Gwałt, zabójstwo i zagubione dowody
Elżbieta Kaczanowska nie wróciła z dyskoteki w Warszawie. Jej nagie ciało znaleziono dwa dni później na budowie. Sekcja zwłok wykazała, że została zgwałcona, a zginęła w wyniku uduszenia. Miała 17 lat. Rodzina chciałaby, aby sprawą zajęło się policyjne Archiwum X. Problem w tym, że wszystkie zabezpieczone na miejscu zbrodni dowody zniknęły.
Elżbieta Kaczanowska mieszkała w Warszawie. Była wesołą i ufną dziewczyną. Lubiła się bawić. Była częstym gościem stołecznych dyskotek, między innymi Radka - popularnego wówczas lokalu na Żoliborzu.
Jest 27 czerwca 1987 roku. Elżbieta razem z przyjaciółką Dorotą K. pojawiają się na dyskotece. Z relacji koleżanki wynika, że Elżbieta spotyka tam swojego znajomego. Około północy opuszcza z nim lokal. To ostatni moment, kiedy ktokolwiek widzi ją żywą.
- Ta koleżanka zeznała, że on patrzył na nią w taki dziwny sposób. Jakby ją pożerał wzrokiem. Miał dziwny wzrok, jakby był narkomanem - opowiada Bartłomiej Mostek z magazynu "Reporter".
- Mężczyzna w wieku 20-25 lat, posiadał drobny wąs oraz kropki pod oczami, chodzi w tym przypadku zapewne o tatuaż - informuje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zginęła w wyniku uduszenia
- To jest jeden z elementów ówczesnej kultury więziennej. Jeżeli dobrze udało mi się zrozumieć, to by wskazywało, że on był sutenerem - dodaje Mostek.
Siostra zamordowanej Elżbiety nie wierzy w wersję zdarzeń przedstawioną przez Dorotę K. Twierdzi, że nigdy w jej otoczeniu nikt taki się nie pojawiał. - Znałam swoją siostrę, na pewno nie zadawała się z jakimś półświatkiem - wyjaśnia pani Katarzyna.
- Portret pamięciowy tego mężczyzny towarzyszy całemu śledztwu. Moim zdaniem on całe to śledztwo wykrzywił - uważa Mostek.
Ciało Elżbiety odnalazło się dwa dni później. Zostało porzucone kilometr dalej, na terenie pobliskiej budowy. Dziewczyna była naga i przysypana trawą.
- Nie znaleziono żadnych ubrań pokrzywdzonej, co świadczy o tym, że jej ciało zostało w to miejsce po prostu podrzucone - informuje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Sprawca zna to miejsce, czuje się tam bezpiecznie, nie musiał transportować ciała na bardzo dużą odległość, by je ukryć - uważa Łukasz Wroński, profiler z Centrum Psychologii Kryminalnej.
Dowody zaginęły
W 2003 roku do rodziny zamordowanej Elżbiety zatelefonował tajemniczy mężczyzna. Powiedział, że morderców było trzech. Podał ich personalia. Wszyscy mieli mieszkać w pobliżu Elżbiety. Policjanci odnaleźli dzwoniącego mężczyznę. Okazał się nim 57-letni dziś Marek W.
- To chory psychicznie starszy człowiek. Schizofrenię ma - mówi matka Marka W.
- Myślę, że coś wiedział. Rozumiem: choroba chorobą, ale to chyba w ten sposób nie działa - zastanawia się Katarzyna Płatek, siostra Elżbiety.
Śledztwo w sprawie zabójstwa Elżbiety obecnie jest umorzone. Do przedawnienia pozostało jeszcze 9 lat. Rodzina zamordowanej chciałaby, aby sprawą zajęło się policyjne Archiwum X. Problem w tym, że wszystkie zabezpieczone na miejscu zbrodni dowody... zaginęły. Zdaniem siostry - nieprzypadkowo.
- Komenda Stołeczna Policji przekazała te materiały najprawdopodobniej do archiwum. Tych przedmiotów do tej pory nie odnaleziono - tłumaczy Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Były tam szkiełka z wymazem z pochwy. Kto wie, co dzisiejsza technika mogłaby tam wykryć - dodaje Mostek z magazynu "Reporter".
Czytaj więcej
Komentarze