Ekonomista: prąd może zdrożeć o 30-40 proc. Resort: wzrosty nie grożą gospodarstwom domowym
- Jeśli wzrost cen prądu zostanie zablokowany, to ze względu na decyzję polityczną - mówi w "SE" ekonomista Marek Zuber, który szacuje, że podwyżki mogą sięgnąć 30-40 proc. Minister Krzysztof Tchórzewski zapewnił w czwartek, że gospodarstwom domowym nie grożą zmiany cen energii elektrycznej, natomiast prezes Urzędu Regulacji Energetyki twierdzi, że trzeba zadbać także o interes przedsiębiorstw.
Pytany przez dziennikarzy w kuluarach Kongresu Energetycznego DISE we Wrocławiu, jaka będzie decyzja Urzędu w sprawie wysokości taryfy G dla gospodarstw domowych w sytuacji rosnących cen energii, prezes odpowiedział:
- Chodzi nie tylko o dbałość o grupę G. Dzisiaj też trzeba zadbać o przedsiębiorstwa, które mogą być zmuszane, by nie przynosić wniosków o podwyżki taryf, co jest absurdalne, ale są takie sygnały. Regulator równoważy interesy. Może zajść taka sytuacja, że trzeba będzie szalę przechylić w stronę przedsiębiorstwa - przyznał Bando.
Przewidywany wzrost cen może wynieść 300-400 zł rocznie
Jak wylicza gazeta, gospodarstwo domowe średnio zużywa ok. 1900 kWh rocznie. Jeśli przyjąć, że w Polsce średnia cena 1 kWh dla klienta indywidualnego to 0,55 zł, okaże się, że przez rok wydajemy na energię 1 086,8 zł.
Przy przewidywanym wzroście cen może to być więcej o 300-400 zł rocznie.
"Zamierzone działania rynkowe"
Ministerstwo Energii wyraziło zaniepokojenie "bardzo szybkim wzrostem cen uprawnień do emisji CO2".
- Wydaje się, że taka sytuacja w krótkim okresie czasu może być skutkiem zamierzonych działań rynkowych, co wpływa niekorzystnie na ceny energii elektrycznej w Polsce - mówi Tchórzewski, cytowany w komunikacie ministerstwa.
Ceny uprawnień do emisji CO2 gwałtownie rosną na giełdzie w Londynie od kilku miesięcy. Jeszcze na początku roku kosztowały kilka euro, a we wrześniu wzrosły do 25 euro i są tym samym najwyższe od dekady. W opinii wielu ekspertów ceny CO2 w dalszym ciągu mogą rosnąć.
W ubiegłym tygodniu Tchórzewski stwierdził, że w niektórych państwach unijnych są duże firmy, które mogą skupować uprawnienia do emisji CO2 z wyprzedzeniem i dyktować ceny. Dodał, że to, iż świadectwa są handlowane bezpośrednio na terenie całej UE, stawia Polskę w trudniejszej sytuacji, bo nasza siła nabywcza jest mniejsza.
PAP, "Super Express", polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze