Trudniej jest kupić żywego karpia, ceny bez zmian
W tym roku trudniej będzie o żywego karpia, sieci handlowe wycofują się ze sprzedaży żywych ryb. Karpi jednak nie zabraknie, ani nie będą one droższe niż w ubiegłym roku - powiedział prezes Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp" Zbigniew Szczepański.
Powodem zmniejszenia sprzedaży żywych ryb jest ograniczenie zakupów karpi przez jedną z sieci handlowych. W poprzednich latach kupowała ona od polskich rybaków ok. 2 tys. ton tej ryby, w tym roku zakupy spadły o ponad połowę, a tradycyjny handel na bazarach został w dużym stopniu zlikwidowany przez supermarkety. Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się także ruchy ekologiczne - tłumaczył.
Do niedawna dużą rolę w sprzedaży karpi odgrywały bazary i targowiska czy tradycyjny handel, ale on skutecznie został wyparty przez supermarkety. Dlatego w tym roku może być trudniej o żywą rybę na Święta - uważa Szczepański.
Kilka lat temu - jak mówił - jedna z sieci sklepów dyskontowych postawiła na sprzedaż karpi filetowanych, w płatach uważając, że konsumenci wolą taką rybę, jednak okazało się, że był to nie całkiem trafiony wybór i część karpi nie znalazło nabywców. Jednak prawdopodobnie sprzedaż filetowanych karpi będzie coraz powszechniejsza, tym bardziej, że wielu rybaków posiada już własne przetwórnie i może dostarczać odpowiednio porcjowane ryby.
Jak wiadomo karp jako ryba słodkowodna ma dużo ości, a więc pojawił się nowy trend nacinania ości rybnych na drobne cząstki, które w procesie smażenia wytapiają się. Rybę jest łatwiej zjeść, ale jest ona bardziej sucha i według niektórych smakoszy jest ona mniej smaczna - zaznaczył Szczepański.
W tym roku hodowcy ryb nie tyle narzekają na ceny zbytu, choć mieli nadzieję na ich wzrost, ale głównie właśnie na destabilizację rynku i upadek tradycyjnego handlu. Mówi się o potrzebie odtworzenia rynków. Rybacy myślą o tworzeniu przez nich samych mobilnych stanowisk do handlu karpiami, wyposażanych w basen z odpowiednią wodą, natlenianą, sprzedaż pod namiotem itp. Zdaniem Szczepańskiego, sam konsument powinien wybrać w jakiej formie chce kupić karpia, gdyż prawdą jest, że czym ryba świeższa, tym lepsza.
Ten rok nie jest zły dla producentów karpi, choć dla niektórych gospodarstw rybackich problemem była susza i niski stan wód w stawach. Np. na nieurodzaj wskazują gospodarstwa na Opolszczyźnie w okolicach Niemodlina czy Brzegu, gdzie niedobór wody spowodował, że ryby słabo rosły, ale w innych częściach kraju połowy są znakomite. Ciepłe lato sprzyjało ciepłolubnym karpiom, które osiągają w tym roku często ponad 2 kg wagę - poinformował Szczepański.
18-19 tys. ton karpia na święta
Według niego, tegoroczne połowy będą na poziomie ubiegłego roku tj. wyniosą 18-19 tys. ton. Jeżeli chodzi o cenę, to nie będzie ona wyższa niż przed rokiem czyli karp będzie kosztował 11-11,5 zł/kg w hurcie.
Jak tłumaczył Szczepański, rybacy mieli nadzieję, że jednak uzyskają trochę wyższą cenę za karpia niż w ubiegłym roku (ze względu na większe koszty np. robocizny) na poziomie 12,5 zł/kg, ale te marzenia nie ziszczą się z powodu destabilizacji rynku. Okazało się, że ryb po prostu nie ma gdzie sprzedawać, a więc zamiast lekkiego progresu cenowego dla producentów, cena musiała spać do ubiegłorocznego poziomu z dalszą tendencją spadkową.
Prezes Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp" zapytany, czy karp jest rzeczywiście tradycyjną rybą na Boże Narodzenie stwierdził, że bynajmniej nie jest to socjalistyczny wymysł. - Karp jest znany od wieków, w okresie socjalizmu natomiast rozpoczęto produkcję na większą skalę w stawach będących własnością dawnych właścicieli ziemskich - argumentował. Dodał, że potwierdza to np. menu restauracji w warszawskim Wilanowie, która odtwarza potrawy z czasów króla Jana Sobieskiego i tam karp często jest serwowany.
Tłumaczył też, że w polskich warunkach klimatyczno-wodnych nie ma alternatywy dla innych gatunków ryb. Stawy zbudowane w ciągu stuleci wrosły w środowisko i często znajdują się na obszarach Natura 2000. Oczywiście w innych krajach jest inaczej. Np. we Włoszech, gdzie promowano karpie, wyhodowane w miejscowych warunkach nie był już tak smaczne.
- Wykorzystanie stawów do produkcji innych ryb niż karpie czy pstrągi jest trudne i nie przynosi dobrych efektów ekonomicznych. Dlatego pozostałe gatunki ryb słodkowodnych są marginesem i nie będą powszechnie ani hodowane ani konsumowane - zaznaczył Szczepański. Dodał, że prowadzone były różne eksperymenty tworzenia sztucznej hodowli np. w zamkniętych pomieszczenia, ale ich rezultaty są wątpliwe, a inwestycja taka ryzykowna.
- Ludzie przyzwyczaili się do smaku karpia, a tego nie da się szybko zmienić. Po co za tym, to robić, jeżeli stawy karpiowe wplotły się w polskie środowisko i tradycję - zastanawiał się Szczepański.
Czytaj więcej
Komentarze