Protest przed pomnikiem ks. Jankowskiego w Gdańsku: Pomniki dla ofiar - nie dla katów
Stowarzyszenie "Trójmiejskie Dziewuchy Dziewuchom" zorganizowało w piątek protest przed pomnikiem ks. Henryka Jankowskiego, który odbył się pod hasłem "Pomniki dla ofiar - nie dla katów!". Protestujący chcą usunięcia monumentu, a także przerwania "zmowy milczenia władzy kościelnej i świeckiej, ukarania pedofilów oraz wsparcia dla ofiar przemocy seksualnej".
Protest odbył się piątek o godz. 18 w Gdańsku przy pomniku ks. Jankowskiego. Organizatorzy - Trójmiejskie Dziewuchy Dziewuchom i Feministyczna Brygada Rewolucyjna FeBRa spotkali, by "dać wyraz wściekłości na krycie pedofilów w sutannach przez kościół katolicki, lekceważenia ofiar pedofilii w kościele i bezkarności księży". Według organizatorów ten, kto dopuścił się przestępstwa albo krył przestępców, musi ponieść odpowiedzialność karną, zaś osoby poszkodowane zasługują na sprawiedliwość i godność.
W proteście wzięło udział około stu osób. Wielu z nich przyniosło kartonowe transparenty, z których część ustawiono pod pomnikiem przedstawiającym postać zmarłego w 2010 r. kapelana Solidarności. Na transparentach znalazły się m.in. takie napisy: "Piekło istnieje na ziemi", "Na to nie ma przedawnienia", "Utrzymujesz księdza pedofila - dajesz mu na tacy", "Kościele oczyść się", "Co się u was dzieje, kuria twoja mać" czy "Pomniki dla ofiar, nie dla katów".
Cel piątkowego protestu
- Sprowadzają nas tu trzy sprawy: pierwsza - sprzeciw wobec zmowy milczenia, która dotyczy nie tylko kościoła katolickiego i krycia pedofilów w kościele, lecz także władzy świeckiej, która daje przyzwolenia na ten rodzaj demoralizacji, bez ponoszenia odpowiedzialności; jesteśmy też tu dla ofiar, żeby nie żyły w milczącym cierpieniu, żeby mogły podnieść głowy, a odpowiedzialność ponosili sprawcy, a także po to, by księża byli traktowani jak normalni obywatele - mówiła Joanna Krysiak ze stowarzyszenia "Trójmiejskie dziewuchy dziewuchom".
Przedstawicielka stowarzyszenia, chce by protest przyczynił się do wydania decyzji o zniknięciu pomnika z Gdańska. Jego pozostawienie, jak sugeruje, byłoby dopuszczalne, gdyby stał się on pomnikiem hańby Kościoła. W opinii Krysiak, postawa prezydenta miasta - Pawła Adamowicza, który "chce ustalić fakty oraz powołać referendum w sprawie zburzenia pomnika jest oburzająca".
- Co to znaczy pytać mieszkańców, jeśli ktoś jest takim zbrodniarzem, to nie ma o czym mówić - przekonuje Krysiak. (…) Policja prosi mnie o zachowanie szacunku dla pomnika księdza. Nie będę zachowywać szacunku dla pomnika, mam to gdzieś. Mam szacunek dla ofiar - mówiła protestująca.
Adamowicz napisał w poniedziałek na portalu społecznościowym, że wierzy, że ta sprawa dla dobra Kościoła i pamięci kapelana Solidarności powinna być wyjaśniona, a Kościół w opisanej sprawie powinien zająć stanowisko".
"Zmowa milczenia"
W trakcie protestu figura duchownego została opasana łańcuchem, do którego przymocowano deskę z napisem "Pomnik ofiar Kościoła katolickiego". Do łańcucha przyczepiono pluszowe maskotki i dziecięce buty symbolizujące ofiary pedofilii.
- W tym kraju nie wierzy się ofiarom, wierzy się sprawcom, wierzy się osobom, które są wysoko postawione, a ofiary muszę czekać, aż ktoś się zmiłuje i uwierzy, i zdejmie z nich wstyd, bo wstyd ciąży na osobach poszkodowanych, bo sprawcy się nie wstydzą, sprawcy chodzą z podniesioną głową - mówiła do zgromadzonych Krysiak, dodając, że "układ władzy Kościoła i władzy świeckiej daje możliwość osobom wysoko postawionym unikać odpowiedzialności karnej za swoje czyny".
"Jestem tu jako ofiara"
W proteście udział wziął też Marek Lisiński, prezes Fundacji "Nie lękajcie się", która stawia sobie za cel pomoc ludziom wykorzystywanym przez osoby duchowne. - Jestem tu jako ofiara, która w 1981 roku była wykorzystywana również przez osobę duchowną. Chciałbym zaapelować do wszystkich ofiar, szczególnie do ofiar księdza Jankowskiego: zgłaszajcie się, pamiętajcie, nie jesteście sami - mówił do zgromadzonych Lisiński.
- Przez 5 lat nie zdarzyło się, aby ktokolwiek złożył fałszywe oskarżenie na jakiegokolwiek duchownego, a mamy ponad 500 przypadków już zgłoszonych. Nie wiemy, kiedy będzie ten moment, kiedy Kościół w końcu powie: "Dobrze, przyznajemy się, mamy ten problem". My mamy już dość przepraszania, odprawiania za nas mszy - powiedział Lisiński.
Kolejne postulaty
W czasie protestu występowali także inni protestujący, ze swoimi postulatami takimi jak: ujawnienia kościelnych akt w sprawach o pedofilię; odszkodowań dla ofiar pedofilii księży; przejrzystość finansowania kościoła; szacunku, bezpieczeństwa do decydowania i możliwości decydowania o sobie w kościele, miejscu pracy i szkole.
Po odczytaniu postulatów protestujący krzyczeli: "Wasza wina, wasza wina wasza bardzo wielka wina!"
Przedstawiciel stowarzyszenia studenckiego pod pomnikiem zwracał uwagę na problem zapobiegania przemocy seksualnej, dopytując o to, jak młodzi ludzie mają bronić się przed przemocą, skoro nie ma edukacji seksualnej w szkołach, a dzieci nie są uczone, czym jest pedofilia.
"To nie jest opowieść o jednej ofierze"
Na piątkowym proteście była obecna także Bożena Aksamit autorka artykułu "Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci?", w którym kapelan Solidarności, wieloletni proboszcz parafii św. Brygidy w Gdańsku Henryk Jankowski został oskarżany m.in. o seksualną przemoc wobec nieletnich. Po tym artykule posłanka Joanna Scheuring-Wielgus zaapelowała w liście do prezydenta o usunięcie pomnika duchownego, a w mediach ponownie rozgorzała dyskusja na ten temat pedofilii w Kościele.
- Chciałam napisać o tym, co ksiądz Jankowskim robił od lat 60. To nie jest opowieść o jednej ofierze. Według tego, co usłyszałam i co wyczytałam z akt prokuratury do śmierci był aktywnym pedofilem - mówi Aksamit.
Autorka zauważa, że od momentu, gdy prałat Jankowski odbudował kościół świętej Brygidy i gdy został skierowany przez biskupa Kaczmarka na strajk stoczniowy, a potem został kapelanem Solidarności i opiekunem rodziny Wałęsów, stał się postacią bardzo ważną w polskiej polityce. Wówczas do kościoła św. Brygidy zaczęło napływać hojne wsparcie finansowe. Ksiądz Jankowski dystrybuował te środki wśród tych, którzy się do niego zgłaszali. Samemu także z nich korzystał, gdyż znany był ze swojego "bizantyńskiego stylu życia".
- Ksiądz był kapelanem, którego często odwiedzały znane osoby przyjeżdżające do Polski takie jak: Margaret Thatcher czy Jane Fonda, a oprócz tego prowadził drugie życie, mając pieniądze, płacił chłopcom za seks, a oni mieli po od 13 do 16 lat - dodała autorka reportażu.
Główna bohaterka jej artykułu, Barbara Borowiecka, zdecydowała się przemówić po 50 latach milczenia. Wszystko zaczęło się od spaceru po gdańskiej starówce i oprowadzaniu znajomych z zagranicy. Wtedy Borowiecka zobaczyła pomnik ks. Jankowskiego. Reakcja kobiety zaniepokoiła jej partnera, któremu opowiedziała historię o tym, gdy jako mała dziewczynka była molestowana przez Jankowskiego. To on namówił ją do zabrania głosu publicznie.
"Wszyscy wiedzieli, lub nie chcieli widzieć"
Niektórzy mieszkańcy Gdańska bronili prałata. Jednak jak zauważa Aksamit - Nikt nie zna prywatnego życia księży, on faktycznie był bardzo miły. Mogło być tak, że to było tak jawne zachowanie, ta jego sympatia do chłopców, ciągła ich obecność wokół księdza, że nikomu nie przyszło do głowy, by faktycznie to była prawda, skoro tak się z tym obnosił - mówiła dziennikarka.
Jeden z protestujących mówił wprost: "Jankowski miał ksywę Jankes. Wszyscy wiedzieli na Starym Mieście, że chłopcy do niego latali, a on płacił młodzieży telefonami komórkowymi. Zupełnie nie rozumiem zdziwienia, które teraz jest. Każdy to wiedział tutaj, a ci którzy tego nie wiedzieli, chyba to wypierali".
Czytaj więcej