Siódmy dzień strajku w PLL LOT. Milionowe straty, które "mogą przejść na protestujących"
- Mimo, że uważamy, że ten strajk jest nielegalny, odstawiamy na razie na bok kwestię jego legalności bądź nielegalności strajku, żeby móc prowadzić jakieś rozmowy z tymi protestującymi - powiedział Adrian Kubicki rzecznik PLL LOT. Dodał, że strajk wygenerował już kilka, kilkanaście milionów zł strat, którymi mogą zostać obciążeni strajkujący.
Rzecznik PLL LOT poinformował, że w związku ze strajkiem w środę zostało odwołanych sześć połączeń z Warszawy.
- Sześć połączeń, w sumie 12 rejsów - tam i z powrotem, odwołaliśmy z wyprzedzeniem. W kolejnych dniach skala odwołań może mieć podobny wymiar. Każdego dnia wykonujemy 350 rejsów. Sytuacja jest pod kontrolą i spółka może w ten sposób funkcjonować - powiedział Kubicki.
Konrad Majszyk z biura prasowego LOT doprecyzował, że "odwołano rejsy z Warszawy do Frankfurtu i Hamburga (Niemcy), Kopenhagi i Billund (Danii), Kijowa-Żuliany (Ukraina) oraz do Erywania (Armenia)."
Kilka, kilkanaście milionów złotych strat
Na pytanie reporterki Polsat News jakie straty generują odwołane loty rzecznik LOT Adrian Kubicki powiedział, że jest to kilka, kilkanaście milionów złotych strat.
- Związki muszą się liczyć z tym, że gdy sąd uzna ten strajk za nielegalny, to będą obciążone jego kosztami. Jeżeli te roszczenia nie zostaną zaspokojone przez związki zawodowe, zobowiązania mogą przejść na protestujących - powiedział.
Dodał, że to bardzo niebezpieczny kredyt, którego związki zawodowe nie mają możliwości spłacić. I ten kredyt pośrednio żerują uczestniczy tego protestu. Oni mogą nie mieć świadomości, że takie zobowiązanie może na nich w pewnym momencie spaść.
Najwięcej rejsów, odwołano w poniedziałek, było ich 24, w tym loty dalekiego zasięgu: Warszawa-Tokio-Warszawa, Warszawa-Seul-Warszawa, Warszawa-Toronto-Warszawa. Pierwszy rejs LOT odwołał w niedzielę, był to lot z Warszawy do Toronto (Kanada). Według spółki oznaczało to szkodę przekraczającej 1 mln zł.
Głos związkowców
- Prezes Milczarski masowo łamie przepisy prawa pracy i daje zły przykład branży. Powinien być w kajdankach wyprowadzony z LOT – powiedział w TOK FM przewodniczący OPZZ na Mazowszu Piotr Szumlewicz. Jego zdaniem część załogi pokładowej jest w złej kondycji psychicznej i nie powinna latać. Zarzucił również prezesowi Milczarskiemu, że ten nakłania ludzi do pracy.
Chcą dymisji prezesa
Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona z pracy, a także przywrócenia do pracy 67 osób dyscyplinarnie zwolnionych oraz dymisji prezesa PLL LOT Rafała Milczarskiego.
- Pani Monika Żelazik została zwolniona nie z tytułu swojej działalności związkowej, dlatego podnoszenie tego postulatu jest tak naprawdę szantażowaniem 67 innych osób, które są w dużo trudniejszej sytuacji od Moniki Żelazik - skomentował postulat strajkujących rzecznik PLL LOT. Dodał, że "nie może być tak, że personalna sprawa jednej osoby ma być decydująca o losach spółki i o losach pozostałych znajdujących się w trudnej sytuacji".
Kubicki na spotkaniu z dziennikarzami podkreślał, że zarząd jest gotowy na prowadzenie rozmów z każdym, nie tylko z liderami strajku i związkowcami.
- Niestety strona związkowa chce, by tylko liderzy związkowi z nami rozmawiali. Protestujący nie odpowiadają na nasze zaproszenie. Zarząd jest tym zdziwiony - stwierdził.
Kolejna kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w LOT
Inspektorzy sprawdzają m.in., czy zasadne były zwolnienia pracowników oraz to, czy zrealizowano wcześniejsze zalecenia PIP- poinformowała w środę rzeczniczka Głównego Inspektora Pracy Danuta Rutkowska.
- Trwają czynności kontrolne. Inspektorzy pracy sprawdzają, czy pracodawca zrealizował wcześniejsze zalecenia Państwowej Inspekcji Pracy. W związku jednak z obecną sytuacją, rozszerzono zakres kontroli. Prowadzone czynności mają na celu sprawdzenie zasadności zwolnień pracowników. Inspektorzy sprawdzą ponadto każdy sygnał, mogący wskazywać na naruszenie prawa - powiedziała.
W czasie poprzedniej kontroli inspektorzy pracy sprawdzali m.in. przestrzeganie przepisów z zakresie sposobu zatrudniania przez PLL LOT S.A. i „Lot Crew” Sp. z o.o.
"Przystawiają kolejnym zarządom pistolet do głowy"
Zwolnienie dyscyplinarnie 67 pracowników PLL LOT było trudną, bolesną, ale konieczną decyzją, ponieważ nie ma mojej zgody na nielegalny strajk i terroryzowanie firmy przez grupę kilkudziesięciu osób - powiedział w rozmowie z PAP prezes LOT Rafał Milczarski. Dodał, że ma wsparcie właściciela i nie poda się do dymisji.
- Nie jestem wrogiem związków zawodowych, nie jestem wrogiem legalnych strajków. Ale to, co mamy w firmie od czwartku, to nie jest żaden strajk, tylko nielegalna, zakazana próba sterroryzowania firmy. Chcemy rozmawiać w LOT, ale na partnerskich zasadach. Tymczasem związki zawodowe od dawna stosują prostą taktykę: przystawiają kolejnym zarządom pistolet do głowy. - powiedział.
"Mogę rozmawiać o ich powrocie do pracy"
Moja oferta dla nielegalnie protestujących jest taka: jeżeli są osoby, które nie są organizatorami tego nielegalnego strajku, czyli nie są we władzach tych dwóch związków zawodowych, nie kierowały gróźb karalnych do pracowników chcących podjąć swoje obowiązki służbowe i nie zachowywały się w skandaliczny sposób próbując zablokować wykonywanie naszych rejsów - to z takimi osobami mogę rozmawiać o ich powrocie do pracy. Indywidulanie, z każdym z osobna. Zatrudnienie będzie na umowę cywilno-prawną, czyli B2B. I dyscyplinarnego zwolnienia z dokumentów im nie cofnę.
W przypadku liderów strajku "powrotu nie ma" mówi prezes spółki. - To są liderzy związkowi, którzy złamali prawo nawołując do udziału w zakazanym przez sąd strajku.
W przygotowaniu jest wniosek do prokuratury w związku z obawami dotyczącymi tego, że strajkujący mają nękać osoby, które stawiają się do pracy.
- Mamy liczne sygnały, że ludziom dzieje się krzywda. Podejrzewamy, że są kierowane w stosunku do nich wrogie, noszące znamiona gróźb karalnych wypowiedzi, smsy, czy informacje zamieszczane w mediach społecznościowych. Zapewniamy też opiekę psychologiczną osobom, które są poddawane temu mobbingowi - powiedział Milczarski.
Na pytanie o obciążenie związkowców stratami z powodu strajku, prezes powiedział, że są zobowiązani kodeksem spółek handlowych, który daje prawo do ubiegania się o rekompensaty. Ostatecznie to sądy potem zdecydują, czy spółka te rekompensaty otrzyma.
Rafalska: nie czuje się kompetentna, by rozstrzygać kto ma rację
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej przedstawiła w środę w Senacie sprawozdanie z działalności Rady Dialogu Społecznego za 2017 rok. W debacie senatorowie pytali Rafalską m.in. o stanowisko w sprawie sytuacji w PLL LOT.
Rafalska podkreśliła, że podejmowała w tej sprawie działania zarówno jako przewodnicząca RDS jak i szefowa resortu. - Zajmowaliśmy się sprawą konfliktu zarządu Polskich Linii Lotniczych (LOT - red.) ze związkami zawodowymi. (...) Mazowiecka WRDS również zajmowała się tą sprawą. Ten temat był też omawiany na posiedzeniu właściwego zespołu problemowego RDS ds. polityki gospodarczej - 24 września - powiedziała Rafalska.
Przypomniała, że na wniosek ministra rodziny Główny Inspektor Pracy zlecił przeprowadzenie kontroli w PLL LOT. Jak wskazała, kontrola wykazała "nieprawidłowości stosowania przez pracodawców przepisów prawa pracy".
- Musimy pamiętać, że prezes każdej firmy musi przestrzegać prawa pracy i w tej chwili sprawa jest w trakcie rozstrzygnięcia sądowego. Ta sprawa na zespole problemowym była i jest dalej monitorowana - zapewniła minister.
Jak dodała, jest także w kontakcie z prezesem spółki. - Wszystkie interwencje, które mogłam podjąć podejmuję - podkreśliła Rafalska.
Zaznaczyła jednocześnie, że "nie czuje się kompetentna, by rozstrzygać kto ma rację". - LOT od 2016 roku odnotowuje zysk, a zarząd LOT-u musi rozwiązać szereg patologii, które narosły w firmie przez lata. To, co jest źródłem konfliktu, czyli zmiana regulacji płacowych to zaszłość z 2013 roku. Nie wszystkie problemy pojawiły się pod nowa prezesurą - oceniła minister.
- Nie możemy też zapominać o tym, jakie straty przynosi aktualnie strajk. Nie możemy zapominać o tym, że spółka, której funkcjonowanie było poważnie zagrożone, staje na własne nogi, niewiele brakowało a LOT zostałby sprzedany - dodała.
Zdaniem Rafalskiej "ostatnią rzeczą, która mogłaby służyć rozwiązaniu tej sytuacji, byłoby jej upolitycznianie".