Andrzej Bargiel wrócił do Polski. To pierwszy człowiek, który zjechał na nartach ze szczytu K2
"Bardzo dużo się działo podczas tej wyprawy były takie momenty, w których wydawało się że nic z tego nie będzie, ale koniec końców wszytko dobrze się skończyło" - mówił na konferencji prasowej Andrzej Bargiel
Polski alpinista, który jako pierwszy w historii zjechał na nartach ze szczytu K2, wrócił do Polski. Po powrocie do kraju wziął udział w konferencji prasowej, na której wraz z członkami zespołu opowiedział o szczegółach wyprawy.
Totalnie skoncentrowany na szusie z K2
- Byłem sfokusowany totalnie na zjeździe (...) nie czułem takiego momentu, że jestem na K2, że jestem jakoś super szczęśliwy. Miałem po prostu totalny fokus, bo wiedziałem, że najtrudniejsze jest przede mną. Myślę, że pobyt tam na tym szczycie trwał jakieś piętnaście minut maksymalnie. Później skupiłem się na zjeździe i ruszyłem na dół - mówił narciarski ekstremalista.
Wspominał także o problemach: - Dopiero później się nad tym się zastanowiłem, wszedłem na ten szczyt miałem zapiąć narty, ale musiałem jeszcze spakować drona, aby Bartek nim wyleciał (...) zostawiając go tam stracilibyśmy ujęcia - stwierdził Bargiel.
Dodał też, że z tego, co słyszał, relacja wideo z jego ataku szczytowego dała wielu ludziom okazję, aby "poczuli klimat tej wyprawy".
- Tak naprawdę początkowo wszystko szło topornie. Chcieliśmy pojechać na Gaszerbrum II, aby się zaaklimatyzować. To był świetny pomysł, ale spadło tyle śniegu, że jakiekolwiek działanie nie wchodziło w grę i po tygodniu przenieśliśmy się pod K2, gdzie pobyt zacząłem od choroby - przyznał.
Opowiedział tez o pożarze spodni podczas gotowania. - Chwila nieuwagi i dosłownie zrobiło się gorąco. Między nogami miałem palnik, nad którym topiłem śnieg. Na szczęście szybko udało się ugasić ten mały pożar - relacjonował.
W nieznanym terenie
Andrzej Bargiel zdobył w niedzielę 22 lipca szczyt K2 (8611 m) w Karakorum, będący druga co do wysokości górą świata i jako pierwszy człowiek na świecie zjechał na nartach do podstawy góry.
Sam zjazd był bardzo skomplikowany, bo w górnej części odbywał się terenem, który nie był dokładnie znany.
- Najwięcej stresu wywołał odcinek między obozem czwartym a trzecim, bo po prostu z powodu chmur zniknęła widoczność. Kiedyś widziałem w tym rejonie lawinę. Ona schodzi z taką siłą, że się kończy trzy tysiące metrów niżej i zasypuje całą dolinę. Nerwowo też było pod dwustumetrowym serakiem (serak to krucha i niebezpieczna formacja lodowcowa - red.) - opisał.
- Zdobycie i zjazd na nartach z K2 (8611 m), najwyższego szczytu Karakorum, to wynik jego ciężkiej pracy i siły charakteru - powiedział wcześniej brat Andrzeja Bargiela, Grzegorz.
Zdeterminowany i wytrwały
- Zawsze był zdeterminowany, wytrwały i z uporem dążył do celu. Ma w sobie to, czego brakuje niektórym sportowcom - odporność psychiczną, która pozwala wytrzymać wiele lat ciężkiej pracy - powiedział Grzegorz Bargiel, ratownik TOPR i międzynarodowy przewodnik wysokogórski IVBV.
W wyprawie udział wzięli także: Janusz Gołąb, m.in. pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięcznika Gaszerbrum I (w 2012 roku z Adamem Bieleckim), brat Grzegorza i Andrzeja Bargielów - Bartłomiej, operator filmowy Piotr Pawlus i fotograf Marek Ogień.
Grzegorz (rocznik 1976) Andrzej (1988) i Bartłomiej (1994) Bargielowie pochodzą z Łętowni koło Jordanowa.
- Jest nas jedenaścioro - siedem dziewczyn i czterech chłopaków. To z jednej strony super sprawa, a z drugiej - lekko nam nie było. Ja na przykład w wieku 15 lat musiałem już sam się utrzymać i jeszcze starać się pomóc rodzicom. Całe nasze rodzeństwo pomagało pracując na roli, a to naprawdę była dobra szkoła życia i kształtowania charakteru - podkreślił ratownik tatrzański, który dodał, że pozostała część rodzeństwa to "głównie artyści i sportowcy".
- Przykładowo jedna z sióstr studiowała fotografię w Londynie i organizuje tam teraz przeróżne wydarzenia kulturalne. Dwie są w Krakowie - Ania pracuje w Bunkrze Sztuki, a Agatka udziela się m.in. w teatrze i prowadzi tzw. pracę nad głosem. A nasza trójka, czyli ja, Andrzej i Bartek, to przykład tej części sportowej" - wyliczył.
Pierwsze wyjścia w Tatry, wspinanie, bieganie i jazda na nartach stały się możliwe, gdy obecny rekordzista Andrzej, zamieszkał z bratem, ratownikiem w Zakopanem w wieku około 15 lat.
Z dronem na ratunek na dachu świata
Z kolei Bartek Bargiel pobił rekordy w zupełnie innej dziedzinie.
- Pokazał nowe możliwości w himalaizmie - wylatując dronem na ponad siedem tysięcy metrów uratował życie zaginionemu na Broad Peak (8051 m) Rickowi Allenowi, tym samym urządzeniem dostarczył cierpiącemu na ból pleców Januszowi Gołębiowi leki i wreszcie nakręcił świetne ujęcia z wysokości 8700 m - podkreślił Grzegorz Bargiel.
- On nie tylko pobił kilka rekordów, ale i udowodnił, że drony to przyszłość np. w ratownictwie wysokogórskim. Określenie miejsca pobytu i stanu poszkodowanego to zminimalizowanie zagrożenia życia tych, którzy idą mu na pomoc. Zwłaszcza w górach najwyższych i krajach, w których zorganizowanie akcji poszukiwawczej jest tak skomplikowane i czasochłonne jak w Pakistanie czy Nepalu - wyjaśnił.
polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej
Komentarze