Marsz Równości przeszedł ulicami Katowic. Na trasie parady pojawiły się kontrmanifestacje
Setki osób - według policji co najmniej tysiąc, według organizatorów 3 tys. - wzięły udział w Marszu Równości, który w sobotę po południu przeszedł ulicami Katowic. Wydarzenie odbyło się bez większych incydentów, niewielkie grupy kontrmanifestantów oddzielała od parady policja.
Jak powiedziała współorganizująca wydarzenie Natalia Klima-Piotrowska z KOD, był to drugi Marsz Równości w Katowicach, jednocześnie pierwszy od dziesięciu lat. Przeszedł z Placu Sejmu Śląskiego, ulicami Francuską, Warszawską, przez Rynek, 3 Maja, Sokolską po Plac Grunwaldzki.
"Równe prawa są ważne dla każdego"
- Była to tęczowa, wesoła, pozytywna, radosna parada. Zaangażowało się bardzo wiele organizacji, partie polityczne. Przesłanie jest proste: równe prawa dla wszystkich; oczywiście chodzi m.in. o środowiska LBGT, natomiast nie tylko, ponieważ równe prawa są ważne dla każdego - zaznaczyła Klima-Piotrowska.
- Były kontrmanifestacje, ale policja bardzo dobrze sobie z nimi radziła - ocenił Tomasz Kołodziejczyk ze Stowarzyszenia Tęczówka, które było głównym organizatorem marszu.
- To były grupki po kilkadziesiąt osób w różnych miejscach; pokrzykiwali, na Placu Grunwaldzkim siedli na miejscu zgromadzenia, do czego nie mieli prawa. Policja zapytała nas, czy sobie życzymy ich obecności, a następnie też bardzo dobrze zareagowała - uznał Kołodziejczyk.
- Z naszej strony nie było żadnej zadymy; policja opiekowała się samymi kontrmanifestacjami - dodał.
- Wiemy tylko, że były spisywane osoby, które miały tęczowego orła, m.in. pani posłanka Monika Rosa (Nowoczesna - red.) - zastrzegł Kołodziejczyk.
Prezydent Katowic nie zgodził się na manifestację Młodzieży Wszechpolskiej
Aspirant sztabowy Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji powiedział, że wydarzenie, które zgromadziło co najmniej tysiąc osób, obyło się bez większych incydentów. Policjant podkreślił, że pod kątem zapewnienia bezpieczeństwa zgromadzono znaczne siły policji. Jachimczak nie miał informacji o zgłaszanych przez organizatorów przypadkach spisywania uczestników zgromadzenia.
Początkowo swoje zgromadzenie na katowickim rynku w czasie przejścia przezeń Marszu Równości planowały środowiska narodowe; zgłaszającą była działaczka Młodzieży Wszechpolskiej. Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Katowicach uwzględnił w piątek wieczorem zażalenie prezydenta Katowic od wcześniejszej decyzji tamtejszego sądu okręgowego, uchylającej jego decyzję zakazującą manifestacji na rynku, gdzie jednocześnie odbywał się "Jarmark z okazji 153. urodzin miasta Katowice".
Oznaczało to, że zgromadzenie Młodzieży Wszechpolskiej, które miało zostać zorganizowane w tym samym czasie i miejscu, co jarmark na rynku (a jednocześnie w czasie zaplanowanego przejścia przez rynek Marszu Równości), nie mogło się odbyć.
W czwartek Sąd Okręgowy w Katowicach uznał decyzję prezydenta Katowic, który nie zgodził się na manifestację Młodzieży Wszechpolskiej, za niezasadną i ją uchylił. Decyzja sądu była nieprawomocna, władze Katowic wniosły zażalenie.
Władze miasta obawiały się o bezpieczeństwo
Od zakazu prezydenta Marcina Krupy odwołała się działaczka Młodzieży Wszechpolskiej, która chciała zorganizować zgromadzenie. W jej opinii decyzja lokalnych władz była nielegalna, miała charakter dyskryminujący i mający związek z zaplanowanym na ten sam dzień Marszem Równości. Organizatorka domagała się uchylenia decyzji prezydenta i Sąd Okręgowy uwzględnił jej wniosek.
Władze Katowic odpowiadały, że nie ma mowy o dyskryminacji, a na demonstrację nie zezwoliły ze względów bezpieczeństwa, bo na Rynku - gdzie miało się odbyć - zaplanowano też inne, zgłoszone wcześniej, wydarzenia. Miasto powołało się na art. 14 Prawa o zgromadzeniach stanowiący, że organ gminy wydaje decyzję o zakazie zgromadzenia m.in. jeżeli może to zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach.
W piątek wieczorem Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał, że "przeprowadzone w toku postanowienia zażaleniowego czynności polegające na oględzinach miejsca planowanego zgromadzenia prowadzą do uznania argumentacji zażalenia (prezydenta Katowic - red.) za trafną".
- Te ustalenia uprawniają twierdzenia skarżącego (prezydenta Katowic - red.), że nie jest możliwe bezkolizyjne i bezkonfliktowe odbycie w tym samym miejscu i czasie jarmarku i zgromadzenia zaplanowanego na 300 osób - przyznał trzyosobowy skład rozpoznający sprawę.
Sąd Apelacyjny uwzględnił zatem zażalenie prezydenta Katowic na postanowienie Sądu Okręgowego, co oznacza, że w mocy pozostaje jego decyzja o zakazie zgromadzenia zgłoszonego przez działaczkę Młodzieży Wszechpolskiej.
"Katowice od zawsze były miastem dialogu"
Narodowcy zgłosili swą manifestację, nadając jej hasło: "Tak dla większych parkingów przy galeriach i Biedronkach". Po ogłoszeniu czwartkowego postanowienia Sądu Okręgowego przedstawiciele Ruchu Narodowego na pytanie, dlaczego tematem manifestacji są parkingi przy sklepach odpowiadali, że chodzi im o promocję wartości narodowych i rodzin, z których wiele we wrześniu kupuje wyposażenie szkolne.
Była to kolejna odsłona sporu środowisk narodowych z prezydentem Katowic w sprawie organizowanych przez narodowców marszów i kolejna sprawa, która znalazła finał w sądzie. W lipcu tego roku Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że prezydent nie miał prawa rozwiązać 6 maja zgromadzenia Młodzieży Wszechpolskiej w tym mieście. Prezydent, który tłumaczył to względami bezpieczeństwa, złożył odwołanie od tej decyzji.
- W Katowicach nie chcemy oglądać na ulicach zamaskowanych ludzi trzymających transparenty "white boys" z symbolami faszystowskimi. Katowice od zawsze były miastem dialogu, ale nie ma mojej zgody na manifestowanie ideologii godzących w prawa i wolności innych ludzi - oświadczył wtedy prezydent Katowic.
Jego odwołanie rozpozna wkrótce Sąd Apelacyjny w Katowicach.
PAP
Czytaj więcej