa z tej rzeźni trafiła do Czech, weterynarze pobrali 198 próbek wołowiny. Do niedzieli poznano wyniki analiz 114 próbek. W jednej znaleziono bakterie salmonelli, co stało się uzasadnieniem do wprowadzenia nadzwyczajnych kontroli całej wołowiny sprowadzanej z Polski. Od czwartku takie mięso nie może trafić na rynek bez kontroli w specjalnie akredytowanym laboratorium.
Semerad powiedział Czeskiej Telewizji, że partia 1164 kg mięsa, o której informowała polska strona, trafiła do Czech, zanim weszły w życie nadzwyczajne kontrole. Szef SVV podkreślił też, że mięso nie musi być skażone salmonellą.
700 kg mięsa, w którym SVV znalazła w ubiegłym tygodniu bakterie salmonelli, zostało sprowadzone przez koncern Agrofert, który do 2017 roku należał do obecnego premiera Czech Andreja Babisza. Firma przeprowadzała także własne testy - powiedział rzecznik Agrofertu Karel Hanzelka.
- Mogę potwierdzić, że testy dały negatywny wynik. Przeprowadziło je to samo akredytowane państwowe laboratorium, które w poprzednim tygodniu w mięsie pochodzącym z tej samej partii znalazło salmonellę. W żadnym przypadku nie podważamy tego wyniku - powiedział rzecznik.
"Domagamy się wyjaśnień od polskiego dostawcy"
Jak powiedział, transport zawierał mięso z około 50 zwierząt. Podkreślił, że zapakowane próżniowo i następnie w kartony mięso praktycznie nie jest narażone na skażenie podczas transportu i składowania. - Do błędu musiało dojść już u producenta. Podkreślamy, że w tym przypadku jesteśmy stroną poszkodowaną i domagamy się wyjaśnień od polskiego dostawcy - powiedział. Poinformował też, że współpraca z firmą Zakład Przemysłu Mięsnego Marek Biernacki została na razie wstrzymana. - Mamy dobre doświadczenia z tym dostawcą i mamy nadzieję na wyjaśnienie sprawy - powiedział.
Nadzwyczajne kontrole wołowiny, wprowadzone po stwierdzeniu salmonelli w przesyłce, która trafiła do Agrofertu, obowiązują także na Słowacji. Na tamtejszy rynek nie może trafić mięso bez wcześniejszych badań laboratoryjnych.
Czytaj więcej
Komentarze