Jak wykazało śledztwo, w domu państwa Perzyńskich nie było śladów włamania. Od początku wszystko wskazywało więc na to, że ogień podłożył ktoś z domowników. Dariusz Perzyński jako jedyny w chwili tragedii był poza domem. Twierdził, że był w pracy w pobliskich Pawłowicach. Mężczyzna natychmiast znalazł się w cieniu podejrzeń.
- W chwili pożaru tata znajdował się w warsztacie stolarskim, wykonywał meble. Z tego miejsca do domu jest dokładnie 12 kilometrów – mówi Wojciech Perzyński.
- Według skazanego wyszedł on z domu o 22:00. Według naszych ustaleń, około godziny 1:40 - informuje prokurator Karina Spruś.
"Telefon taty mógł zalogować się do tej anteny"
Śledczy oparli się na danych z logowania telefonu mężczyzny do stacji przekaźnikowych.
- Nie było możliwe, żeby stacja przekaźnikowa, do której się logował telefon, objęła również Pawłowice, więc mieliśmy pewność, że Dariusz Perzyński nie znajdował się w Pawłowicach w warsztacie. Znajdował się w Jastrzębiu-Zdroju - wyjaśnia Spruś.
- Zasięg jest tylko poglądowy. Telefon taty mógł zalogować się do tej anteny (w Jastrzębiu-Zdroju - red.), ponieważ ona miała największą moc i największy zasięg. Nazywamy to tzw. układem gliwickim. Wszystko w toku śledztwa jest ewidentnie ukierunkowane – twierdzi Wojciech Perzyński.
Jego zdaniem naprawa instalacji po pierwszym pożarze została wykonana wadliwie i stąd kolejny pożar.
Mysz leżała na kablu, nie miała głowy
- Paski rolet okiennych były uszkodzone, więc podniesienie ich było po prostu niemożliwe. W dodatku martwa mysz leżała na kablu. Została podrzucona po to, aby upozorować to, że doszło do przegryzienia kabla, a następnie zwarcia i pożaru – argumentuje Karina Spruś.
- Jakby ktoś zbadał te panele, to widać, że one nie są pancerne, wystarczyło jednym pchnięciem je otworzyć. A co do myszy, to wyglądałoby to całkiem sensownie, tylko zapomnieli wspomnieć o tym, że ta mysz nie miała głowy - odpowiada Wojciech Perzyński.
Zdaniem prokurator sprawca podpalenia liczył na to, że dojdzie do pożaru i szczegóły dotyczące budowy anatomicznej myszy nie będą widoczne.
- Po pogrzebie Dariusz P. przyszedł na komendę i poinformował, że otrzymuje SMS-y z nieznanego numeru, wskazujące na to, że sprawca pożaru komunikuje się z nim. Co istotne, w tych SMS-ach podawał okoliczności, które mógł znać tylko i wyłącznie sprawca pożaru. Udało nam się ustalić, że Dariusz P. używał 2 telefonów i 4 kart, z których sam do siebie pisał te SMS-y. Między innymi, w dniu pogrzebu - mówi Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
"Biegli stwierdzili, że jest klasycznym psychopatą"
W marcu 2014 roku, niemal rok po tragedii, Dariusz Perzyński został zatrzymany. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa pięciu osób. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Poddano go obserwacji psychiatrycznej. Jej wyniki okazały się dla niego miażdżące.
- Biegli stwierdzili, że jest klasycznym psychopatą, osobą zupełnie pozbawioną uczuć wyższych, nastawioną na realizowanie swoich celów, swoich przyjemności, kompletnie nieodczuwającą empatii. Wszystkie polisy ubezpieczeniowe miały opcję wypłaty podwójnej kwoty w sytuacji nieszczęśliwego wypadku, w przypadku pożaru - zdradza prokurator Spruś.
- Nie jestem psychopatą, nie jestem żadnym zwyrodnialcem, nie jestem mordercą. Proszę pana o pomoc, bo ja nie wiem po prostu, co to dalej będzie się działo – zwrócił się do "Interwencji" skazany Dariusz Perzyński.
- Już w 2010 roku w Sądzie Rejonowym w Gliwicach wykazałem 2 miliony zł długu. Gdybym nawet uzyskał 500 000 zł z tego odszkodowania, czy nawet milion, o którym się mówi, to nie pokrywa to nawet 20, czy 30 procent mojego zadłużenia - dodaje.
"Nie ma nawet 1 procenta pewności, że ja to zrobiłem"
W grudniu 2016 roku w sprawie zapadł pierwszy wyrok. Dariusz Perzyński został skazany na dożywocie. Sąd postanowił, że o warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po upływie 35 lat. Wyrok podtrzymał również sąd odwoławczy. Kilka tygodni temu akta trafiły do Sądu Najwyższego.
- Słyszałem kiedyś opinię sędziego, że jak jest 1 procent niepewności, to sprawa powinna wrócić do ponownego rozpatrzenia. Jak ktoś się nad tym pochyli, w prawdzie, to tutaj nie ma nawet 1 procenta pewności, że ja to zrobiłem - twierdzi Dariusz Perzyński.
- Dariusz P. świadomie, z premedytacją podpalił swój dom i zabił swoich bliskich. Usiłował zabić też jedynego syna, który przeżył. Jestem głęboko przekonana, że on jest sprawcą. Gdybym miała tę pewność opisywać w procentach, to chyba bym musiała powiedzieć, że na 1000 procent - mówi prokurator Spruś.
Interwencja
Czytaj więcej
Komentarze