Górnik z kopalni Rudna uratowany. Do samochodu ratowników wszedł o własnych siłach
- Około 14.25 ratownicy dotarli do poszukiwanego górnika, który po wstrząsie w kopalni Rudna, przebywał w przysypanej maszynie. Górnik o własnych siłach opuścił kabinę. Jak powiedział dyrektor generalny kopalni Rudna Marek Świder, po opuszczeniu maszyny górnik wraz z ratownikami pojechał do podziemnej bazy akcji ratunkowej. Poszukiwania zaginionego trwały ponad 18 godzin.
- Czekamy, aby górnik został wywieziony na powierzchnię - powiedział dyrektor. Dodał, że w bazie czeka lekarz, który sprawdzi jego stan zdrowia.
Kabina maszyny uratowała mu życie
Dyrektor poinformował, że poszukiwany górnik przez cały czas trwania akcji ratunkowej był w kabinie maszyny operatorskiej. - To są specjalnie konstruowane kabiny - powiedział.
Anna Osadczuk, pełniąca obowiązki dyrektor Departamentu Komunikacji KGHM Polska Miedź, dodała, że kabina maszyny uratowała życie górnikowi. - Te maszyny są specjalnie wzmacniane, by operator znajdujący się w kabinie - klatce był bezpieczny. Te klatki są w stanie wytrzymać bardzo duży nacisk skał - powiedziała Osadczuk.
Poszukiwania górnika trwały ponad dobę. - To bardzo dobra praca ratowników i sztabu akcji ratunkowej, a do tego szczęście górnicze - powiedział Świder.
Uratowany górnik ma 49 lat, pochodzi z Głogowa, ma trójkę dzieci. W Rudnej pracuje od 2011 roku.
Pod ziemią pracowało 30 zastępów ratowników
W akcji ratunkowej brało udział 30 zastępów ratowników górniczych. Krzysztof Skraba, ratownik który brał udział w akcji w Rudnej, powiedział, że po wstrząsie w tej kopalni powstały ogromne zniszczenia. - To była bardzo trudna akcja, w mojej ponad 20-letniej pracy nie widziałem takiego ogromu zniszczeń - mówił dziennikarzom ratownik.
Dodał, że szczęście ratowników jest nie do opisania. - Udało się i wszyscy jesteśmy razem - mówił. Podkreślił, że podziwia psychikę uratowanego górnika. "On przeczekał dobę i cieszę się, że udało nam się wszystkich kolegów wyciągnąć" - opowiadał.
Opisując akcję ratunkową, Skraba mówił, że około 60 metrów przed maszyną, w której przybywał górnik, ratownicy zobaczyli sygnały świetlne wysyłane przez zasypanego. "On był odcięty z każdej strony i na nas czekał - mówił ratownik.
Skraba dodał, że po wstrząsie w kopalnianych korytarza zalega ogrom urobku. - Szliśmy z dwóch stron (…) Po wstrząsie powstało rumowisko. W jednym miejscu można się prześliznąć pod stropem, w innym nie ma w ogóle przejścia, a w innym miejscu można przejść na stojąco - mówił.
Podkreślił, że schodząc po zasypanych górników, ratownicy nigdy nie tracą nadziei. - Tak szczęśliwej akcji ratunkowej jak ta nie miałem nigdy - powiedział ratownik.
Na głębokości 770 metrów
Do silnego wstrząsu, określanego jako "górnicza ósemka" (wcześniej podawano, że wstrząs miał siłę "górniczej siódemki") doszło we wtorek przed godziną 14 na oddziałach G1 i G2 kopalni Rudna, na głębokości 770 metrów. W rejonie zagrożenia podczas wstrząsu było 32 górników. Z czternastu zaginionych po zdarzeniu, trzynastu odnaleziono.
15 osób odniosło w wyniku wstrząsu obrażenia. Z tego cztery przebywają w szpitalach w Głogowie, Nowej Soli i w Legnicy. Najciężej ranny jest 50-letni górnik, który z wielonarządowymi urazami trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.
"Prokurator zgromadził już pierwsze materiały"
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy prok. Lidia Tkaczyszyn poinformowała, że Prokuratura Rejonowa w Lubinie wszczęła w środę śledztwo z art. 163 par. 1 Kodeksu karnego.
- To śledztwo prowadzone jest w sprawie katastrofy górniczej i zbiorowego wypadku przy pracy, który u jednej osoby spowodował ciężkie obrażenia ciała, a u innych poszkodowanych lżejsze - powiedziała Tkaczyszyn.
Rzecznik poinformowała, że śledztwo wszczęto na podstawie zawiadomienia pracodawcy, a prokurator zgromadził już pierwsze materiały na temat wypadku.
Czytaj więcej
Komentarze