Mężczyźnie, który śmiertelnie pobił Roberta Brylewskiego grozi dożywocie. Jest akt oskarżenia
Do zgonu Roberta Brylewskiego, miał się przyczynić 41-letni Tomasz J., który w styczniu dotkliwie pobił muzyka i spowodował u niego ciężkie obrażenia głowy. Sprawcy grozi dożywocie. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga skierowała do sądu akt oskarżenia w związku ze śmiercią Brylewskiego.
- W dniu dzisiejszym Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ skieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi J., sprawcy śmiertelnego pobicia Roberta Brylewskiego - powiedział w piątek rano rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prok. Marcin Saduś.
Prokuratura zarzuca Tomaszowi J. spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Brylewskiego, co doprowadziło do jego śmierci. Oskarżony zaatakował muzyka w nocy z 27 na 28 stycznia w budynku przy ulicy Targowej w Warszawie, gdzie Brylewski od jakiegoś czasu zamieszkiwał.
- Zadał pokrzywdzonemu liczne ciosy nogami i rękami oraz doprowadził do zgonu, który nastąpił 3 czerwca 2018 roku - podał rzecznik prokuratury. Dodał, że na J. ciąży także zarzut kierowania gróźb karalnych do 16-letniego syna partnerki Brylewskiego, którego sprawca próbował zmusić do otwarcia drzwi mieszkania.
Śmiertelna pomyłka
Do ataku na muzyka doszło najprawdopodobniej w wyniku pomyłki. 28 stycznia Tomasz J., będąc pod wpływem alkoholu, poprosił taksówkarza, by zawiózł go pod budynek przy ulicy Targowej. Oskarżony próbował dostać się do mieszkania, które zajmował kiedyś ze swoją matką. W środku słyszał głosy i - jak później tłumaczył - był przekonany, że w mieszkaniu jest jego matka i dzieje jej się krzywda. Myślał tak, mimo że kobieta od kilku lat mieszkała już pod innym adresem. Mężczyzna dobijał się do drzwi. Gospodarz, Robert Brylewski, wyszedł na korytarz, żeby wyjaśnić sytuację. Wtedy najprawdopodobniej został zaatakowany.
Gdy na miejsce dotarła wezwana przez świadków policja, funkcjonariusze zastali na klatce Brylewskiego z obrażeniami głowy i twarzy. - Mężczyzna oświadczył, że został pobity. Od pokrzywdzonego nie była wyczuwalna woń alkoholu, ale mówił niezrozumiale, kontakt z nim był ograniczony - opisał prok. Saduś.
Brylewski trafił do szpitala.
Policja zastała na klatce schodowej także Tomasza J. Mężczyzna dalej dobijał się do mieszkania, w którym przebywał 16-letni syn partnerki Brylewskiego. Groził, że zrobi chłopcu krzywdę, jeśli ten nie wpuści go do środka. Po kilkudziesięciu minutach nastolatek otworzył drzwi i powiedział funkcjonariuszom, że nie zna agresywnego mężczyzny.
41-latek miał 1,3 promila alkoholu we krwi. Na ubraniu i butach miał ślady krwi. Mężczyzna tłumaczył policjantom, że to on został zaatakowany przez nieznanego mu sprawcę. Tę wersję wykluczyło nagranie z monitoringu przed budynkiem, na którym widać, jak sprawca kopie Brylewskiego i zadaje ciosy pięściami. Muzyk nie zadawał ciosów.
Brylewski zmarł w następstwie obrażeń
Robert Brylewski od czasu ataku był kilkakrotnie hospitalizowany. Jak powiedział prokurator Saduś, muzyk miał bardzo poważne urazy głowy, początkowo był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. - Przez kilka tygodni był także leczony w warunkach domowych, ale w maju ponownie trafił do szpitala, gdzie zmarł - dodał rzecznik prokuratury. Biegły z zakresu medycyny sądowej stwierdził, że śmierć muzyka 3 czerwca 2018 r. była następstwem obrażeń głowy, których doznał kilka miesięcy wcześniej.
Oskarżony w toku śledztwa był kilkakrotnie przesłuchiwany, ale nie przyznał się do winy. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że J. w chwili zdarzenia miał ograniczoną poczytalność ze względu na wypity wcześniej alkohol, ale nie ma przeciwwskazań, by odpowiadał przed sądem.
Tomasz J. był wcześniej karany za czynną napaść na funkcjonariusza. Za śmiertelne pobicie Roberta Brylewskiego grozi mu kara od 5 lat więzienia do dożywotniego pozbawienia wolności.
Legenda punk rocka
Urodzony w 1961 r. Robert Brylewski był wokalistą, gitarzystą, kompozytorem i autorem tekstów. Od lat 70. współtworzył lub brał udział w kilkunastu projektach muzycznych, z którymi wydał łącznie kilkadziesiąt płyt. Bliski był mu nie tylko punk rock, ale także reggae i muzyka elektroniczna.
W 1978 r. Robert Brylewski współtworzył zespół The Boors, który rok później, po zmianach w składzie, zmienił nazwę na Kryzys. Grupa zakończyła działalność w 1981 r. Następnie Brylewski, wraz z liderem zespołu Tilt Tomaszem Lipińskim, założył Brygadę Kryzys. W 1982 r. artyści wydali płytę "Brygada Kryzys", uznaną za pierwszy w Polsce album punkowy, a później - za jedno z najważniejszych wydawnictw w historii polskiej muzyki rockowej.
Lider pierwszego zespołu reggae
W tym samym roku Brygada Kryzys zakończyła działalność, a Brylewski powołał do życia swój kolejny projekt - Izrael, który był pierwszym polskim zespołem grającym reggae. Grupa nagrała osiem płyt, w tym "Biada, biada, biada", "Nabij faję" i "Duchowa rewolucja".
W latach 1985-1993 Robert Brylewski grał również w rockowym zespole Armia, z którym wydał cztery albumy: "Armia", "Legenda", "Czas i byt", a także koncertowy "Exodus".
W 1991 r. reaktywował Brygadę Kryzys; nagrał m.in. płytę zatytułowaną "Cosmopolis". Dwa lata później grupa znów zakończyła działalność.
W latach 90. muzyk uczestniczył w takich projektach jak: Max i Kelner, Falarek Band, The Users, Dyliżans i Poganie. Nagrał też dwie solowe płyty z muzyką elektroniczną - "Warsaw Beat" i "Warsaw Beat II".
W 2003 r. po raz trzeci reaktywowano Brygadę Kryzys, trzy lata później - Izrael. W 2008 r. działalność wznowił Kryzys, czego owocem było wydawnictwo zatytułowane "Kryzys komunizmu".
Czytaj więcej
Komentarze