Bieńkowska: w Europie nie mamy wspólnego rynku, choć udajemy, że mamy
Faktyczny brak wspólnego rynku odbiera siłę Europie - mówiła w sobotę na 11. Ogólnopolskim Zjeździe Firm Rodzinnych U-Rodziny w Katowicach komisarz Komisji Europejskiej Elżbieta Bieńkowska. Podkreśliła, że choć cała Europa z 500 mln konsumentów jest obszarem większym gospodarczo, niż Stany Zjednoczone z 330 mln konsumentów, "nie ma wspólnego rynku".
Komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości oraz małych i średnich przedsiębiorstw wystąpiła trzeciego dnia obrad tego jednego z najważniejszych wydarzeń dla firm rodzinnych w Polsce. Według Bieńkowskiej obecnie Europa wciąż jeszcze pozostaje światowym liderem w wielu dziedzinach.
- Oczywiście mamy swoje słabe strony, ale cały czas czujemy się liderem. Bardzo jest niedobrze czuć się liderem w takim czasie, jak teraz - oceniła. Jako przykład podała europejski przemysł samochodowy, będący jedną z silnych "europejskich marek".
- Ten przemysł zdecydowanie za bardzo przez długie lata czuł się liderem. I jesteśmy w tej chwili w takiej sytuacji, że być może za 20 lat wszyscy będziemy jeździć chińskimi samochodami. Tego bym bardzo nie chciała - mówiła komisarz. Przyrównała okres obecnego przełomu cyfrowego do czasów rewolucji parowej sprzed 150 lat czy następnych dwóch rewolucji przemysłowych.
"Czasy trudne dla Europy"
- To czasy trudne dla Europy. Te 150 lat temu nie mieliśmy tak wielkiego partnera, sąsiada, konkurenta na wschodzie, jak Chiny. Jeżeli Europa nie obudzi się i nie otrząśnie w różnych dziedzinach, za kilkadziesiąt lat będziemy musieli uczyć się chińskiego - zaznaczyła.
Zauważyła, że Chiny nie muszą np. zdobywać, jak w poprzednich latach, najnowocześniejszych technologii, bo już je mają.
Bieńkowska wskazała, że kontekstem obecnej rewolucji cyfrowej są dwie ścierające się tendencje. Jej zdaniem, rozwój technologii cyfrowych i globalizacja powinny sprzyjać otwieraniu się powiązań handlowych. - Wydaje się, że ten rozwój technologii cyfrowych powinien pokazywać i pokazuje konieczność silniejszego współdziałania. Burzenie murów powinno postępować - podkreśliła.
-Z drugiej strony widzimy - i można o tym mówić w sensie politycznym, ale też gospodarczym - siły napędzane populizmem sprawiają, że zamykamy się w czterech ścianach, odbudowujemy bariery. Protekcjonizm w całym świecie szaleje - uznała. Zastrzegła, że nie chodzi tylko o obecną politykę Stanów Zjednoczonych, ale też poszczególnych krajów Europy.
Komisarz obrazowała, że jeden z nurtów europejskiej dyskusji dotyczy kwestii, czy rzeczywiście nadszedł już koniec znanej liberalnej gospodarki. - Być może pieniędzy już nie trzeba zarabiać, trzeba się nimi dzielić ze wszystkimi, a pojawiają się nie wiadomo skąd? To poważne dylematy, ponieważ to oddziałuje na społeczeństwa - zastrzegła.
"Zwycięży rozsądek"
- W Europie bardzo wierzymy, że rozsądek w krótszej i średniej perspektywie zwycięży - w dłuższej na pewno. Ale na pewno przez kilka najbliższych lat te ścierające się tendencje będą miały wpływ, jak państwo będziecie pracować i jakie warunki będą dla państwa tworzone - zwróciła się do uczestników katowickiego spotkania.
Jak zauważyła, wkrótce odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. - Jeżeli ten parlament będzie w większej części taki, jak w tej chwili rządy w Polsce, we Włoszech czy na Węgrzech, niż teraz - to jakie działania może podejmować dla przedsiębiorców? Jeżeli we Włoszech dwa czy trzy tygodnie temu 30-letni wicepremier ogłasza zniesienie biedy - nie ma biedy od trzech tygodni we Włoszech - to co to znaczy? Jacy są ludzie, jak wychowani, czym karmieni, którzy kupują coś takiego - pytała unijna komisarz.
Jak podkreśliła, choć cała Europa z 500 mln konsumentów jest obszarem większym gospodarczo, niż Stany Zjednoczone z 330 mln konsumentów, nie ma wspólnego rynku. - Chociaż udajemy, że mamy - nie mamy wspólnego rynku” - zaakcentowała.
Rynek w sferze usług "uwspólniony w 30 proc."
Uściśliła, że o ile w sektorze towarów jest "troszkę lepiej", w sferze usług rynek w Europie jest "uwspólniony gdzieś w 30 proc."
- To znaczy, że każda firma, która chce wykonywać swoją pracę, sprzedawać swoje usługi w innym kraju europejskim, przechodzi przez drogę przez mękę - i to zależy od kraju - oceniła. Podała przykład, że przeniesienie działania firmy wykonującej usługi z Danii do Szwecji trwa 7 lat.
- W Europie wspólny rynek jest bardzo słaby, to jest rynek, który nie działa. I nawet kraje, które są bardzo proeuropejskie i przywódcy, którzy są bardzo proeuropejscy, chcą się zamykać w swoim obszarze i chcą budować - nie mówią o tym głośno, ale te mury jednak rosną - podkreśliła komisarz. Przytoczyła przykłady umów o wolnym handlu, które nie doszły do skutku.
Podkreśliła, że warunkiem utrzymania konkurencyjności przez Europę - jako całość - są zarówno regulacje, jak i poczucie, również polityczne, bycia wspólnym rynkiem. Przypomniała przy tym, że żaden kraj europejski nie jest konkurencyjny dla wielkich światowych potęg. - Tylko Europa, jako całość i tylko wspólny rynek; bez Wielkiej Brytanii będzie 440 mln konsumentów - przypomniała.
Zadeklarowała, że Komisja Europejska stara się wychodzić naprzeciw tym potrzebom. Zastrzegła jednocześnie, że jej czteroletnie prace w tym zakresie natrafiają na polityków, którzy choć "opowiadają i udają, jak wspaniały jest wolny rynek", to "gdy przychodzi co do czego, szczególnie jeśli chodzi o sektor usług większość tych, którzy cztery lata mówili: proszę się zabrać do pracy, usługi w Europie nie działają, w Parlamencie Europejskim, a potem w krajach, głosują przeciw proponowanym rozwiązaniom".
Komisarz zaapelowała o "obserwowanie polityków"
- To jest coś, co nam w tej chwili odbiera siłę w Europie - zaakcentowała komisarz. Zaapelowała też o obserwowanie pod tym kątem polityków. Zaznaczyła, że problemem jest wprowadzanie przez kraje prawa europejskiego. - To jest coś, co źle idzie. Jeżeli wprowadzamy coś w Unii Europejskiej, to potem jeszcze zabiera czasem kilka lat, zanim kraje to wdrożą u siebie, a czasem wdrażają tak, że właściwie nie można poznać tego, co zostało przedstawione w Brukseli - oceniła Bieńkowska.
11. Ogólnopolski Zjazd Firm Rodzinnych U-Rodziny to ogólnopolskie święto rodzinnego biznesu, organizowane od 2008 r. przez stowarzyszenie Inicjatywa Firm Rodzinnych, które powstało przed dziesięcioma laty. W tym roku po raz pierwszy impreza zawitała do Katowic. Od czwartku do niedzieli w ramach zjazdu odbywają się spotkania z udziałem 70 prelegentów i 400 uczestników.
Stowarzyszenie Inicjatywa Firm Rodzinnych zajmuje się ono m.in. integracją firm rodzinnych i szkoleniami dla przedsiębiorców. Według jego władz, przyczyniło się m.in też do zmian legislacyjnych - uchwalenia ustawy o zarządzie sukcesyjnym. Stowarzyszenie, które ma osiem oddziałów w kraju, chce wkrótce otworzyć centra kompetencji w siedmiu miastach.
Czytaj więcej
Komentarze