Marsz Równości w Lublinie. Dwóch policjantów rannych, zatrzymano kilkadziesiąt osób
Marsz Równości przeszedł ulicami miasta. Miał na celu manifestację poparcia dla osób, które na co dzień zmagają się z dyskryminacją, m.in. środowisk LGBT. Przeciwnicy usiłowali zablokować marsz. Odpalano petardy, rzucano w uczestników marszu kostką brukową. Policja szacuje, że w marszu wzięło udział ok. 1,5 tys. osób. Dwóch policjantów jest niegroźnie rannych, zatrzymano kilkadziesiąt osób.
Marsz Równości mógł po raz pierwszy przejść ulicami Lublina po piątkowym orzeczeniu Sądu Apelacyjnego, który uchylił wydany wcześniej przez prezydenta tego miasta zakaz organizacji marszu.
Uzasadniając swoją decyzję sąd zwrócił uwagę, że prawo wolności zgromadzeń to jedno z podstawowych praw każdego obywatela.
Przeciwnicy mieli się modlić, rzucali petardami
Przeciwni temu są m.in. przedstawiciele środowisk katolickich, radni PiS i lokalna "S". Miejscowe Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" zapowiedziało dzień modlitewnego czuwania.
Przedstawiciele środowisk narodowych zablokowali wejście z Placu Zamkowego w ulicę Kowalską, którędy miał iść Marsz Równości. W stronę zgromadzonych na Placu Zamkowym uczestników poleciały petardy. Rzucano również kostką brukową. Policja musiała użyć armatek wodnych.
Kamieniami w stronę policjantów
Kontrmanifestanci wykrzykiwali "Lublin miastem bez dewiacji!", "Zboczeńcy!". Policja wzywała ich do rozejścia się, ponieważ zgromadzenie w tym miejscu jest nielegalne.
W końcu służby użyły granatów hukowych, gazu łzawiącego i armatki wodnej, aby przerwać blokadę. W stronę policjantów poleciały kamienie. Doszło do bójek, są zatrzymani, ale na razie nie wiadomo, ile osób.
Zandberg: nikomu nie wolno mówić, ze jest obywatelem drugiej kategorii
W marszu wzięli udział m.in. posłanka PO Joanna Mucha i lider partii razem Adrian Zandberg. Zandberg powiedział dziennikarzom, że zmienił swoje plany, odwołał spotkania, aby być na tej demonstracji. - My z partii Razem jesteśmy zdecydowanie za równością wszystkich obywateli i dlatego było dla mnie oczywiste że w sytuacji, gdy lokalny lider PO chce odbierać prawo do demonstrowania tej grupie ludzi, która zebrała się, aby przejść w pierwszym Marszu Równości przez Lublin, to moim obowiązkiem jest tutaj być - powiedział.
- Takie marsze odbywają się całej Polsce. One pokazują, że Polska jest różna, różnorodna, że wierzymy w różne rzeczy, myślimy w różny sposób, ale Polska jest naszym wspólnym domem i nikt nie może być z tego wspólnego domu wykluczany. Nikomu nie wolno mówić, ze jest obywatelem drugiej kategorii - dodał Zandberg.
Staszewski: "to wielkie święto"
Organizator Marszu Równości Bartosz Staszewski w przemówieniu na jego zakończenie podkreślił znaczenie równości i szacunku dla drugiego człowieka.
- Mamy prawo do swobód obywatelskich, dlatego jesteśmy tu dziś pod naszym hasłem: I Marsz Równości w 100-lecie niepodległości. Niepodległość, szacunek, patriotyzm to jest miłość do drugiego człowieka, o to na wszystkim tutaj chodzi. Pokazaliśmy, że Lublin jest wolny od faszyzmu - powiedział organizator.
Staszewski powiedział, że przejście pierwszego Marszu Równości przez Lublin „to wielkie święto”. Podkreślił, że choć pochód spotkał się z wrogością, to on jest przekonamy, że "nie wszyscy lublinianie są tacy Było też wiele pozytywnych reakcji".
Przedstawicielka Fundacji Wiara i Tęcza skupiającej chrześcijan LBGTQ podkreślała, że chrześcijaństwo to miłość bliźniego.
- Żadne przykazanie nie jest ważniejsze. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Lublin miastem miłości - mówiła.
Żuk: dzięki policji nie doszło do dramatu podczas Marszu Równości
- Chciałbym w imieniu mieszkańców i uczestników Marszu za to serdecznie podziękować - powiedział prezydent Lublina Krzysztof Żuk na konferencji prasowej w Centrum Zarządzania Kryzysowego.
