Komentarze izraelskiej prasy po słowach Katza. "Trzeba za to zapłacić dyplomatyczną cenę"
Słowa p.o. szefa izraelskiego MSZ Israela Katza o polskim antysemityzmie podkopały dyplomatyczny cel izraelskiego rządu, jakim było zorganizowanie szczytu V4 w Jerozolimie - komentuje w poniedziałek na łamach "Jerusalem Post" Herb Keinon.
"Przed poczynieniem swoich uwag Katz powinien się na chwilę zatrzymać i zadać sobie pytanie, co chciał osiągnąć, jakie są cele Izraela" - pisze Keinon.
"Czy cel to zorganizowanie szczytu Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, co służy interesom Jerozolimy, zakładającym ustanowienie sojuszy w ramach UE, by zneutralizować antyizraelskie rozwiązania czy środki? Jeżeli tak, minister spraw zagranicznych musi robić, co może, by zagwarantować, że do takiej konferencji dojdzie" - wskazuje komentator.
"Dyplomatyczna cena"
"Jeżeli jednak celem jest mówienie gołej prawdy o polskiej współpracy z nazistami w każdym miejscu, przy każdej okazji - co jest celem słusznym i według niektórych honorowym - to w porządku, ale należy wiedzieć, że trzeba za to zapłacić dyplomatyczną cenę, w szczególności przy obecnym prawicowym rządzie w Warszawie" - kontynuuje.
"Nie powinno się jednak wytyczać celu, by następnie podejmować działania, podkopujące go" - wskazuje komentator, podkreślając, że celem obecnego rządu Izraela było zorganizowanie szczytu V4. Niektórzy twierdzą, że cel ten nie jest wart poświęcenia prawdy historycznej - dodaje.
"Jednak to jest cel obecnego rządu, a działania Katza podkopały go" - ocenia.
Pytanie jednak brzmi, czy musiał to być wybór między udziałem w szczycie Polski a prawdą historyczną, czy nie było trzeciej drogi? - zastanawia się komentator.
"Jest możliwe, by uhonorować ofiary Shoah i prowadzić politykę zagraniczną w oparciu o realpolitik" - konstatuje. Według niego trzecią drogą byłoby powiedzenie przez Katza: "prawdą jest, że niektórzy Polacy - i nie była to garstka - współpracowali z nazistami. Z drugiej strony nigdy nie zapomnimy tych sprawiedliwych Polaków, którzy ryzykowali swoje życie, by ratować Żydów".
Według niego takie słowa byłyby zgodne z prawdą historyczną i byłyby "do przełknięcia" dla polskiego rządu. "Nie byliby zachwyceni, marszczyliby brwi, ale nie odwołaliby" udziału w szczycie - wskazuje, zaznaczając, że to wymagałoby dyplomatycznej "subtelności i finezji".
Netanjahu "robi wszystko sam i to jest przerażające"
"Trudno sobie wyobrazić moment w naszej historii - być może za wyjątkiem czasów (premiera Dawida) Ben Guriona - kiedy proces decyzyjny na froncie dyplomatycznym i bezpieczeństwa był tak skoncentrowany w rękach jednej osoby" - wskazuje dziennikarz, znany z krytyki wobec Netanjahu.
I dodaje, że Katz, którego Netanjahu mianował w niedzielę, "wejdzie do najsłabszego MSZ w historii Izraela"; "jego budżet został zredukowany, a morale jest na dnie. Dobrzy ludzie (z niego) uciekli i wciąż uciekają".
Dziennikarz "Haarec" zwraca uwagę, że taka sytuacja ma miejsce nie tylko w MSZ. "Nie ma ministra obrony, a przez ostatnie cztery lata nie było ministra spraw zagranicznych. Człowiek z doświadczeniem operacyjnym kieruje Mosadem, ale jest pochlebcą premiera - pisze Drucker. - Dyrektor Mosadu, izraelskich służb wywiadowczych, Jossi Cohen zezwolił na bezprecedensową liczbę przypadków odtajnienia operacji Mosadu. Netanjahu miał istotny polityczny interes w ujawnianiu tych operacji".
Dziennikarz wskazuje, że Rada Bezpieczeństwa Narodowego "nigdy nie była wszechmocnym organem", ale "w ostatnich latach stała się ciałem ds. dyplomatycznych i bezpieczeństwa na użytek polityczny premiera". Ponadto według niego "rząd składa się z bardzo niewielu osób, które mogą rzucić wyzwanie Netanjahu, a większość jego towarzyszy całkowicie zależy od niego". "Nie uważają, że nadszedł czas, aby wybrać walkę z nim w sprawie dyplomatycznej" - dodaje Drucker.
I podkreśla, że "teraz Netanjahu bezczelnie lekceważy izraelską politykę".
Dziennikarz przypomina, że premier Izraela opublikował "niezręczne nagranie wideo, w którym przedstawiciele państw Zatoki Perskiej wypowiadają się przeciwko Iranowi", a także przyznaje się do wcześniejszych ataków na irańskie cele, tłumacząc, że nadszedł czas na jasność w tej sprawie.
"Mogło tak być, ale kto z establishmentu dyplomacji i bezpieczeństwa wiedział o zmianie polityki? Czy ktoś z bliskiego kręgu Netanjahu odważy się zażądać od niego wyjaśnień?" - zastanawia się dziennikarz.
"Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki"
Katz powiedział w niedzielę, odnosząc się do słów przypisanych przez media izraelskie szefowi rządu Izraela Benjaminowi Netanjahu: "Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy.
Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami i - tak jak powiedział Icchak Szamir (były premier Izraela - red.), któremu Polacy zamordowali ojca, »Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki«. I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych".
Herb Keinon zwraca uwagę, że Katz mówił o tym niecałe 12 godzin po objęciu stanowiska p.o. szefa MSZ. Komentator wskazuje, że "tak jak postąpiłby każdy dobry dyplomata", Katz próbował umniejszyć skalę kryzysu polsko-izraelskiego "nieumyślnie" ożywionego przez Netanjahu w Warszawie
Czytaj więcej