Plaga karaluchów w wielkopolskiej wsi. Przyszły z nielegalnego wysypiska
Najpierw było nielegalne wysypisko śmieci, a potem jego lokatorzy: karaluchy. Owady szybko przeniosły się do domów, które sąsiadują z nielegalną stertą śmieci. Co prawda właściciele wysypiska usłyszeli już zarzuty, ale z problemem śmieci i robactwa mieszkańcy Sarbi koło Piły zostali sami.
Karaluchy pojawiły się we wsi krótko po tym, gdy na jednej z działek urosła sterta nielegalnych odpadów. Gdy nadeszło lat i zrobiło się ciepło karaluchy rozmnożyły się w znacznej liczbie i zaczęły wchodzić do domów.
Karaluchy jak deszcz
- Momentami było tak, że spadały nam jak deszcz, jak tylko otwieraliśmy drzwi - powiedział jeden z mieszkańców.
Sołtys wsi Longina Wika wyjaśnia, że owady bardzo trudno wyłapać.
- Nie idzie tego złapać od tak, trzeba to pryskać i wynosić. I to, jak mówią, szufelkami - stwierdziła sołtys wsi.
Pierwsze ciężarówki z odpadami pojawiły się w miejscowości w styczniu. Dziś wiadomo, że pochodziły m.in. z Niemiec i były zwożone nielegalnie. Kilka osób usłyszało zarzuty, wysypisko zostało zamknięte. Jednak problem zwiezionych już śmieci - pozostał.
Zagrożone ujęcie wody
Wysypisko jest tuż obok ujęcia wody. Sanepid zapewnia, że na razie zagrożenia nie ma. Jednak mieszkańcy niepokoją się, że woda zostanie zatruta.
- Starostwo nie wiem na co czeka. Mówią, że będą się brać za wywożenie, ale do dzisiaj tego nie ma - powiedziała sołtys wsi.
Reporter "Wydarzeń" Polsat News dowiedział się, że starostwo nie ma na razie pieniędzy na wywiezienie odpadów i ich utylizację. Właściciel wysypiska nie chce zapłacić. A starostwo nie ma pieniędzy na wywiezienie i utylizację odpadów.
Starostwo szuka pieniędzy
Naczelnik Wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Czarnkowie Karolina Mazurkiewicz powiedziała, że starostwo jest umówione z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska na "rozmowę wstępną".
- Być może zostaną wskazane jakieś źródła, z których moglibyśmy skorzystać - powiedziała Mazurkiewicz.
Jednak juz wiadomo, ze usunięcie śmieci i problemu może potrwać nawet kilka miesięcy.
Czytaj więcej