Wałęsa: żadnych większych decyzji Lech Kaczyński nie podjął bez dyskusji z bratem
- Z Jarosławem Kaczyńskim znam się wiele lat, byłem też prezydentem, znam sposób podejmowania decyzji w takich sprawach. I przez te wiele lat żadnych większych decyzji Lech Kaczyński nie podjął bez uzgodnienia z Jarosławem. Żadnych - powiedział w czwartek b. prezydent Lech Wałęsa przed sądem, odnosząc się do ostatniej rozmowy telefonicznej pomiędzy braćmi z 10 kwietnia 2010 r.
Wszystko co uczyniłem w tych sprawach, o które sąd mnie pyta i będzie pytał uczyniłem w dyskusji politycznej, takie mam zdanie o Jarosławie Kaczyńskim; wszystko podtrzymuję i będę dalej to robił - mówił Wałęsa przed gdańskim sądem.
B. prezydent oraz prezes PiS stawili się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku na rozprawę w procesie o ochronę dóbr osobistych z powództwa Kaczyńskiego przeciwko Wałęsie, który rozpoczął się w marcu. Sprawa dotyczy m.in. wypowiedzi byłego prezydenta, że szef PiS jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską oraz zarzutów, że Kaczyński wydał polecenia "wrobienia" go, przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. 6 grudnia ma zapaść wyrok w tej sprawie.
"Wszystko podtrzymuję i będę dalej to robił"
Sędzia zapytała Wałęsę na jakiej podstawie "wysnuwał w tych wypowiedziach swoich na Facebooku oraz w wypowiedziach wobec dziennikarzy, że to właśnie pan powód Jarosław Kaczyński w ostatniej telefonicznej rozmowie z bratem kazał mu doprowadzić do lądowania w Smoleńsku".
- Wysoki sądzie, wszystko co uczyniłem w tych sprawach, o których sąd mnie pyta teraz i będzie pytał, uczyniłem to w dyskusji politycznej. Takie mam zdanie o Jarosławie Kaczyńskim - oświadczył b. prezydent. - Wszystko podtrzymuję i będę dalej to robił - dodał.
Sędzia dopytywała jednak na jakiej podstawie Wałęsa stwierdził, że powód "inspirował decyzję w przedmiocie lądowania". Wałęsa mówił w odpowiedzi, że z Kaczyńskim zna się wiele lat, był też prezydentem, więc zna sposób podejmowanie decyzji w takich sprawach. "I przez te wiele lat decyzji żadnych większych Lech Kaczyński nie podjął bez dyskusji, bez uzgodnienia z Jarosławem. Żadnych" - powiedział Wałęsa.
Odnosząc się do lotu z 10 kwietnia 2010 r. i ostatniej rozmowy telefonicznej pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Lechem Kaczyńskim, b. prezydent stwierdził, że "nie rozmawiano o babci zdrowiu". "W mojej ocenie nie może tak być, że tutaj żołnierze nie wiedzą co mają zrobić, a oni rozmawiają o kotkach" - mówił. "Tam była rozmowa między załogą, która zawsze, zawsze, kiedy były jakieś skomplikowane sytuacje, zawsze przychodziła do prezydenta i mówiła co się dzieje i prosiła jaka ma być decyzja. Zawsze" - podkreślił Wałęsa.
Dopytywany, czy kiedy sam pełnił funkcję prezydenta miał podobne sytuacje odparł, że "takich decyzji było dużo".
Wałęsa: taśma "wyjdzie", prędzej czy później
- Na bazie znajomości tych ludzi i na bazie znajomości podejmowania decyzji jestem przekonany, że tak było, że po mojej stronie jest prawda. Że ta decyzja była źle podjęta przez nich - mówił b. prezydent. Jak dodał, "sam wylot był nieodpowiedzialny, sam wyjazd był nieodpowiedzialny, i lądowanie było nieodpowiedzialne". - Nikt o zdrowym zmyśle, umyśle nie podjąłby takich decyzji nieodpowiedzialnych - powiedział Wałęsa.
Sędzia pytała również Wałęsę skąd jego przekonanie, że istnieją taśmy z nagraniem rozmowy Jarosława i Lecha Kaczyńskich. - Nie przypuszczam, aby mimo wszystko, mimo kiepskich ocen tej ekipy, żebyśmy nie byli gdzieś tam podsłuchiwani. Te taśmy muszą być - odparł Wałęsa. - Jeszcze długo będziemy czekać aż ta taśma "wyjdzie", ale ona "wyjdzie" prędzej czy później - dodał b. prezydent.
W czwartek po godz. 16 została wznowiona została rozprawa w gdańskim sądzie okręgowym. Składanie zeznań rozpoczął b. prezydent Lecha Wałęsy, który został pozwany przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Wcześniej, po zakończeniu składania zeznań Kaczyński opuścił gmach sądu, uzasadniając, że już dawno powinien opuścić Gdańsk ze względu na swe obowiązki.
Pełnomocnik Wałęsy, ze względu na stan zdrowia b. prezydenta oraz to, że przesłuchanie Kaczyńskiego trwało długo, wnioskował wcześniej o odroczenie rozprawy. Sąd ogłosił przerwę do godz. 16, a po jej zakończeniu Wałęsa rozpoczął składanie zeznań.
Szef PiS oraz b. prezydent stawili się w czwartek rano w Sądzie Okręgowym w Gdańsku na rozprawę w procesie o ochronę dóbr osobistych z powództwa Kaczyńskiego przeciwko Wałęsie, który rozpoczął się w marcu. Sprawa dotyczy m.in. wypowiedzi byłego prezydenta, że szef PiS jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską oraz zarzutów, że Kaczyński wydał polecenia "wrobienia" go, przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL.
