Dwa lata za aferę Banku Staropolskiego. Prokuratura oceniła szkody na 560 mln zł
Na dwa lata więzienia, w zawieszeniu na dwa lata, skazał w piątek poznański sąd rejonowy Piotra B. w sprawie związanej z upadłym w 2000 roku Bankiem Staropolskim. Wraz z nim wyroki usłyszały też cztery inne osoby. Piotr B., szef rady nadzorczej banku, został też skazany na karę grzywny w wysokości 100 tys. zł. Sprawa toczyła się w sądzie 14 lat. W 2016 roku proces musiał się zacząć od początku.
Sąd uznał Piotra B. winnym tego, że w 1998 i 1999 roku doprowadził do wyrządzenia Bankowi Staropolskiemu SA w Poznaniu szkody majątkowej w wielkich rozmiarach, w wysokości, co najmniej, 127 mln zł. Wraz z nim skazani zostali czterej byli członkowie zarządu Banku Staropolskiego. Trzy inne osoby sąd uniewinnił od stawianych im zarzutów.
Sąd stwierdził, że Piotr B., "stwarzając jednoosobowy system zarządzania, w którym od jego decyzji uzależniona była realizacja istotnych przedsięwzięć gospodarczych podmiotów uczestniczących w systemie działającym pod nazwą Auto-Kredyt-Polska, w celu osiągnięcia przez inne niż Bank Staropolski SA podmioty działające w tym systemie korzyści majątkowej, (…) kierował nadużyciem przez członków zarządu banku uprawnień i niedopełnieniem ciążących na nich obowiązków, doprowadzając do wyrządzenia Bankowi Staropolskiemu SA szkody majątkowej w wielkich rozmiarach".
Sąd uznał, że miało do tego dojść m.in. poprzez nieutworzenie, mimo obowiązujących przepisów i wbrew zaleceniom, rezerw celowych na ryzyko związane z lokatami międzybankowymi, ustanowionymi w ukraińskim banku. A także wskutek przeniesienia lokat międzybankowych o wartości 93 mln marek i 99 mln dolarów z banku na Ukrainie do, będącego w gorszej sytuacji, banku mołdawskiego.
- Kara, którą mogłem wymierzyć, była od roku do 10 lat. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że oskarżeni tak naprawdę ponoszą karę - od 14 lub od 18 lat. Ona wynika z tego, że to postępowanie cały czas się toczy, cały czas są napiętnowani, ograniczone są ich możliwości zarobkowe - oni naprawdę ponieśli już odpowiedzialność. To są osoby, które nie zasługują na wyższą (niż zasądzona) karę - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Szymański.
Podkreślił, że prokurator zażądał dla wszystkich oskarżonych najsurowszej kary - 10 lat więzienia, niezależnie od tego, jak długo pełnili oni swoje funkcje w banku. "Nie rozumiem tego. Musi wystąpić coś takiego, jak indywidualizacja kary" - zaznaczył sędzia.
Jak zauważył, oskarżeni zrobili błąd, ale funkcjonowali w specyficznym systemie - zarówno prawnym, jak i nadzoru - lat 90 ub. wieku". Uznanie, że w takim przypadku należy im dać najsurowszą karę, jaką się da, jest tylko i wyłącznie odwetem za skutek. Nie uwzględnia tego, co wtedy się działo. Winnych temu jest bardzo wiele czynników. Stopień zawinienia oskarżonych jest (w związku z tym) niższy od tego maksymalnego, który dostrzegał oskarżyciel" - podkreślił.
Sędzia w uzasadnieniu wyroku zauważył, że przedmiot postępowania jest tylko "pośrednio związany z upadłością Banku Staropolskiego".
- Żadnemu z oskarżonych nie zarzuca się tutaj doprowadzenia banku do upadłości, tylko wyrządzenie szkody - zaznaczył. Podkreślił przy tym, że ze względu na skalę wyrządzonych szkód, zasądził surowe kary grzywny.
Wielokrotnie krytykował także pracę prokuratury. - W ogromnej większości zarzuty, które były postawione, były z punktu prawnego postawione wadliwie, z punktu faktycznego niekiedy ze sobą sprzeczne. Gdyby prokurator w 2004 roku sprostał zadaniu, ta sprawa toczyłaby się w sądzie 10 lat krócej - zaznaczył. Zauważył, że prokurator definiując szkodę w stosunku do każdego z oskarżonych wskazał ją jako ok. 560 mln zł. Tymczasem oskarżeni byli związani z Bankiem Staropolskim w różnych latach.
Jak podkreślił, żaden z oskarżonych nie skorzystał na działaniu, którego dotyczyło postępowanie. - Nie jest prawdą, co pojawiało się w prasie, że jakieś pieniądze zostały przywłaszczone przez któregokolwiek z oskarżonych - powiedział sędzia.
Postępowanie toczyło się przed sądem 14 lat. Poprzedziło je czteroletnie prokuratorskie śledztwo. Wskutek choroby ławnika, w styczniu 2016 roku proces po przeszło 300 rozprawach musiał rozpocząć się jeszcze raz. Po zmianie składu orzekającego sąd, przed ogłoszeniem wyroku, wyznaczył ponad 90 terminów rozpraw.
Piotr B. został zatrzymany w 2000 roku. Proces przed poznańskim sądem rejonowym ruszył w 2005 roku. Jak informowały wówczas media, oskarżeni mieli narazić bank na szkodę w wysokości 560 mln zł. W sprawie tej pokrzywdzonych miało być ok. 40 tys. osób, które złożyły w tym banku swoje oszczędności.
Sąd Okręgowy w Poznaniu ogłosił upadłość Banku Staropolskiego w lutym 2000 r., niespełna miesiąc po zawieszeniu jego działalności przez Komisję Nadzoru Bankowego. Bank Staropolski miał, według stanu na 12 stycznia 2000 r., lukę w bilansie w wysokości 473,76 mln zł. KNB uzasadniła swoją decyzję o zawieszeniu działalności Banku Staropolskiego przekraczaniem przez bank norm koncentracji kredytów.
- To jest bardzo trudna sprawa. Myślę, że, poza sprawą FOZZ, najtrudniejsza w polskim wymiarze sprawiedliwości. Ona się toczyła niezwykle sprawnie, tu nie było żadnej obstrukcji. Nie ma żadnej wątpliwości, że ta sprawa się nie zakończyła - to jest jej pierwszy etap. To, co usłyszeliśmy na pewno będzie skutkowało apelacją zarówno ze strony prokuratury, jak i oskarżonych - powiedział po ogłoszeniu wyroku jeden z obrońców mec. Wojciech Wiza.
- Zdaje się, że sąd chciał znaleźć złoty środek pomiędzy dążeniem prokuratury do wykazania winy - z pół miliarda straty (zarzucanej przez prokuratora) sąd ocenił ją na 127 mln, tak, że jest to różnica zasadnicza. Sąd odwoławczy pewnie pochyli się nad tym, czy w tej sprawie doszło do przedawnienia - dodał mec. Mariusz Paplaczyk.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze