Wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędziego Łączewskiego
Prokuratura Regionalna w Krakowie złożyła w poniedziałek wniosek do Sądu Dyscyplinarnego przy Sądzie Apelacyjnym o zezwolenie na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sędziego Wojciecha Łączewskiego.
Wniosek dotyczy złożenia przez tego sędziego doniesienia o przestępstwie, którego nie było, i składania fałszywych zeznań.
Z ustaleń śledztwa wynika - poinformowała Prokuratura Regionalna w Krakowie - że wbrew złożonemu przez sędziego zawiadomieniu o przestępstwie nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na Twitterze.
Jak wskazują również zgromadzone dowody, sędzia zeznał nieprawdę, że to rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii, a także bez wiedzy sędziego zrobił i wysłał za pośrednictwem Twittera jego zdjęcie. Fotografia miała być dowodem, że właścicielem konta zarejestrowanego na fałszywe nazwisko "Krzysztof Stefaniak" jest właśnie sędzia Wojciech Łączewski.
Włamania na Twittera
Zlecona przez prokuraturę ekspertyza z zakresu informatyki jednoznacznie wykazała, że nikt poza sędzią Wojciechem Łączewskim nie miał dostępu do jego urządzeń elektronicznych i kont na Twitterze. Zeznania świadków przeczą zaś wersji zdarzeń przedstawionych przez sędziego.
W lutym 2016 r. sędzia Łączewski złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie zawiadomienie, że nieznana mu osoba włamała się na jego konta prowadzone pod fikcyjnymi nazwiskami na Twitterze i w jego imieniu prowadziła korespondencję.
W zawiadomieniu do prokuratury sędzia zwrócił się o ściganie osoby, która między 16 a 28 stycznia 2016 r. miała podszywać się pod niego na Twitterze w celu wyrządzenia mu szkody osobistej. W sprawie zostało wszczęte śledztwo.
Sędzia złożył zawiadomienie po ukazaniu się 29 stycznia 2016 r. w portalu Kulisy24.com publikacji "Zaplątany sędzia:, w której autorzy - nie wymieniając z nazwiska sędziego Wojciecha Łączewskiego - opisywali, że znany sędzia za pośrednictwem Twittera nawiązał prywatną korespondencję z osobą, którą wziął za Tomasza Lisa, i namawiał ją do przyjęcia nowej strategii w politycznej walce z rządem.
Według autorów publikacji, sędzia prowadził z tą osobą internetowe rozmowy, posługując się kontami zarejestrowanymi na fikcyjne nazwiska. Aby udowodnić swoją prawdziwą tożsamość, przesłał rozmówcy swoje zdjęcie. Dziennikarze, chcąc wykluczyć prowokację i potwierdzić, że autorem korespondencji jest rzeczywiście znany sędzia, zaproponowali mu spotkanie w wyznaczonym miejscu i czasie.
Nie doszło do przejęcia kont
W kolejnej publikacji, która ukazała się w "Warszawskiej Gazecie" w lutym 2016 r., ujawniono, że opisanym przez Kulisy24.com sędzią jest Wojciech Łączewski.
W toku śledztwa, wszczętego w wyniku zawiadomienia złożonego przez sędziego Łączewskiego, prokuratura zleciła ekspertyzę z zakresu informatyki, przesłuchała licznych świadków i uzyskała w ramach międzynarodowej pomocy prawnej informacje od amerykańskiej firmy Twitter.
Z opinii biegłego wynika, że nie doszło do włamania do kont, które sędzia prowadził na Twitterze pod fikcyjnymi nazwiskami "Marek Matusiak" i "Krzysztof Stefaniak". Biegły nie znalazł również śladów świadczących o tym, że nieuprawnione osoby miały dostęp do komputerów, tabletu, telefonu sędziego.
Na dysku sędziego biegły odnalazł zdjęcie, które zostało wykonane jego telefonem i zostało automatycznie, poprzez usługę iCloud, przesłane do zsynchronizowanego z tym telefonem komputera sędziego. Czas wykonania fotografii jest tożsamy z czasem rozmowy na Twitterze i koresponduje z jej treścią. Sposób ustawienia aparatu wskazuje, że zdjęcie zrobił sobie osobiście Łączewski.
Przesłuchany w charakterze świadka znajomy sędziego zaprzeczył, by umawiał się z nim w tym samym miejscu i czasie, które wyznaczyli Łączewskiemu dziennikarze. Stoi to w sprzeczności z zeznaniami Łączewskiego, według którego pojawił się przed wskazanym przez dziennikarzy blokiem na warszawski Wilanowie, aby odebrać książkę od znajomego.
Wnikliwa analiza materiału dowodowego wykazała - czytamy w komunikacie prokuratury - że nie doszło do nielegalnego przejęcia przez osobę trzecią kont na Twitterze, prowadzonych przez sędziego Łączewskiego. Doprowadziło to w maju 2018 r. do umorzenia wszczętego po zawiadomieniu sędziego śledztwa.
Ustalone przez prokuraturę okoliczności jednoznacznie podważają prawdziwość złożonego przez sędziego doniesienia o przestępstwie i jego zeznań. Wskazują, że sędzia dopuścił się czynów z artykułów 238 i 233 kodeksu karnego, polegających na złożeniu zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było i fałszywych zeznań - głosi komunikat.
Kontynuowanie postępowania przygotowawczego w tym zakresie może jednak nastąpić wyłącznie po wydaniu przez właściwy sąd dyscyplinarny uchwały zezwalającej na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej.
Czytaj więcej