Pies odebrany z powodu zaniedbania ma wrócić do opiekunki, która doprowadziła go do tego stanu
Zaniedbany pies, który z powodu złego stanu został odebrany swojej opiekunce - teraz ma do niej wrócić - zdecydował prezydent Jeleniej Góry. Protestuje przeciw temu stowarzyszenie Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt, twierdząc, że prezydent wydał opinię na podstawie sfałszowanych dokumentów, a na opiekunce ciążą zarzuty prokuratury za znęcaniem się nad psem.
8-letniego Marleya odebrano opiekunce ponad pół roku temu po zgłoszeniu sąsiadów. Według weterynarza, w olbrzymim guzie, który miał na ciele, gnieździły się larwy much, a z powodu kołtuna pies nie mógł swobodnie się wypróżnić. Pomimo braku zgody opiekunki, psa przewieziono do kliniki weterynaryjnej, gdzie usunięto mu 3 kg skołtunionej sierści i 1,5-kg guza.
Teraz prezydent Jeleniej Góry Jerzy Łużniak, według DIOZ, nakazał zwrot zwierzęcia dawnej opiekunce, argumentując, że stan zwierzęcia nie wymagał interwencji. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonywalności.
🆘Marley został odebrany w tragicznym stanie-miał ogromnego guza w którym gnieździły się larwy much,pies nie mógł się swobodnie wypróżnić przez ogromne kołtuny.Decyzją prezydenta miasta @Jelenia_Gora pies ma wrócić do oprawców, pomimo iż właścicielka ma zarzuty karne ws tego psa! pic.twitter.com/4s80JOApK7
— Konrad Kuźmiński (@KuzminskiKonrad) 14 grudnia 2018
- Stan psa zagrażał jego życiu i zdrowiu. Prezydent oparł swoją decyzję na sfałszowanym dokumencie, co miała stwierdzić prokuratura - podaje na Twitterze Konrad Kuźmiński z Zarządu Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.
- Ta sprawa jest bezprecedensowa - mówi Kuźmiński polsatnews.pl - Gdy inspektorat podejmuje interwencję w sprawie złego traktowania zwierząt, zgłasza sprawę do prokuratury oraz ma obowiązek poinformować o tym organ władzy lokalnej, w tym wypadku był nim prezydent miasta. W takich wypadkach władze pełnią funkcję pomocniczą i zwykle nie podważają decyzji inspektorów. Zwłaszcza, że tak jak w tym wypadku, po śledztwie prokuratury, opiekunce Marleya postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem, a obecnie akt oskarżenia w tej sprawie jest na ostatnim etapie postępowania przedsądowego - dodaje.
Cezary Wiklik, rzecznik Prezydenta Miasta, odpiera ten argument, uważając, że nieprawdą jest, że decyzją prezydenta pies ma wrócić do właścicielki.
- Prezydent domaga się - zgodnie z prawem, a w szczególnością z ustawą o ochronie zwierząt - by DIOZ ujawnił miejsce pobytu psa, lub przekazał zwierzę do miejskiego Schroniska dla Małych Zwierząt. Arbitralna decyzja o zabraniu zwierzęcia i przetrzymywaniu w miejscu nieznanym, uniemożliwia ocenę stanu, a jednoczesne domaganie się wydania "w ciemno" decyzji sankcjonującej działania DIOZ nie byłaby najwłaściwsza, a w świetle prawa - wadliwa - tłumaczy Wiklik.
"To nie ten pies, którego szczepiłem"
W poniedziałek Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt złożył odwołanie od decyzji prezydenta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Jeleniej Górze. W opinii DIOZ decyzja ta została wydana z rażącym naruszeniem prawa, ponieważ organ „w toku postępowania (...) nie podjął czynności niezbędnych do dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego sprawy”.
Inspektorat zarzuca prezydentowi m.in., że nie wziął pod uwagę akt z postępowania prokuratorskiego toczącego się w sprawie znęcania się przez Kamilę H. nad psem. - Prezydent nie zapoznał się ze sprawą odpowiednio wcześnie, a swoją opinię wydał na podstawie stanu zwierzęcia po dwóch miesiącach od jego zabrania, po okresie intensywnej rekonwalescencji, gdy jego stan zdrowia był już znacznie lepszy - argumentuje DIOZ.
Według inspektoratu, prezydent wydał opiniea na podstawie dokumentów niezgodnych ze stanem faktycznym. Chodzi m.in. o oświadczenie lekarza weterynarii, u którego Marley miał być leczony.
Jak zaznaczają inspektorzy lekarz weterynarii okazał się być technikiem weterynarii, a więc nie miał uprawnień do leczenia i diagnozowania zwierząt. Ale co najważniejsze, jak wynikało z jego zeznań, pies, z którym przyszła na szczepienie Kamila H., to nie był Marley.
Gdy technikowi pokazano zdjęcie Marelya miał powiedzieć, że "z tym psem nie miał do czynienia". "Zaznaczam, że w oświadczeniu ja wypowiadałem się na temat psa pani H., którego ja szczepiłem, nie zaś na temat psa, którego mi okazano teraz na tej fotografii" - powiedział w postępowaniu.
Wiklik zapewnia, że prezydent w domaganiu się ujawnienia miejsca przebywania psa opierał się na wielu dokumentach w tej sprawie m.in. na dwóch notatkach Straży Miejskiej, z których wynika, że sąsiedzi nie zauważyli zaniedbań wobec zwierzęcia, o których wspomina DIOZ, korespondencji z Komisariatem Policji w Jeleniej Górze, a także dwukrotnego wystąpienia do Kuźmińskiego o ujawnienie miejsca pobytu psa, "na które wezwany odpowiedział – podobnie, jak na wcześniejsze, telefoniczne – negatywnie".
"Życie w przepychu i konający pies"
W maju, gdy inspektorzy odebrali właścicielce psa, Marley mieszkał w bardzo brudnym kojcu, jego sierść była skołtuniona. Ona sam był zaniedbany, śmierdział, wymagał natychmiastowej interwencji weterynarza, bo miał na ciele ogromny, ropiejący guz, w którym muchy złożyły jaja. Opiekunka miała odmówić leczenia psa, uznając, że jest za stary.
"Obok tego dramatu toczyło się życie w przepychu - szkoda, że konający pies nie mógł z niego skorzystać. Ordynarna właścicielka kpiła z Inspektorów, sugerując, że nikt nie może jej nic zrobić, ani nakazać" - napisali na swojej stronie dolnośląscy inspektorzy.
Sąsiedzi Kamili H, powiadomili najpierw straż miejską. Gdy jej działania uznali za niewystarczające zgłosili sprawę do Inspektoratu Ochrony Zwierząt.
Po interwencji z inspektorami skontaktowała się Kamila H., która żądała natychmiastowego zwrotu psa. W związku z brakiem reakcji ze strony DIOZ, złożyła doniesienie o kradzieży zwierzęcia.
- Sprawa ta rozpoczęła się w pierwszych dniach czerwca br. i do dziś nie została zakończona, bowiem do jej sfinalizowania brakuje... psa, (głównego bohatera sporu), który został zabrany z posesji w kontrowersyjnych okolicznościach. Strony tego konfliktu (Prezydent Miasta nie jest w nim stroną) toczą wzajemne postępowania przed organami wymiaru sprawiedliwości,oskarżając się wzajemnie o działania bezprawne - komentuje Cezary Wiklik.
Czytaj więcej