Dziennikarka zgłosiła policji, że poturbowano ją na spotkaniu parafialnym. "Okładano mnie pięściami"
Policja ustala szczegóły zajścia, do którego doszło w jednej z karczm w Zakopanem. Miejscowa dziennikarka zgłosiła, że została tam poturbowana w czasie spotkania dotyczącego odwołania proboszcza. Inną wersję wydarzeń przedstawia część uczestników zebrania. Według nich, kobieta nagrywała spotkanie wbrew ich woli i uderzyła osobę, która prosiła, aby opuściła lokal.
Do zdarzenia doszło w ubiegłą środę w karczmie pod wyciągiem narciarskim Zakopanem. Jolanta Flach z "Tygodnika Podhalańskiego" uczestniczyła w spotkaniu ws. odwołania proboszcza ks. Antoniego Staszeczki. Jak powiedziała "Presserwisowi", została tam zaproszona przez jedną z mieszkanek Harendy - dzielnicy Zakopanego.
Dziennikarka relacjonuje, że niemal przez godzinę bez przeszkód notowała i nagrywała przebieg spotkania, dopóki ks. Kazimierz Podsiadło nie zaapelował, aby informacje z zebrania nie trafiły do mediów.
- Ktoś wskazał mnie palcem, ksiądz wyrwał mi dyktafon, a kilka osób się na mnie rzuciło. Okładano mnie pięściami, szarpano i ciągnięto za włosy - opowiada Flach. Twierdzi, że oprócz dyktafonu zginął jej także notatnik oraz dwa telefony.
"Urazy barku, ramienia, klatki piersiowej"
Około godz. 20 właściciel karczmy wezwał na miejsce funkcjonariuszy policji. - Przeszukali moje rzeczy w poszukiwaniu skradzionych przedmiotów. W międzyczasie uczestnicy zebrania podrzucili mi moje telefony. Policjanci zarzucili mi kłamstwo - mówi dziennikarka. I dodaje, że funkcjonariusze sporządzali notatki, ale nie dali jej nic do podpisania.
Następnego dnia Flach zgłosiła się do szpitala. - Po zbadaniu lekarz zapisał w karcie informacyjnej: "mnogie powierzchowne urazy barku i ramienia, urazy kończyny górnej prawej i lewej, uraz klatki piersiowej" - opowiada.
W piątek złożyła w prokuraturze rejonowej w Zakopanem złożyła doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Ma dotyczyć ono naruszenia nietykalności cielesnej podczas wykonywania czynności służbowych, uniemożliwienia wykonywania obowiązków dziennikarskich oraz kradzieży.
"Spotkanie zamknięte, wyłącznie dla parafian"
Według Komendy Miejskiej Policji w Zakopanem właściciel lokalu zgłosił, że "nieznana kobieta nagrywa przebieg spotkania parafialnego, wbrew woli jego uczestników".
"Na miejscu policjanci zetknęli się z dwiema wersjami zdarzeń do jakich miało dojść przed ich przybyciem" - poinformowała policja.
Uczestnicy zebrania twierdzą bowiem, że było to spotkanie zamknięte, wyłącznie dla parafian. "Na drzwiach wejściowych do lokalu znajdowała się kartka informująca, że lokal jest nieczynny" - relacjonuje zakopiańska policja.
"W momencie kiedy (uczestnicy spotkania - red.) dostrzegli, że nieznana osoba, nie będąca parafianką uczestniczy w spotkaniu i nagrywa jego przebieg, jedna z osób tam przebywających podeszła do niej i poprosiła o opuszczenie lokalu. Na tym tle miało dojść najpierw do utarczek słownych, następnie do przepychanki, podczas której kobieta uderzyła jedną z osób, które chciały aby opuściła lokal. Miało to być spowodowane podejrzeniem, że ta osoba zabrała należący do niej dyktafon" - poinformowała KMP w Zakopanem.
Jeden telefon w torebce, drugi pod serwetkami
Dziennikarka zaprzecza, że miała kogokolwiek uderzyć. Powiedziała policjantom, że to ona padła ofiarą agresji.
"Z uwagi na ilość osób znajdujących się w lokalu nie była w stanie wskazać kto konkretnie miał naruszać jej nietykalność cielesną. Dodała, że podczas zdarzenia został jej skradziony dyktafon i dwa telefony. Pani redaktor oświadczyła, że nie potrzebuje pomocy medycznej, nie posiadała widocznych obrażeń ciała" - informuje policja.
Jak dodają funkcjonariusze, telefony dziennikarki zostały odnalezione. Jeden był w jej torebce, a drugi pod serwetkami przy stoliku, gdzie siedziała. Dyktafonu nie udało się odnaleźć.
W karczmie nie ma monitoringu, by zweryfikować przebieg zajścia.
"Notatka nie jest dokumentem podpisywanym przez uczestników"
Policjanci zaprzeczyli, jakoby mieli przeszukać torebkę dziennikarki. Twierdzą, że "poprosili jedynie o przejrzenie jej zawartości przez samą zainteresowaną, co też dobrowolnie uczyniła".
Odnieśli się także do zarzutów Flach, że sporządzili notatki w notesie, ale nie dali ich do podpisania.
"Funkcjonariusze na miejscu udokumentowali zdarzenie w notatnikach służbowych, następnie sporządzili notatkę urzędową. Należy podkreślić, że zapis w notatniku służbowym, czy też notatka urzędowa - w przeciwieństwie do protokołu przesłuchania - nie jest dokumentem podpisywanym przez uczestników zdarzenia" - głosi komunikat policji.
Po analizie materiałów mają zapaść decyzje o dalszym toku postępowania w tej sprawie.
press.pl, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze