Jest wyrok ws. kuriera grupy oszustów "na policjanta". Skazany ma oddać pieniądze
Na trzy lata więzienia skazał we wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku 24-latka, oskarżonego o udział w oszustwach dokonanych tzw. metodą na policjanta; jego rolą było odbieranie pieniędzy od oszukanych osób. Skazany ma też oddać pokrzywdzonym ponad 500 tys. zł.
Białostocka prokuratura oskarżyła 24-latka o to, że pod koniec 2017 r. w różnych miastach Polski brał udział w oszustwach dokonywanych wspólnie z nieustalonymi dotąd osobami. Sprawcy dzwonili na numery telefonów stacjonarnych starszych osób, podawali się albo za policjanta albo za syna lub córkę, który spowodował lub uległ wypadkowi komunikacyjnemu.
Przekonywali, że przekazanie pieniędzy pozwoli polubownie załatwić sprawę nie tylko z ofiarami lub ich bliskim, ale nawet z organami ścigania.
Dziewięć sytuacji, najwyższa kwota - 240 tys.
Wskutek przestępstw objętych tą sprawą, starsze osoby z całej Polski, od których oskarżony odbierał pieniądze, straciły w sumie ponad 500 tys. zł. W akcie oskarżenia wymienionych jest dziewięć takich sytuacji; najwyższa kwota, którą udało się oszustom wyłudzić, to 240 tys. zł.
W listopadzie 2017 roku takie pieniądze straciła starsza kobieta w Białymstoku. Sprawcy zadzwonili do niej najpierw na numer stacjonarny, a potem na komórkowy. Jedna z osób podała się za jej córkę, która miała spowodować wypadek, potem do rozmowy włączył się rzekomy policjant. Wśród pokrzywdzonych są też osoby, które przekazały oszustom po prawie 70 tys. zł w przeświadczeniu, że pomagają bliskim uniknąć odpowiedzialności karnej.
Oskarżony nie przyznał się do świadomego udziału w przestępstwie. Twierdził, że nie wiedział, iż było to oszustwo i nigdy nie podawał się za policjanta. Przekonywał, że jako kurier (pracę w tym charakterze miał znaleźć poprzez ogłoszenie internetowe) dostawał jedynie zlecenia odbioru i dostarczenia przesyłek. Zapewnia, że poza jednym przypadkiem nie wiedział, co jest w środku.
Prokuratura chciała kary 6 lat więzienia
Prokuratura była jednak przekonana, że dowody jednoznacznie wskazują na oskarżonego, jako osobę, która od oszukiwanych odbierała pieniądze ze świadomością, w jakim procederze uczestniczy. Chciała kary 6 lat więzienia i obowiązku naprawienia szkody pokrzywdzonym.
Sąd okręgowy skazał mężczyznę na 3 lata więzienia (zaliczył mu na to konto półroczny areszt tymczasowy), zdecydował też o obowiązku pełnego naprawienia szkody; w sumie to do oddania ponad pół miliona złotych.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Brysiewicz zwracała uwagę, że przebieg wszystkich oszustw był niemal identyczny, a zebrane dowody jednoznacznie wskazują na przestępstwo popełnione przez oskarżonego. Sąd nie uwierzył, że mężczyzna mógł nie wiedzieć, iż bierze udział w działalności niezgodnej z prawem. - Łatwowierność, lekkomyślność (...) osób pokrzywdzonych nie może wyłączać karygodności wprowadzenia ich w błąd - podkreślała sędzia.
"Współpracował z organami ścigania"
Ustalając wymiar kary, sąd wziął pod uwagę wysoki stopień społecznej szkodliwości przestępstw, zwrócił uwagę, że mężczyzna sam nie przerwał przestępczej działalności (zatrzymała go policja, gdy jechał przekazać pieniądze), w której brał udział, ale jednocześnie - wśród okoliczności łagodzących - wymienił wcześniejszą niekaralność i to, że po zatrzymaniu współpracował z organami ścigania, m.in. wskazał miejsca odbioru pieniędzy.
- Co nie zmienia faktu, że było to działanie, które winno spotkać się z ostrą reakcją - mówiła sędzia Brysiewicz. Podkreślała, jak duże szkody w psychice osób oszukanych przestępstwa te spowodowały. Przywoływała zeznania jednej z kobiet (straciła niemal 70 tys. zł), która na ostatniej rozprawie wyznała, że bojąc się reakcji rodziny, nie powiedziała jej, jak dużą kwotę przekazała oszustom.
Wyrok nie jest prawomocny.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze