Wybrałem dla niego humanitarną śmierć - mówi 63-latek, który skatował psa i wyrzucił na śmietnik
Mieszkaniec Chojnic postanowił zabić psa, gdy ten okazał się dla niego problemem. Uznał, że bardziej "humanitarnym" sposobem niż porzucenie zwierzęcia w lesie i skazanie go na śmierć głodową będzie zabicie go młotkiem i wyrzucenie na śmietnik. Skatowanego żywego psa znalazły w kontenerze kobiety, które przyszły wyrzucić śmieci.
Policja dotarła do mężczyzny dzięki kontaktowi z poprzednią opiekunką zwierzęcia. Kobieta, która nie mogła się nim dłużej zajmować, wskazała osobę, której przekazała psa. To 63-letni mieszkaniec Chojnic.
Zatrzymany przez policję powiedział, że właścicielka zapewniała go, iż pies będzie czysty i grzeczny, tymczasem zwierzę zniszczyło mu kilka rzeczy w domu.
Przyznał się
- Mężczyzna tłumaczył policji, że żal mu się go zrobiło i zamiast wywieźć psa do lasu i skazać na śmierć głodową w męczarniach postanowił wybrać dla niego bardziej humanitarną śmierć i skrócić mu cierpienie - powiedziała polsatnews.pl st. sierż. Justyna Przytarska, rzeczniczka chojnickiej policji. - Kilka razy uderzył psa młotkiem w głowę. Gdy sądził, że pies już nie żyje, włożył go do torby, wyrzucił do jednego z kontenerów na śmietniku w Chojnicach i przysypał popiołem - dodała Przytarska.
Psa znalazły kobiety, które wyrzucały śmieci. Ich uwagę zwróciła torba, w której coś się ruszało. Okazało się, że to wycieńczony zmaltretowany pies. Zaopiekowali się nim pracownicy schroniska "Przytulisko", którzy wspólnie z policją rozpoczęli poszukiwania jego oprawcy.
Według lekarza weterynarii pies miał głęboką ranę na głowie oraz liczne stłuczenia brzucha i okolic genitaliów.
Mężczyzna przyznał się do winy. Prokuratura skieruje do sądu wniosek o areszt tymczasowy. Mężczyźnie może zostać postawiony zarzut z art. 31 ustęp 2. Ustawy o ochronie praw zwierząt z 1997 r. za znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Wówczas grozi mu kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Utopiony w jeziorze
Na początku roku, także w województwie pomorskim, miał miejsce podobny przypadek. Spacerowicz zauważył dryfujący worek przy brzegu jeziora Rąbki w Przechlewie. Wezwał policję. Okazało się, że w worku jest martwy pies. Sekcja zwłok wykazała, że zwierzę było w nim od kilku dni, ale do worka włożono go, gdy żył.
Policja po kilku dniach ustaliła opiekuna psa. Był nim 65-letni mieszkaniec Przechlewa. Mężczyzna usłyszał zarzut zabicia zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem. Dobrowolnie poddał się karze.
- Zasądzane coraz wyższe wyroki w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami mogą stać się ostrzeżeniem dla innych, że nie ma przyzwolenia na bestialstwo - powiedziała st. sierż. Justyna Przytarska.
[ZOBACZ TEŻ] Włoska mafia wydała wyrok na psa tropiącego narkotyki: