Niemiecki przedsiębiorca pozwany za tzw. mowę nienawiści. Proces przed sądem w Gdańsku
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odbyła się we wtorek kolejna rozprawa w sprawie tzw. mowy nienawiści przeciwko niemieckiemu przedsiębiorcy Hansowi G. Wyjaśnienia składał zarówno biznesmen, jak i była pracownica, która złożyła w sądzie pozew.
Proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych przeciwko niemieckiemu przedsiębiorcy, współwłaścicielowi firmy Pos System z Kosakowa (Pomorskie), toczy się od stycznia 2017 r. Wytoczyła mu go była pracownica tej spółki Natalia Nitek-Płażyńska (powódka jest członkiem PiS, od maja 2018 r. jest żoną kandydata Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Gdańska Kacpra Płażyńskiego, który pojawił się we wtorek w sądzie wśród publiczności - red.). Powódka zarządzała projektami w firmie Hansa G. od czerwca 2015 r. do stycznia 2016 r.
"Nienawidzę Polaków"
W marcu 2016 r. Telewizja Republika wyemitowała program, w którym Nitek-Płażyńska zaprezentowała zarejestrowane z ukrycia nagrania ilustrujące znieważanie jej na tle m.in. narodowościowym przez pracodawcę Hansa G. Niemiecki przedsiębiorca mówi m.in.: "nienawidzę Polaków; nie to, że ich nie lubię, nienawidzę ich. Oni wszyscy są cwelami i idiotami. Lepiej jest w Afryce. Jesteście gównem". "Tak, jestem! Jestem hitlerowcem! To wina tego kraju (Polski - red.), że taki jestem" - miał mówić biznesmen.
"Zabiłbym wszystkich Polaków. Nie miałbym z tym problemu" - słychać też na nagraniu.
53-letni Hans G. potwierdził we wtorek przed sądem, że nagrania te są prawdziwe.
- Przedstawiają mnie jakbym był demonem, jakbym uciskał pracowników, a tego nie mogę przyznać. To jest niesprawiedliwe wobec mojej osoby. Pani Nitek użyła wobec mnie wielu półprawd i miało jej to przynieść polityczne korzyści. Chciała na tym zbić kapitał polityczny: to jest dla mnie jedynie wyjaśnienie, że te nagrania zostały ujawnione publicznie (powódka kandydowała wówczas do Sejmu z listy PiS - red.) - ocenił.
"Mówiłem to w złości"
Pokreślił, że jego wypowiedzi padły w sytuacji stresowej, kiedy jego firmie groziło zerwanie kontraktu z klientem i duże straty finansowe.
"Presja, pod którą się znalazłem, oczywiście nie usprawiedliwia słów, które padły z moich ust; ubolewam, że tak się stało. W żadnym wypadku nie uważam, że Niemcy są lepsi od Polaków. Mam przecież córkę z partnerką, która jest Polką. Mam natomiast częste napady choleryczne i wtedy mówię słowa, które wymykają się spod kontroli. Nie wyobrażam sobie, żeby we współczesnych czasach, w wolnej Polsce, ktoś mógłby pracować w firmie, której szefem jest hitlerowcem" - mówił pozwany.
Zaznaczył, że to, co powiedział nie miało charakteru "nienawiści narodowej i rasowej". "Dziś mam świadomość, jak moje słowa są odbierane przez Polaków, ale wtedy nie miałem takiej świadomości. Mówiłem to w złości, nie było moją intencją obrażanie Polaków" - stwierdził.
Hans G. zaprzeczył twierdzeniom powódki, że wyrażał radość, iż doszło do katastrofy smoleńskiej. "Nigdy nie powiedziałem też, że powstańcy warszawscy to bandyci i polska swołocz. Powiedziałem tylko, że 200 tys. młodych ludzi zginęło bezsensownie, że posłani zostali na śmierć" - zaznaczył.
