Telefon sam zaczął się aktualizować. Małżeństwo emerytów ma 18 tys. zł długu
Chociaż żadnego kredytu nie zaciągali, dziś małżeństwo emerytów z Krakowa musi spłacić prawie 18 tys. zł pożyczki. Oszust, który przechwycił dostęp do ich konta i aplikacji bankowej, zniknął z pieniędzmi. A wszystko zaczęło się od nietypowej aktualizacji telefonu. I choć małżeństwo nic nie zawiniło, bank je windykuje.
Pani Jadwiga i pan Jerzy Kusionowiczowie są małżeństwem od 43 lat. Ona po wszczepieniu endoprotezy, on chory na cukrzycę. Od 25 lat są klientami banku Pekao SA. 22 czerwca przypadkowo odkryli, że na ich koncie pojawiła się jakaś gotówka.
- Poszłam sprawdzić do bankomatu, ile mam jeszcze kasy, ile mogę wydać, czy mi wystarczy do piątego, do emerytury. Okazało się, że przyszło mi 89 zł - wspomina pani Jadwiga.
Oszust zniknął z pieniędzmi
Kobieta poprosiła męża, by sprawdził przez internet, skąd wzięły się dodatkowe pieniądze.
- Wszedłem na konto bankowości internetowej i zamurowało mnie, jak zobaczyłem, że został mi przyznany kredyt na bardzo dużą kwotę. Z początku nawet nie mogłem przeczytać, tyle było cyfr. To było prawie 18 tys. zł, z tym że bank pobrał sobie za obsługę kredytu prawie 2 tys. zł - opowiada pan Jerzy.
Pozostałe prawie 16 tys. zł trafiło od razu na konto oszusta. Okazuje się, że ten dwanaście razy zalogował się na rachunek pana Jerzego, pobrał kredyt, zwiększył dzienne limity przelewów i wraz z pieniędzmi zniknął.
- On z naszego konta zaraz przelał na swoje konto, a ze swojego z kolei na inne konto. Tak że szukaj wiatru w polu - komentuje pani Jadwiga.
Pan Jerzy próbował wyjaśnić sprawę z pracownicą banku.
Pan Jerzy: jakim cudem można zmienić na 40 tys. zł limit dzienny i miesięczny jednym połączeniem?
Pracownica banku: to są takie rzeczy, które pan może zmienić w bankowości internetowej.
- Ale uzyskanie kredytu, to też jest z komputera, bez żadnej weryfikacji.
- Z komputera akurat pan miał bez weryfikacji, pan miał przyznaną taką ofertę.
- Ale ja się nie starałem o taką ofertę.
- Większość, znaczy część naszych klientów, takich długoletnich klientów, którzy mają wpływy na rachunek, którzy nie mają żadnych przeterminowań, regularnie są obsługiwane rachunki...
- I łatwiej ich okraść…
- Wtedy mamy przyznaną taką ofertę dla klientów. To jest oferta taka właśnie odgórna.
- Miałem puste konto, bo było tam 7 zł, a zostałem okradziony na 18 tys. zł. Czyli jak nie dużo trzeba, żeby z pustego konta zabrać duże pieniądze - komentuje pan Jerzy.
"Oni się nie poczuwają do odpowiedzialności"
Zszokowany pan Jerzy chciał zadzwonić do córki. Ale wówczas okazało się, że jego telefon z mobilną aplikacją bankową nie działa.
- Ekran się zaświecił, pojawiła się na nim informacja, że będzie aktualizacja Androida. Nie reagował na żadne komendy, na żadne przyciski, nic - wspomina pan Jerzy.
- W tej sprawie policja pod nadzorem prokuratury prowadzi czynności w kierunku oszustwa internetowego. Jesteśmy w trakcie ustalania wszelkich okoliczności dotyczących zawarcia tej umowy i sposobu, w jaki sprawca działał - informuje Barbara Szczerba z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie.
Państwo Kusionowiczowie byli przekonani, że skoro postępowanie policji trwa i ktoś ich okradł, to bank szybko sprawę wyjaśni. Odpowiedź na reklamację odebrała im złudzenia.
- Oni się nie poczuwają do odpowiedzialności, powiedzieli, że to jest męża wina, bo udostępnił komuś konto - opowiada Jadwiga Kusionowicz, żona pana Jerzego.
- Jeden ich koronny argument to, że ewidentnie oni są bez skazy. Rodzice musieli udostępnić swoje dane do logowania, bo przecież nie ma innej możliwości. No, więc pytanie: w jakim świecie żyje bank? Czy nadąża za tym, co się dzieje w sieci i czy w związku z tym, że nie nadąża, w ogóle powinien takie produkty proponować swoim klientom - zauważa Zofia Dymitrow, córka państwa Kusionowiczów.
- Tu bank bym właściwie oskarżył o współudział z tym oszustem, bo po prostu przyznał kredyt obcej osobie, nie mnie. Nie powiadomił mnie jako właściciela konta - mówi Jerzy Kusionowicz.
Dług emerytów ciągle rośnie
To dalszy fragment rozmowy pana Jerzego z pracownicą banku:
Pan Jerzy: czy tam w ogóle były jakieś rozmowy przy tym kredycie, był telefon do posiadacza rachunku?
Pracownica banku: ponoć były kody wykorzystywane do udzielenia kredytu, do przyznania kredytu, pana kody.
- Mnie nie przyszły żadne kody ani SMS-y.
- To po prostu, nie wiem, podpięli się.
- Nikt konkretny się tą sprawą nie zajmuje, do kogokolwiek byśmy nie poszli w banku, to ten ktoś umywa ręce, bo on jest tylko marionetką w całej tej machinie i w zasadzie nie może nic - komentuje Zofia Dymitrow, córka państwa Kusionowiczów.
Szukanie sprawcy trwa. Ale Pekao kredyt windykuje! Emerytom pobrano pierwsza ratę, a ich dług rośnie. Bank ciągle domaga się spłaty.
- Pierwszą ratę zabrali, 800 zł w lipcu, a teraz jesteśmy zalegli za dwie raty 1600 zł i powiedzieli, że mamy tydzień, czy dwa tygodnie na zastanowienie się - mówi pani Jadwiga.
- Czynsz za mieszkanie jest w granicach 500 zł, w związku z czym, kiedy bank zabrał im 800 zł, to zaczął im narastać dług w spółdzielni mieszkaniowej, bo nie byli w stanie tego pogodzić - dodaje Zofia Dymitrow.
Ekipa Interwencji próbowała porozmawiać z przedstawicielem banku o sprawie państwa Kusionowiczów. Pekao S.A. odmówiło, tłumacząc się prawem bankowym.
Interwencja
Czytaj więcej
Komentarze