Zmarła dziennikarka Irena Dziedzic
W poniedziałek 14 stycznia odbędzie się w podwarszawskich Laskach pogrzeb Ireny Dziedzic - poinformowano w sobotę na stronie kwartalnika "Więź". Irena Dziedzic jako pierwsza dziennikarka zdobyła w PRL status gwiazdy małego ekranu.
Prowadzony przez nią program Tele-Echo, uznawany za pierwszy w Polsce talk-show, nadawano w TVP przez 25 lat.
Na stronie kwartalnika "Więź" poinformowano, że Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 roku w wieku 93 lat.
"Pogrzeb odbędzie się w poniedziałek, 14 stycznia, o godz. 13.00 w Laskach. Msza zostanie odprawiona w drewnianej kaplicy sióstr franciszkanek pw. Matki Bożej Anielskiej. Następnie Irena Dziedzic zostanie pochowana na słynnym, pięknym i kameralnym cmentarzu w Laskach. W lesie" - napisał redaktor kwartalnika "Więź" ks. Andrzej Luter.
Zaczynała w "Echu Krakowa"
Irena Dziedzic urodziła się 20 czerwca 1925 r. w Kołomyi (dziś Ukraina). Przed II wojną światową była uczennicą żeńskiej szkoły podstawowej, wychowanką w internacie s. Felicjanek we Lwowie. Maturę zdała eksternistycznie w Krakowie.
Pracę zawodową rozpoczęła w 1946 r. w "Echu Krakowa" (najpierw jako maszynistka, potem reporterka), później zatrudniła się na krótko we wrocławskim "Słowie Polskim". Od 1948 r. pracowała w Warszawie, początkowo jako depeszowiec w "Głosie Ludu", a następnie w "Expressie Wieczornym". Od 1952 r. pracowała w Polskim Radiu.
W 1956 r. pojawiła się w TVP, gdzie przez 25 lat (do kwietnia 1981 r.) tworzyła i prowadziła program publicystyczno-rozrywkowy Tele-Echo.
Dziedzic wspominała na swoim blogu, że pomysł Tele-Echa przywiozła z zagranicy Mira Michałowska - pisarka, dziennikarka, satyryk i tłumaczka.
"We francuskiej telewizji chodził wówczas codzienny program (lokalny, w rodzaju naszego późniejszego Kuriera Warszawskiego), pod nazwą Tele-Paris" - wspominała na blogu Dziedzic.
"Nie denerwuj się, tego i tak nikt nie będzie oglądał"
Do anegdoty - jak pisała Dziedzic - przeszedł argument, w którym Michałowska przekonywała ją do prowadzenia programu: "Nie denerwuj się, tego i tak nikt nie będzie oglądał".
Audycja miała charakter publicystyczno-rozrywkowy i przez niektórych uznana została za prekursorską w polskich warunkach formę typu "talk-show". Początkowo program był emitowany z kawiarni, gdzie zaproszeni goście rozmawiali z dziennikarką przy kawie lub kieliszku wina. Do stolika przysiadali się ówcześni celebryci. Ostatecznie Tele-Echo znalazło swoje miejsce w studiu telewizyjnym.
W 806 edycjach programu wzięło udział ponad dwanaście tysięcy osób. Byli wśród nich najwybitniejsi przedstawiciele świata kultury, znani dziennikarze, sportowcy, ale także np. jubilaci pożycia małżeńskiego.
W latach 1965-1968 była także jedną z trojga osób prowadzących Dziennik TV. W latach 1977-1981 była ponadto twórcą i kierownikiem redakcji kulturalnej w Dzienniku TV. Po trwającej 2,5 roku od października 1983 r. do września 1991 r. przerwie prowadziła program "Wywiady Ireny Dziedzic".
W filmach grała samą siebie
Wystąpiła w filmach (najczęściej grała samą siebie), m.in. w "Jutro premiera" w reż. Janusza Morgensterna (1962) i "Polowanie na muchy" (1969) w reż. Andrzeja Wajdy, a także m.in. w "Wojnie domowej" (1965), "Kłopotliwym gościu" (1971) i "Szczurze" (1994). Jest autorką książki "Teraz Ja. 99 pytań do mistrzyni telewizyjnego wywiadu" (Warszawa, 1992).
Przez cztery lata (2002-2006), co tydzień można było słuchać jej publicystycznych felietonów pt. "Punkt widzenia" w Programie I Polskiego Radia. Po felietonie, w którym mówiła o lustracji, ze współpracy zrezygnowano.
W 2006 r., gdy media wymieniły jej nazwisko wśród dziennikarzy, którzy w czasach PRL mieli być tajnymi współpracownikami SB, wystąpiła o autolustrację. W 2013 r. Sąd Apelacyjny prawomocnie uznał, że nie była kłamcą lustracyjnym. "Są jeszcze sędziowie w Warszawie" - skomentowała Dziedzic ten wyrok. W 2014 roku Sąd Najwyższy potwierdził wyrok SA, oddalając kasację prokuratora generalnego.
Według IPN w latach 1958-66 Dziedzic była agentką kontrwywiadu MSW jako TW "Marlena". Ona sama wiele razy mówiła o nachodzeniu jej przez SB, utrudnianiu jej pracy zawodowej i fabrykowaniu akt. Uznała się za wieloletnią ofiarę tajnych służb, bo sprawa jej rzekomej współpracy miała być zemstą wysokiego oficera służb za to, że w latach 50. nie chciała z nim zatańczyć, a potem poskarżyła się do KC PZPR, że za odmowę przetrzymano ją przez całą noc na komendzie.
Czytaj więcej
Komentarze