PO usiłuje sprawdzić, dlaczego raport MON dot. wydatków na szczyt NATO jest utajniony
- Nie udało się zobaczyć żadnych umów; nic z tego, co deklarowano - powiedział we wtorek polsatnews.pl poseł PO Paweł Suski, który w kancelarii premiera zamierzał przejrzeć dokumenty dotyczące wydatków Ministerstwa Obrony Narodowej wz. ze szczytem NATO w Warszawie w 2016 r. Polityk chciał się też dowiedzieć, na co wydano publiczne pieniądze i dlaczego raport w tej sprawie jest niejawny.
Zorganizowany przez resort obrony szczyt NATO odbył się w Warszawie w lipcu 2016 r. z udziałem m.in ówczesnego prezydenta USA Baracka Obamy i kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
MON podawało, że organizacja spotkania miała kosztować niespełna 180 mln zł, ale szczegółowych informacji o wydatkach nie ujawniło.
PO od kilku miesięcy domaga się odpowiedzi, ile i na co konkretnie wydano pieniądze w związku ze szczytem. Jak przekonuje, koszty były znacznie wyższe, a pieniądze miały dołożyć również inne resorty. Poza tym, jak argumentował w rozmowie z nami Paweł Suski, Platforma chce się dowiedzieć, dlaczego raportowi MON dot. wydatków z pieniędzy publicznych nadano klauzulę tajności.
"Jest coś na rzeczy"
- Jestem przekonany, że jest to niewłaściwa forma i nie należało utajniać tego raportu. To, co mi przedstawiono, w większości składało się z dokumentów jawnych dotyczących czynności przeprowadzonych przez służby podczas organizacji i w czasie szczytu. Jedyny dokument, który choć w minimalnym stopniu określał rozliczenie kosztów to sprawozdanie ministra obrony. Jest ono jednak schematyczne; przedstawiono w nim jedynie wykonane czynności - powiedział polsatnews.pl Suski, który był w KPRM w poniedziałek.
Zaznaczył, że liczy na możliwość zapoznania się z "rzeczowym rozliczeniem" poniesionych na organizację szczytu kosztów.
- Rozumiem, że np. tajemnica handlowa mogłaby uniemożliwiać zapoznanie się z umowami, czy podmiotami, z którymi ówczesny szef MON Antoni Macierewicz z zawierały umowy na realizację jakiś usług. Najwyższa Izba Kontroli potwierdziła już m.in., że Bartłomiej Misiewicz w ramach tych kwot na obsługę medialną zawierał umowy w sposób nieuprawniony na prawie 700 tys. zł. To są elementy, które sugerują że jest coś na rzeczy i stanowią możliwy powód, dla którego nadano klauzulę zastrzeżone - stwierdził polityk Platformy.
Pominięto procedurę zamówień publicznych
Jak powiedział, w okazanych mu w kancelarii premiera dokumentach, nie ma informacji, o które wnioskował. - Nic z tego, co deklarowano, nie dostałem. Żadnych umów nie ma w tym objętym klauzulą tajności raporcie, czy też w przesłanym do KPRM sprawozdaniu. Kontrowersje budzą wydatki, a my mamy prawo o nie pytać, bo pieniądze publiczne wydano z pominięciem procedury zamówień publicznych - wyjaśnił Suski.
Dodał, że jeszcze w poniedziałek po wizycie w KPRM powtórnie złożył wniosek do ministra obrony narodowej o przedstawienie szczegółowego rozliczenia koszów, łącznie z umowami i fakturami.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze