Matka skazana na 10 lat więzienia za zabójstwo noworodka. Wyrzuciła dziecko przez okno
Na 10 lat więzienia skazał Sąd Okręgowy w Koszalinie 25-letnią Paulę S. ze Szczecinka za zabójstwo swojego nowo narodzonego syna.
Prokuratura wnosiła o uznanie oskarżonej winną popełnienia z zamiarem bezpośrednim zabójstwa syna i wymierzenie kobiecie kary 25 lat więzienia. Prokurator Łukasz Elzanowski w mowie końcowej wskazywał, że o zamiarze popełnienia przestępstwa przez oskarżoną świadczyło jej zachowanie i działanie podczas ciąży, jak i w dniu porodu. Nie powiedziała matce i konkubentowi o ciąży.
Prokurator zaznaczył, że zebrane dowody, w tym opinia psychiatryczno-sądowa, wskazują na to, że działanie Pauli S. w momencie popełniania przestępstwa było "spójne, logiczne i konsekwentne". Podkreślił, że gdy zbliżała się akcja porodowa, oskarżona weszła do łazienki, puściła wodę, by szum zagłuszył akcję porodową. Po urodzeniu syna, rozerwała pępowinę, wyrzuca noworodka przez okno, posprzątała łazienkę, a po urodzeniu łożyska umieściła je w torbie, schowała przy łóżku, a potem bawiła się z roczną córeczką.
"Sam poród był dla Pauli S. zaskoczeniem"
Obrońca z urzędu mec. Tadeusz Czernicki chciał zmiany kwalifikacji czynu, na tę z art. 155 kk, w którym mowa o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Czyn ten zagrożony jest karą do 5 lat więzienia. Zdaniem mecenasa, samo niemówienie oskarżonej swoim bliskim o ciąży, nie może świadczyć o zamiarze popełnieniu przestępstwa. - Sam poród był dla Pauli S. zaskoczeniem. W moim przekonaniu oceniła, że poroniła. Naturalnym jest to, że jak dziecko się rodzi, to wydaje dźwięk, tu tego nie było - mówił Czernicki.
Paula S. urodziła syna w Szczecinku, 10 października 2017 r. w łazience mieszkania, które zajmowała z konkubentem i ich roczną wówczas córką. Po porodzie wyrzuciła nowo narodzonego chłopca przez okno, z pierwszego piętra. Dziecko znalazła przypadkowa osoba. Chłopiec po pięciu dniach zmarł w szpitalu.
Kobieta podczas procesu przyznała się do tego, że wyrzuciła noworodka przez okno łazienki, ale nie do zabójstwa. We wtorek, gdy zapadł wyrok, nie było jej na sali rozpraw. Nie złożyła wniosku o doprowadzenie na rozprawę z aresztu.
We wtorek sąd słuchał dwóch świadków, ratowników medycznych, ekipę karetki pogotowia, która przyjechała na wezwanie do Pauli S. 10 października 2017 r., by udzielić jej pomocy medycznej i przewieźć do szpitala.
"Dziś nie mogę powiedzieć, jak to było"
Sąd nie uwzględnił wniosku obrońcy Pauli S. dotyczącego dodatkowego opiniowania z zakresu psychologii i psychiatrii. Zdaniem mecenasa, ze względu na to, że w trakcie procesu trzech świadków mówiło o depresji oskarżonej, powinno się tę okoliczność zbadać.
- Sąd uważa, że dowód z opinii biegłych - przedstawiony i poszerzony - jest jasny, pełny i ta opinia nie budzi wątpliwości. (…) Odnosi się do wszystkich podnoszonych kwestii (…) - mówił we wtorek przewodniczący składu orzekającego sędzia Jacek Matejko.
Proces Pauli S. oskarżonej o zabójstwo ruszył przed Sądem Okręgowym w Koszalinie w listopadzie 2018 r. Wówczas na sali sądowej oskarżona powiedziała, że "ma dużo luk w pamięci". - Wielu rzeczy nie pamiętam. Dziś nie mogę powiedzieć, jak to było - mówiła Paula S. Zapewniała, że w chwili porodu nie wiedziała, że do niego doszło.
Podczas śledztwa Paulina S. zeznała, że nikomu nie mówiła o ciąży. Bała się, że najbliżsi wytkną jej to, że nie dba o tę ciążę. Mogła ją ukryć, bo po pierwszej znacznie utyła. Była przekonana, że poród nastąpi dopiero za trzy, cztery miesiące. Paula S. zeznała w śledztwie, że 10 października rano poczuła ból brzucha. Dzień wcześniej paliła marihuanę. Poszła do łazienki i "to coś" z niej wypadło. Twierdziła, iż nie wiedziała, że to dziecko. Zerwała pępowinę, wyciągnęła "to coś" z muszli klozetowej i wyrzuciła przez okno. Posprzątała łazienkę, wykąpała się. Przed śledczymi zeznała, że jest świadoma tego, co zrobiła.
Czytaj więcej
Komentarze