Rozpoczęły się wybory do regionalnego parlamentu w Bawarii. CSU rządzi nieprzerwanie od 60 lat
Mieszkańcy Bawarii rozpoczęli w niedzielę o godz. 8 wybory do swojego parlamentu regionalnego - landtagu. To jedne z najciekawszych wyborów w ostatnich latach w Niemczech. Są wielkim sprawdzianem dla tamtejszej chadecji, która od 60 lat nieprzerwanie rządzi w landzie. Liderzy CSU nie mogą jednak spokojnie spać, bo sukcesywnie pojawiające się sondaże wskazują, że poparcie dla chadecji spada.
Przez lata chrześcijańscy demokraci traktowali Bawarię jak własność i byli przekonani, że nikt im nie może zagrozić. Nie bez powodu krążą dowcipy, że to CSU to wielka partia przekonana o tym, że odkryła Alpy i najpiękniejsze bawarskie jezioro Chiemsee. Zazwyczaj poparcie dla Unii Chrześcijańsko-Społecznej oscylowało w okolicach 50 procent.
W 2013 roku, podczas ostatnich wyborów, chadecy zdobyli 47,7 procent głosów, co oznaczało, że mogli rządzić sami. Zresztą niemal przez cały czas konserwatyści mogli pozwolić sobie na absolutną władzę w Bawarii. Ale ostatnie sondaże pokazują, że na CSU zagłosowałoby 33-34 procent osób uprawnionych do głosowania.
Scena polityczna w Bawarii przeżywa trzęsienie ziemi
Chadecy w Bawarii nie poradzili sobie w ostatnich latach z wieloma problemami. Zgubiła ich arogancja, brak świeżości oraz brak pomysłu na konkurowanie z populistami z Alternatywy dla Niemiec. Nie zadziałały dotychczasowe hasła, że Bawarczycy są lepszymi Niemcami. Egzaminu nie zdało też radykalniejsze podjęcie do problemu uchodźców i imigrantów, w porównaniu do siostrzanej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU).
Oczywiście konserwatyści mogą pochwalić się wyśmienitymi wynikami gospodarczymi, lepszym niż w innych krajach związkowych systemem oświaty lub statystykami dotyczącymi przestępczości. Ale podczas kampanii wyborczej CSU można było odnieść wrażenie, że liderzy bawarskiej przestali bacznie obserwować swój elektorat. Potraktowali go jak skostniały twór.
Mamy XXI wiek. Szczególnie młodzi wyborcy z Bawarii to ludzie, którzy żyją w innym świecie niż ich dziadkowie czy rodzice. Nie przesiadują dniami w gospodach, dyskutując o życiu i polityce. Są zajęci poszukiwaniem nowych wyzwań, interesują się mediami społecznościowymi, chcą podróżować. Mówiąc krótko…. chcą korzystać z życia. Jednocześnie bardziej niż ich rówieśnicy z innych części Niemiec, są dumni z własnej tożsamości, z dialektu jakim się posługują i bawarskich strojów, jakie na siebie wkładają od święta.
Można być konserwatystą otwartym na świat
Od wielu lat po całych Niemczech krążyła opinia, że choć Bawarczycy zapracowali na własny sukces, to jednak są prowincjonalni do granic możliwości. Ale nowe pokolenie coraz częściej łamie ten stereotyp i szuka dla siebie dla siebie politycznych alternatyw, które pasują do dzisiejszej rzeczywistości. Zaoferowali ją zieloni. Co prawda nie są nowi na rynku, to jednak wykazali się polityczną świeżością. W kampanii wyborczej mówili o wielkim przywiązaniu do Bawarii, ale jednocześnie o koniecznych zmianach w najbogatszym niemieckim regionie. Zieloni wytknęli chadekom to, że do dziś na terenach wiejskich o szybkim Internecie często można tylko marzyć. Zarzucili CSU ciągłą dominacje mężczyzn w życiu politycznym i gospodarczym.
A młodzi chcą być mobilni, nie chcą dyskryminacji społecznej i oraz nie chcą, by ich życie dominował kościół. Program Zielonych zadziałał, podobnie jak jego młodzi liderzy, podróżowali po regionie z uśmiechem na twarzy, zupełnie naturalni. Dziś mogą oni liczyć na blisko 18-procentowe poparcie.
Alternatywa dla Niemiec – czyli bardziej prawicowa prawica
Ale nie tylko Zieloni są dziś wielkim problemem dla Unii Chrześcijańsko-Społecznej. Wielu, szczególnie starszych konserwatywnych wyborców, zdecydowało się dziś zaufać ugrupowaniu Alternatywa dla Niemiec. Często ludzie wiedzą, że wybór AfD wiąże się ze wsparciem tych, którzy w ostatnich tygodniach maszerowali ulicami Niemiec u boku skrajnej prawicy. Ale nie o to chodzi. Istotny jest protest.
Ludzie przestają wierzyć elitom. Są przekonani, że problem migracji nie zostanie rozwiązany, więc dają szansę bardziej prawicowej alternatywie. A AfD mówi o zamknięciu granic dla uchodźców i imigrantów, choć wciąż tylko na hasłach się kończy.
Alternatywa dla Niemiec wkroczy prawdopodobnie do bawarskiego parlamentu z 10-procentowym poparciem. Dodając do tego, dwucyfrowy wynik Zielonych, można śmiało powiedzieć, że te wybory są politycznym przemeblowaniem u podnóży Alp.
Pomoc z zewnątrz
CSU dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego w ostatnim dniu kampanii liderzy bawarskiej chadecji ratowali się jak mogli. Wiedzieli o tym, że obecność kanclerz Merkel na wiecu wyborczym nie pomoże, a wręcz przeciwnie. Bo to ona jest symbolem niemieckiej porażki w polityce migracyjnej. Dlatego na spotkaniu z wyborcami pojawił się kanclerz Austrii. Sebastian Kurz to młody konserwatysta, polityk, który w wieku 32 lat wszedł na szczyty polityki jak mało kto. Taki symbol chadekom był bardzo potrzebny, choć można przypuszczać niewiele pomoże.
Na wyniki wyborów przygotowują się już politycy w Berlinie, którzy mówią otwarcie, że w najbliższy poniedziałek być trudnym dniem dla największych niemieckich partii. Bo może się okazać, że Angeli Merkel trudno będzie dominować na scenie politycznej, gdy jej ugrupowanie i koalicjant (SPD) przeżywa poważny kryzys. Na jutro wszystkie partie zasiadające w Bundestagu, co rzadko się zdarza, zapowiedziały konferencje prasowe.
Z Monachium Tomasz Lejman