Większe pieniądze dla rodzin ofiar zamachu w Berlinie, ale nie dla właściciela skradzionego tira
Niemiecki parlament uchwali wyższe świadczenia dla ofiar zamachów terrorystycznych. Otrzymają je m.in. bliscy ofiar ataku terrorystycznego w Berlinie, wśród których jest rodzina polskiego kierowcy ciężarówki, zabitego przez zamachowca przed atakiem na jarmark bożonarodzeniowy. Szans na wyższe odszkodowanie nie ma natomiast polski przedsiębiorca, którego ciężarówka została użyta w zamachu.
Nowe przepisy stanowią, że ofiary zamachów terrorystycznych będą dostawać 30 tys. euro jednorazowej rekompensaty. Wcześniej ta kwota wynosiła 10 tys. euro. Większą sumę - 15 tys. euro (zamiast 5 tys.) - otrzymywać będzie też rodzeństwo ofiar.
Według nowych przepisów, dzieci, które na skutek zamachu terrorystycznego utraciły któregoś z rodziców, otrzymają w przyszłości do 45 tys. euro jednorazowej zapomogi na życie.
Pieniądze dostanie również rodzina zamordowanego przez zamachowca z Berlina polskiego kierowcy ciężarówki - Łukasza Urbana.
Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania
Polak był pierwszą ofiarą zamachu, którego 19 grudnia ub.r. dokonał Tunezyjczyk Anis Amri. Terrorysta porwał ciężarówkę, zabił Urbana, a następnie wjechał 40-tonowym pojazdem w ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym w centrum Berlina na Breitscheidplatz. W wyniku zamachu zginęło 12 osób, a ponad zostało 50 rannych, wiele bardzo ciężko.
Nowe przepisy nie obejmą za to Ariela Żurawskiego - właściciela firmy transportowej z Gryfina, którego ciężarówka została wykorzystana w tym zamachu terrorystycznym.
Przedsiębiorca w przeszłości otrzymał 10 tys. euro, choć swoje straty, związane z utratą leasingowanej ciężarówki, wycenił na ponad 90 tys. euro.
- Ubezpieczyciel odmówił mi wypłaty odszkodowania, uznając iż polisa nie obejmuje zamachu terrorystycznego - mówił nam Żurawski w październiku 2017 r. Przedsiębiorca domagał się m.in. zwrotu 34 tys. euro pierwszej wpłaty leasingu oraz kosztów naprawy naczepy.
Polak rozmawiał w tej sprawie m.in. z byłym pełnomocnikiem ds. ofiar Kurtem Beckiem. - Spotkania były krótkie, zdawkowe i nic nie dały - powiedział Żurawski w rozmowie z Deutsche Welle.
"Nie tak wyobrażałem sobie pomoc ze strony Niemiec"
Niemcy argumentują, że "pomoc finansowa dla Ariela Żurawskiego została wypłacona z pieniędzy ministerstwa spraw zagranicznych, które nie mają nic wspólnego z funduszem dla ofiar zamachów terrorystycznych".
Polakowi, który prywatnie był kuzynem zamordowanego kierowcy, pomogła firma, od której leasingował ciężarówkę. Scania zgodziła się zatrzymać pojazd i rozwiązać umowę leasingową, nie żądając spłaty kolejnych rat. Podobnie zachowała się firma ThyssenKrupp, do której kierowca pana Ariela wiózł stalowe konstrukcje. Dotarły ona z kilkumiesięcznym opóźnieniem, zardzewiałe, ale ThyssenKrupp odstąpiło od roszczeń z tego tytułu.
Żurawski, który powtarza, że "nie tak wyobrażał sobie pomoc ze strony Niemiec", w przeszłości zrezygnował również z pieniędzy z internetowych zbiórek.
- Prosiłem o zamknięcie tych zbiórek - mówił polsatnews.pl. Według niego zebrane w ten sposób pieniądze mogłyby mu przynieść więcej szkody niż pożytku - nie tylko w rozliczeniu ze skarbówką, ale i w konfrontacji z ludzką zawiścią. - Byłbym ze wszystkiego rozliczany - argumentował Żurawski, który tuż po zamachu, w "gorącym" okresie przedświątecznym, musiał "wstrzymać" na kilka dni działalność swojej firmy.
Jak wyjaśniał, miał dużo zleceń, ale ich nie wykonywał, przez co poniósł kolejne straty.
Teoretycznie przedsiębiorca mógłby dochodzić swoich spraw przed sądem, jednak jak tłumaczy, nie stać go na tak kosztowny proces.
Deutsche Welle, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze