"Wznowienie kampanii mało prawdopodobne". Kandydat na prezydenta Brazylii z poważnymi ranami kłutymi
Wznowienie kampanii przez Jaira Bolsonaro, kandydata skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich w Brazylii, który doznał poważnych ran kłutych po ataku nożownika w czwartek, "jest mało prawdopodobne przed I turą" - ocenił w piątek jego syn Flavio na Facebooku. Bolsonaro został ugodzony nożem przez członka lewicowego ugrupowania podczas wiecu.
Syn polityka zaznaczył, że stan jego ojca "był krytyczny. Nadal doświadcza on problemów z mówieniem. Być może nie będzie w stanie ponownie pojawić się na ulicach w tej kampanii" - napisał. "To jednak, że on nie może się pojawić, nie znaczy, że nie pojawimy się tam my!" - dodał.
Polityk przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Sao Paulo. Jak podkreśla dr Luiz Henrique Borsato, który operował polityka, pozostanie on na tym oddziale do 10 dni.
Rany odniesione przez Jaira Messiasa Bolsonaro, którego zaatakowano podczas krótkiego postoju w Juiz de Fora podczas objazdu stanu Minas Gerais w południowo-wschodniej Brazylii, są poważne, ale zamach na jego życie, paradoksalnie, zwiększa jego szanse na elekcję - twierdzą brazylijskie i zagraniczne media.
Napastnik "działał z rozkazu Boga"
63-letni kapitan Bolsonaro, były wojskowy i od 1991 r. lat parlamentarzysta, który w swej kampanii wyborczej gloryfikował przemoc i prawo każdego Brazylijczyka do noszenia broni oraz wypowiadał się z nostalgią o czasach, kiedy krajem rządziła junta wojskowa (1964-85), w jednej chwili sam stał się ofiarą przemocy. Być może niewiele brakowało, aby stracił życie. Na szczęście błyskawicznie udzielono mu pomocy.
Zamachowcem, który zadał kandydatowi na prezydenta z ramienia Partii Liberalno-Socjalistycznej trzy rany nożem w brzuch, okazał się czterdziestolatek, były członek lewicowego ugrupowania. Sprawca ataku twierdził, że "działał z rozkazu Boga".
22 proc. zwolenników
Do czwartku Bolsonaro miał wśród wyborców uczestniczących w sondażach ok. 22 proc. zwolenników i 44 proc. zdecydowanych przeciwników. Media zastanawiają się, czy po zamachu proporcje te ulegną zmianie.
Dla jednej trzeciej brazylijskich wyborców autorytetem wciąż pozostaje były prezydent Luiz Inacio Lula da Silva, który za pomocą swych programów socjalnych uczynił po raz pierwszy "klientami supermarketów" 30 proc. Brazylijczyków żyjących wcześniej na uboczu gospodarki rynkowej. Według wszystkich sondaży byliby skłonni na niego głosować, gdyby mógł kandydować, ale odbywa obecnie karę ponad 12 lat więzienia, w związku z wyrokiem skazującym m.in. za przyjęcie łapówki w postaci luksusowego mieszkania.
Kandydaci "establishmentowi" mają niewielkie szanse w wyścigu wyborczym, ponieważ na nich spada część odium za skandale korupcyjne i marne wyniki gospodarcze kraju: w ubiegłym tygodniu ogłoszono, że przyrost PKB wyniesie w drugim kwartale zaledwie 0,2 proc., a Brazylia pobiła światowy rekord, jeśli chodzi o liczbę zabójstw na 100 tys. mieszkańców
PAP
Czytaj więcej
Komentarze