- Wychodzi na to, że miałem rację przewidując te zagrożenia, które wynikały z informacji przekazywanych przez policję i przez służby miejskie, dotyczące przede wszystkim ryzyka dla zdrowia i bezpieczeństwa mieszkańców i uczestników marszu - dodał prezydent. Nawiązał w ten sposób do swojej decyzji zakazującej organizowania marszu i kontrdemonstracji ze względów bezpieczeństwa.
Zakaz ten ostatecznie uchylił w piątek Sąd Apelacyjny w Lublinie.
- Zawsze będę stał na straży bezpieczeństwa naszych mieszkańców i zrobię wszystko by mieszkańcy Lublina czuli się bezpiecznie, również ci, którzy będą naszymi gośćmi - podkreślił Żuk.
Zastępca komendanta miejskiego policji w Lublinie nadkom. Jacek Deptuś powiedział, że polska policja jest przygotowane do tego typu zabezpieczeń.
- Jesteśmy w stanie udźwignąć ten ciężar ewentualnych zagrożeń - zapewnił.
Według szacunków policji w Marszu Równości w Lublinie wzięło udział ok. 1,5 tys. osób, natomiast liczbę osób zakłócających marsz w sposób najbardziej agresywny oszacowano na około 200.
- Nie ma ani jednej osoby rannej spośród uczestników zgromadzenia. Mamy dwóch rannych policjantów, ich obrażenia są niegroźne, zostali przewiezieni do szpitala. Ci policjanci zostali zaatakowani przez kontrmanifestantów - powiedział Deptuś.
Jak dodał, nie było rozważane rozwiązanie marszu.
- Przepisy mówią, że takie zgromadzenie może być rozwiązane, jeżeli jego uczestnicy lub ono samo stwarza zagrożenie. Zagrożenia z wnętrza tego zgromadzenia nie było - zaznaczył Deptuś.
Zatrzymanych zostało kilkadziesiąt osób.
- Kilka osób jest zatrzymanych w związku z czynną napaścią na policjanta, za to grozi do 10 lat więzienia - dodał Deptuś.
Podkreślił, że cały przemarsz był monitorowany i filmowany, a obecnie trwa analiza monitoringu i będę ustalane osoby, które dopuściły się łamania prawa. Jego zdaniem można się spodziewać kolejnych zatrzymań.
- Ta analiza pozwoli na zidentyfikowanie ewentualnych sprawców, którzy nie zostali zatrzymani na gorącym uczynku - powiedział Deptuś.
Przeciwnicy Marszu Równości usiłowali kilkakrotnie go zablokować. Policja przełamała blokady, skutecznie oddzielała uczestników marszu od atakujących go grup.
Jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek, zaatakowałby @PolskaPolicja lub legalną demonstrację w taki sposób jak zaatakowani zostali dziś w Lublinie a nie byłoby adekwatnej reakcji, to dowodzący zabezpieczeniem i jego przełożony musieliby szukać sobie nowej pracy. https://t.co/ysTu5Oa9Th
— Joachim Brudziński (@jbrudzinski) 13 października 2018
- Jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek, zaatakowałby @PolskaPolicja lub legalną demonstrację w taki sposób jak zaatakowani zostali dziś w Lublinie, a nie byłoby adekwatnej reakcji, to dowodzący zabezpieczeniem i jego przełożony musieliby szukać sobie nowej pracy - napisał w sobotę na Twitterze szef resortu spraw wewnętrznych.
Policja zapewniła też na Twitterze, że w Lublinie podczas zabezpieczenia demonstracji nie używano jakiejkolwiek broni, w tym broni gładkolufowej, gumowych pocisków itp. "Nie było takiej konieczności. Reagowaliśmy adekwatnie do sytuacji używając zgodnie z prawem środków przymusu bezpośredniego określonych w przepisach. Działania były skuteczne" - podała policja.
Podczas marszu policjanci dbali o bezpieczeństwo wszystkich zgromadzonych i reagowali adekwatnie do zagrożenia. Doszło do prób naruszenia prawa i porządku przez uczestników nielegalnego zbiegowiska. Zatrzymano kilkudziesięciu chuliganów.https://t.co/GH9CYz18P0 pic.twitter.com/E1qQWAp6gv
— Policja Lubelska 🇵🇱 (@PolicjaLubelska) 13 października 2018
Czytaj więcej