"Mam przekonania konserwatywne, głosuję na CDU. Nie mam poglądów skrajnie prawicowych. Narzekałem też na niemieckich klientów, ja stale skarżę się na Niemców, mówiłem o nich np. +idioci+" - dodał.
Hans G. tłumaczył, że mówiąc o "taniej sile roboczej" miał na myśli to, że stawki godzinowe za pracę w Polsce są znacznie niższe niż w jego ojczyźnie.
Zadośćuczynienie i przeprosiny
28-letnia Nitek-Płażyńska mówiła przed sądem, że niemiecki przedsiębiorca często znieważał pracowników firmy.
- Mówił: "Scheisse Polaken", "Fucking Polaken". Mówił, że Słowianie, Polacy są niewolnikami, że jesteśmy stworzeni do tego, aby być tanią siłą roboczą dla Niemiec. Mówił o sobie, że jest hitlerowcem, oraz że to szkoda, że Hitler nie dokończył swojego dzieła i nie wykończył wszystkich Polaków. Opowiadał żart, że najlepsze perfumy dla Polaka to cyklon B" - zeznała.
Powódka twierdziła, że Hans G. wykonywał wobec niej i innych pracowników gesty i odgłosy, jakby chciał ich rozstrzelać. "Mi powiedział, że jakby wybuchła wojna, to będę pierwsza do odstrzału jako polska patriotka" - dodała.
Wyjaśniła, że kiedy wyszło na jaw, że kandyduje do Sejmu z listy PiS, "ataki Hansa G. stały się bardziej spersonalizowane". "Mówił, że jestem +pisiorem+. Twierdził, że jak PiS wygra wybory, to pociągnie Polskę na dno" - mówiła.
"Nagrywałam te rozmowy, bo to wszystko narastało, czułam się coraz bardziej osaczona. Na innych pracownikach to, co mówił Hans G., nie robiło większego wrażenia. Dla mnie te nagrania to była ostatnia deska ratunku. Często wracałam do domu z płaczem. Żałuję, że tak późno zaczęłam nagrywać" - zaznaczyła.
Kolejna rozprawa, na której mają być mowy końcowe, została wyznaczona na 29 stycznia.
Powódka domaga się przeprosin od Hansa G. i zadośćuczynienia w kwocie 150 tys. zł. Pieniądze te chce przekazać na powstające w Wejherowie (woj. pomorskie) Muzeum Piaśnickie.
Pozew wzajemny przeciwko Nitek-Płażyńskiej złożył też pełnomocnik Hansa G. Piotr Malach, argumentując, że nagranie wyemitowane w telewizji było prywatną rozmową, zarejestrowaną nielegalnie, a w dodatku pociętą i zmodyfikowaną, co ma naruszać dobra osobiste przedsiębiorcy.
W pozwie wzajemnym Hans G. żąda od swojej byłej pracownicy przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na konto WOŚP.
W tej samej sprawie tzw. mowy nienawiści trwa także proces karny przeciwko Hansowi G. przed Sądem Rejonowym w Wejherowie.
Cudzoziemca oskarżono o pięć przestępstw z art. 216 kodeksu karnego (zagrożone karą od grzywny do ograniczenia wolności - PAP), dotyczącego znieważenia słowami powszechnie uznanymi za obelżywe. Według prokuratury, Hans G. używał wobec pracowników takich zwrotów, jak: "jesteście idioci", "Polaczki", "Scheisse Polaken".
Ponadto niemieckiemu biznesmenowi zarzucono "grożenie jednej z pokrzywdzonych (Nitek-Płażyńskiej, którą Hans G. miał też znieważać słowami, jest ona oskarżycielem posiłkowym w procesie przed wejherowskim sądem - PAP) popełnieniem przestępstwa przeciwko życiu, przy czym groźba ta wzbudziła u pokrzywdzonej uzasadnioną obawę jej spełnienia". Czyn ten jest zagrożony karą do dwóch lat więzienia.
Czytaj więcej
Komentarze