"On wie, że wpływał na decyzję"
- Potwierdzam i dziś bym to powiedział - tak b. prezydent Lech Wałęsa odpowiedział w czwartek przed gdańskim sądem na pytanie o swoje słowa pod adresem Jarosława Kaczyńskiego sugerujące chorobę psychiczną prezesa Prawa i Sprawiedliwości. - Wnoszę, żeby go naprawdę poddać badaniom - mówił.
Wałęsa był pytany o swoje słowa w "Kropce nad i" z 14 w lipcu 2016 r. skierowane pod adresem Jarosława Kaczyńskiego: "Człowieku schowaj się i to tak, żeby nikt cię w życiu nie widział. Nie pokazuj się na oczy. Szkodzisz Polsce i demokracji. Ośmieszasz nas na cały świat. Człowieku co ty robisz, idź do lekarza, niech dadzą ci żółte papiery, jak to się nazywało".
- Potwierdzam i dziś bym to powiedział. Szkodzą Polsce i to mocno, trzeba jak najszybciej usunąć. I tego dokonam jeszcze raz - powiedział w czwartek Wałęsa.
Pytany o swoje słowa sugerujące, że trauma, jaką Jarosław Kaczyński przeżył w efekcie śmierci brata w katastrofie smoleńskiej, wpływa na jego polityczne decyzje, Wałęsa odpowiedział: - On wie, że ja mówię prawdę. On wie, że wpływał na decyzję. Tak chcieli rozpocząć kampanię prezydencką, z przytupem. Zabrali prawie cały rząd, więc co to jest. Mają teraz taki garb na plecach. I jak on to wytrzymuje? Nie dziwię się, że wpada w różne nieprzyjemne rzeczy.
- Ja rozumiem, to jest straszna rzecz, tylu ludzi mieć na sumieniu za głupie, niedobre decyzje - dodał b.prezydent.
Wałęsa był też pytany o swoje słowa w "Kropce nad i" z lipca 2016 r. o tym, że "Kaczyński może narobić krzywd przez chorobę i nawiedzenie". -Jego decyzje do dziś włącznie tak szkodzą Polsce. Wnoszę, żeby go naprawdę poddać badaniom, by lekarze stwierdzili, co to jest, bo ja się nie mogę nadziwić - odpowiedział Wałęsa.
"Wyrzuciłem Kaczyńskich, bo zaczęli szukać haków"
- Wiele lat pracowałem z tymi ludźmi (Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi - red.) i ich środowiskiem. Kiedy miałem wpływ na ich zachowanie, to świetnie nam się pracowało, do momentu, kiedy ich wyrzuciłem z pracy. A wyrzuciłem, bo zaczęli uprawiać politykę, zaczęli szukać haków. Miałem coraz więcej informacji, że ci ludzie nie pracują, tylko szukają czegoś tam - powiedział b. prezydent.
Dodał, że "kilkukrotnie" zwracał na to uwagę, jednak Kaczyńscy nie zaprzestali tych działań, więc ich zwolnił z pracy w Kancelarii Prezydenta.
- Po wyrzuceniu (Kaczyńscy) "podskakiwali", wiec powiedziałem: "chcesz się tłumaczyć, to przyjdź z mężem, a do drugiego - to przyjdź z żoną. I to jest moja jedyna wypowiedź przeciwko mniejszościom" - powiedział Wałęsa.
B. prezydent dopytywany na czym - jego zdaniem - miały polegać działania mające na celu "przypisanie mu współpracy" ze służbami PRL podkreślił: - Po wyrzuceniu (Kaczyńscy) spalili moją kukłę i zaczęli opowiadać różne, kłamliwe, nieprzyjemne rzeczy. Jarosław mówił o agenturze i innych sprawach, a Lech to potwierdził - odparł Wałęsa.
Dodał, że wówczas pozwał ich za to do sądu, który skazał Kaczyńskich "za pomówienia".
Wałęsa zeznał też, że Lech Kaczyński oskarżał go o agenturalną przeszłość również w czasie, gdy był już prezydentem RP. - Wysłałem pismo, że jeśli mnie nie przeprosi, to dam mu nauczkę, bo to nieprawda, ale nie zdążył, bo zdarzył się wypadek smoleński - dodał.
"Kto by mógł takie świństwo zrobić, jak nie Kaczyńscy?"
B. prezydent powiedział też, że nie ma "nic wspólnego" z dokumentami, mającymi dowodzić jego współpracy z SB, jakie odnaleziono w domu gen. Czesława Kiszczaka. - Karton z papierami był przywiezionym do pani Kiszczakowej i postraszono ją, że zabiorą emeryturę i ona się zgodziła powiedzieć, że znalazła te papiery - dodał.
Pytany czy to bracia Kaczyńscy "stoją za opinią, że był agentem", Wałęsa odparł: - Kto by mógł takie świństwo zrobić, jak nie Kaczyńscy?. - Chcieli zastąpić mnie jako tego, który budował "Solidarność" - dodał.
Były prezydent opuścił gmach gdańskiego sądu po około półgodzinnych zeznaniach. Wcześniej w czwartek zeznania złożył prezes PiS Jarosław Kaczyński, który przed godziną 16 także opuścił budynek sądu.
Transmisja z sądu jest dostępna na stronie głównej portalu polsatnews.pl.
Czytaj więcej