Tłumaczka Tuska ma zeznawać w śledztwie dot. "zdrady dyplomatycznej". "Niebezpieczny precedens"
Magda Fitas-Dukaczewska, tłumaczka polskich prezydentów i premierów, 10 kwietnia 2010 r. poleciała z Donaldem Tuskiem do Smoleńska, gdzie ówczesny premier rozmawiał z Władimirem Putinem. Teraz kobieta ma złożyć zeznania w związku ze śledztwem ws. "zdrady dyplomatycznej" Tuska. - Nie było takiego precedensu. Jest powszechnie przyjęte, że tłumacze nie składają zeznań - mówi Fitas-Dukaczewska.
Śledztwo wszczęto w marcu 2017 r. z zawiadomienia ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza. Zarzucił on Tuskowi "działanie na szkodę państwa i narażenie na szwank interesu obywateli, w tym rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej".
Postępowanie prokuratury dotyczy zarzutu z art. 129 kodeksu karnego, który głosi: "Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10".
Zawiadomienie Macierewicza ma dotyczyć okresu od 10 kwietnia 2010 roku do 2014 roku, gdy Tusk został szefem Rady Europejskiej. Były premier swoje zeznania złożył w zeszłym roku.
W zawiadomieniu, które wpłynęło do departamentu wojskowego Prokuratury Krajowej, ówczesny szef MON napisał, że Tusk "nie dopełnił ciążących na nim obowiązków". Według Macierewicza chodzi m.in. o zgodę na zastosowanie do badania katastrofy smoleńskiej załącznika nr 13 konwencji chicagowskiej, co - jego zdaniem - uniemożliwiło pełny udział polskiej strony w badaniu przyczyn katastrofy.
Macierewicz napisał również, że ówczesny premier "zaniechał poczynienia w umowie uzgodnień ze stroną rosyjską co do zagwarantowania udziału przedstawicieli RP we wszystkich czynnościach badawczych prowadzonych na miejscu badania, w konsekwencji czego prowadzenie tych czynności strona rosyjska rozpoczęła bez udziału przedstawicieli RP, a następnie prowadziła je, ograniczając bądź uniemożliwiając udział w nich przedstawicieli RP".
"Nie wiem, czy będę odpowiadała na pytania"
We wtorek wezwanie do prokuratury odebrała Magda Fitas-Dukaczewska, tłumaczka polskich prezydentów i premierów, a prywatnie żona gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI.
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznała, że po 1989 roku "była obecna przy spotkaniach na najwyższym szczeblu wszystkich polskich premierów i prezydentów, łącznie z Lechem Kaczyńskim".
Tłumaczka nigdy nie ujawniła, czego dotyczyła rozmowa Donalda Tuska z Władimirem Putinem, która odbyła się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. - Etyka zawodu tłumacza nie pozwala mi opowiadać, co się dzieje podczas rozmów, które tłumaczę - powiedziała gazecie.
Fitas-Dukaczewska była w czwartek gościem Superstacji. Przyznała, że nie spodziewała się wezwania do prokuratury. Oznajmiła jednak, że stawi się na przesłuchanie.
- Nie wiem jeszcze, czy będę odpowiadała na pytania, jestem przed konsultacją z moim pełnomocnikiem - dodała.
Buzek, Kaczyński, Kopacz
Fitas-Dukaczewska podkreśliła, że "państwo posiada bardzo wiele różnych instrumentów, które może wykorzystać do tego, żeby dowiedzieć się, jak takie rozmowy mogą wyglądać".
- Uważam, że tłumacz jest ostatnią osobą, która powinna być w tej chwili przesłuchiwana - stwierdziła Fitas-Dukaczewska.
Jak dodała, "nie ma tajemnicy tłumacza zapisanej w prawie". Podkreśliła jednak, że "od czasów II wojny światowej jest dorozumiane, żeby tłumacz nigdy nie musiał zeznawać".
- Pracowałam z premierami polskich rządów od 1999 roku, od premiera Buzka. Potem pracowałam z premierem Millerem, Belką, Marcinkiewiczem, Jarosławem Kaczyńskim. Potem był Donald Tusk i premier Ewa Kopacz. Każdy z nich może mieć absolutną pewność co do dyskrecji, którą ja się cechuję. Podobnie do prezydentów. Pracowałam z prezydentem Kwaśniewskim, Kaczyńskim oraz Komorowskim - przekonywała.
"Prawdopodobieństwo graniczące z pewnością"
Zdaniem tłumaczki, wezwanie jej do prokuratury to "niesamowicie niebezpieczny precedens". - Otwiera drogę do tego, by w przyszłości przesłuchiwać tłumaczy - dodała.
Podkreśliła przy tym, że jedna z jej koleżanek tłumaczy zarówno rozmowy prezydenta Andrzeja Dudy, jak i spotkania z zagranicznymi gośćmi Jarosława Kaczyńskiego.
- Czy możemy oczekiwać, że ta moja koleżanka będzie wzywana do prokuratury i będzie opowiadała o spotkaniach prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego? Myślę, że nie chciałaby tego robić - dodała.
Pomoc RPO i międzynarodowego stowarzyszenia tłumaczy
Zapytana, czy sprawa może mieć charakter polityczny, odpowiedziała: "jest to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że chce się zestawić moje zeznania z zeznaniami Donalda Tuska".
Za Fitas-Dukaczewską wstawiło się m.in. Międzynarodowe Stowarzyszenie Tłumaczy Konferencyjnych, które przypomniało o absolutnej poufności w pracy tłumacza.
Tłumaczka poprosiła Rzecznika Praw Obywatelskich o objęcie nadzorem tej sprawy, a także zwróciła się do polskiego i międzynarodowego zrzeszenia tłumaczy konferencyjnych.
Jej pełnomocnikiem jest były poseł SLD mec. Ryszard Kalisz - informuje "Wyborcza".
Czytaj więcej
Komentarze