Wyrok za pedofilię w Kościele w październiku. Sąd odroczył sprawę o milionowe odszkodowanie
Poznański sąd apelacyjny odroczył w czwartek wydanie wyroku w głośnej sprawie o pedofilię w Kościele do 2 października. Ofiara zakonnika domaga się milionowego odszkodowania od zgromadzenia Towarzystwo Chrystusoweg. Skarżącą jest kobieta gwałcona w dzieciństwie przez księdza Romana B. Rozprawa była niejawna. Przed sądem zebrało się kilkanaście osób manifestujących poparcie dla pokrzywdzonej.
W czwartek sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Poznaniu. Rozprawa toczyła się z wyłączeniem jawności. Po rozprawie rzecznik poznańskiego sądu apelacyjnego sędzia Elżbieta Fijałkowska poinformowała, że wyrok sąd ogłosi 2 października.
- Dzisiaj strony przedstawiły swoje stanowiska, rozprawa jest zamknięta i sąd dalej nie będzie procedował. Wyrok zostanie publicznie ogłoszony 2 października - powiedziała Fijałkowska. Wyjaśniła, że odroczenie terminu ogłoszenia wyroku sądu wiąże się ze skomplikowanym charakterem sprawy.
Poszkodowana kobieta była w czwartek sądzie. Miała zakrytą twarz. Towarzyszyła jej m.in. jej terapeutka. Adwokat kobiety nie chciał komentować sprawy w mediach.
Sprawa duchownego została nagłośniona w ubiegłym roku. Ks. Roman B. w trakcie posługi w jednej z miejscowości w woj. zachodniopomorskim molestował seksualnie 13-letnią dziewczynkę. Według mediów miał ją podstępnie wywieźć od rodziców, więzić i gwałcić przez kilkanaście miesięcy. W jego komputerze śledczy mieli znaleźć także treści pedofilskie i korespondencję z innymi dziećmi. Mężczyzna został aresztowany w 2008 r.
Poza sprawą karną, poszkodowana kobieta wytoczyła proces także Towarzystwu Chrystusowemu dla Polonii Zagranicznej, do którego należał ksiądz Roman B. "Gazeta Wyborcza" poinformowała w poniedziałek, że wyrokiem poznańskiego sądu okręgowego Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej musi zapłacić kobiecie 1 milion złotych zadośćuczynienia i 800 zł miesięcznie dożywotniej renty.
W uzasadnieniu wyroku, do którego dotarła gazeta, sąd stwierdził m.in., że Roman B. "wykorzystał swoją pozycję zawodową jako ksiądz" - poznał dziewczynkę na lekcji religii, zapraszał na plebanię, czyli do "miejsca służbowego".
- Gdyby nie uczył religii, gdyby nie był księdzem, to do jego spotkania z pokrzywdzoną w ogóle nie doszłoby. Gdyby nie wykorzystał swojej funkcji księdza do zdobycia zaufania pokrzywdzonej, szkoda nie zostałaby wyrządzona - podkreślił sąd.
W czwartek sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Poznaniu. Rozprawa toczy się z wyłączeniem jawności.
Przed sądem niewielki protest
Przed budynkiem sądu apelacyjnego zebrała się grupa kilkunastu osób, które chciały wyrazić swoją solidarność z poszkodowaną kobietą. Mieli ze sobą transparenty: "Stop pedofilii w Kościele", "Zły dotyk boli przez całe życie", "Zapłaćcie za te gwałty". Uczestnicy zgromadzenia podkreślali, że liczą na utrzymanie w mocy wyroku sądu okręgowego. - Mamy nadzieję, że sądy są jeszcze niezawisłe i liczymy, że ten wyrok ruszy lawinę, że Kościół katolicki zapłaci za swoich funkcjonariuszy, którzy gwałcili dzieci - mówił Kuba Kapral, jeden z uczestników manifestacji.
Zgromadzeni wskazywali, że w przypadku kasacji wyroku, kiedy sprawa trafiłaby do Sądu Najwyższego, "tam już bez wątpienia będą bardzo duże naciski ze strony hierarchów Kościoła, żeby ofiara nie dostała ani grosza i żeby Kościół dalej mógł się czuć bezkarny" - zaznaczył Michał Walkowiak, także jeden z uczestników zgromadzenia. Jak dodał, "wsparcie - choćby w takiej formie - dla ofiar tego typu spraw jest niezbędne". - Jesteśmy zdegustowani postępowaniem hierarchów kościelnych, którzy cały czas - nie tylko w Polsce - ukrywają pedofilów - dodał.
Pełnomocnik Towarzystwa Chrystusowego adwokat Krzysztof Wyrwa powiedział mediom przed rozprawą, że na gruncie obowiązujących w Polsce przepisów prawa, odpowiedzialności za czyn popełniony przez księdza nie ponosi instytucja Kościoła. Jak dodał, czyn, którego dopuścił się ksiądz Roman B. "był haniebny" i tego w tej sprawie nikt nie zmienia, ani nie kwestionuje winy księdza.
Adwokat pytany o fakt, że już wcześniej zgromadzenie proponowało ofierze pieniądze odpowiedział, że "czym innym jest gest chrześcijańskiej pomocy, wychodzenie z prośbą czy na przeciw temu, żeby pomóc w rehabilitacji, w traumie, która z pewnością dotknęła ofiarę, a czym innym jest przyjęcie odpowiedzialności". - W związku z tym odpowiedzialności według nas nie ma, i brak jest podstaw, by te odpowiedzialność ze sprawcy przenieść na osoby prawne Kościoła - podkreślił.
W 2009 roku ksiądz Roman B. został skazany w procesie karnym na osiem lat więzienia. Obrońcy odwołali się od decyzji sądu i sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. W sądzie Roman B. miał przyznać się do kilkudziesięciu przestępstw seksualnych, ale zaprzeczał biciu ofiary i planowaniu działań z góry. Sąd podjął wówczas decyzję o zmniejszeniu kary do 4,5 roku leczenia psychiatrycznego na oddziale szpitalnym w zakładzie karnym. W 2010 r. wyrok został złagodzony o pół roku. Ksiądz wyszedł na wolność dwa lata później. Administracyjny proces karny ks. Romana B. zakończył się jego wydaleniem ze stanu duchownego. Roman B. nie jest już także członkiem zgromadzenia Towarzystwa Chrystusowego.
PAP
Czytaj więcej