Oferowali koparki, zniknęli z zaliczkami za sprzęt
Przedsiębiorcy z całej Polski padli ofiarą oszustów z Wrocławia rzekomo handlujących koparkami z Anglii. Firma pobierała po kilkadziesiąt i więcej tysięcy złotych zaliczki, obiecując, że do Wigilii sprzęt będzie. Po Świętach nagle zniknęła z rynku. Okazuje się, że jej prezes był już wcześniej poszukiwany przez policję.
Pan Stanisław od 30 lat prowadzi pod Wrocławiem firmę zajmującą się budową dróg i transportem. W listopadzie zeszłego roku przedsiębiorca postanowił kupić nowy sprzęt. W internecie trafił na wrocławską firmę sprowadzającą koparki z Wielkiej Brytanii.
- Sprawdzaliśmy w internecie i wszędzie widniało, że firma działa od 18 lat. Byłem w serwisie, sprawdzałem, gdzie te maszyny są, więc było to wiarygodne. Wpłaciłem 30 proc., czyli 147 tys. zł. Nawet myślałem, by wpłacić 50 proc., by było później mniej kredytu, ale córka mnie na szczęście od tego odwiodła - mówi Stanisław Cygan, który stracił 150 tys. zł.
Pan Adam Olszewski z Lublina wpłacił na koparkę ponad 60 tys. zł. Tak jak inni przedsiębiorcy kontaktował się z pracownicą firmy - Jadwigą G.
- Termin realizacji wpisała mi 20 dni. Mówiła, że na pewno koparka będzie przed świętami - opowiada Adam Olszewski.
Najpóźniej w Wigilię swoją koparkę miał też odebrać pan Karol spod Siedlec. Mężczyzna ze sprzedaży starej koparki miał 130 tys. zł, które wpłacił do firmy leasingowej. Cała maszyna miała kosztować 300 tys. zł. Firma leasingowa całość przelała na konto wrocławskiej firmy sprowadzającej koparki.
"Czy ta koparka osiołkiem jedzie tyle czasu"
- Wydzwaniałem przed świętami do pani G. Powiedziała, że maszyna będzie w piątek albo najpóźniej w poniedziałek, a ja na to, że byle nie w lany poniedziałek. Pytałem, czy ta koparka osiołkiem jedzie tyle czasu. Ona cały czas mnie zbywała i po Świętach już nie było z nimi kontaktu.
Zadzwoniłem do swojego leasingodawcy, powiedział, że to jest oszustwo, że już na internecie są wpisy - wspomina Karol Uziak.
Do tej pory na policję zgłosiło się 40 oszukanych przedsiębiorców. Właściciel firmy Ireneusz F. zapadł się pod ziemię z pieniędzmi za maszyny.
- Właściciel firmy, jak wynika z dokonanych ustaleń, był już wcześniej poszukiwany - informuje Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowa we Wrocławiu.
Wszyscy poszkodowani przedsiębiorcy kontaktowali się z Jadwigą G. - dyrektorem do spraw sprzedaży. To ona wystawiała faktury, przyjmowała pieniądze. Mimo prób, nie udało nam się z nią porozmawiać.
Oszukani nie mają nadziei na odzyskanie pieniędzy
- Rzekomo wszystkie jej umowy przychodziły na maila, a ona we wszystkim zorientowała się po Wigilii, jak konta zostały wyczyszczone. Ale nie chce mi się w to wierzyć, za pięknie to wyglądało. Spuszczała z cen nie kontaktując się z szefem, dokładała wyposażenie, młoty do kucia - uważa Adam Olszewski, który stracił 60 tys. zł
Oszukani przedsiębiorcy są załamani. Nie mają nadziei na odzyskanie swoich pieniędzy, na które musieli ciężko pracować
Czytaj więcej
Komentarze