Żartował na lotnisku, że ma przy sobie trotyl. Teraz musi zapłacić i grozi mu więzienie
Gdy pracownica ochrony podzielonogórskiego lotniska zapytała mężczyznę, co ma w saszetce, ten odpowiedział: "trotyl". Funkcjonariuszka dopytała, a pasażer potwierdził, że ma przy sobie materiały wybuchowe. Ogłoszony został alarm bombowy. Jak się później okazało - fałszywy. 48-latek będzie musiał teraz pokryć koszty związane z ewakuacją i działaniem służb. Grozi mu także do 8 lat więzienia.
Do zdarzenia doszło w sobotę przed godz. 6 na najmniejszym lotnisku w Polsce, Porcie Lotniczym Zielona Góra-Babimost. Podczas odprawy przed lotem do Warszawy funkcjonariuszka ochrony lotniska spytała 48-letniego mieszkańca stolicy, którego bagaż kontrolowała "Co pan ma w tej saszetce?". Mężczyzna odpowiedział "trotyl".
Gdy funkcjonariuszka powtórzyła pytanie, dając pasażerowi szansę na wycofanie się z głupiego żartu, ten powtórzył głośno: "trotyl". Na lotnisku ogłoszony został alarm bombowy.
Dwugodzinne opóźnienie
Ewakuowano około 50 osób. Straż graniczna sprawdziła bagaże, ale nie znalazła na miejscu żadnych materiałów wybuchowych. Pasażerowie dolecieli do Warszawy z dwugodzinnym opóźnieniem.
Mężczyzna został zatrzymany oraz odwieziony do policyjnego aresztu w Zielonej Górze. Za fałszywe zawiadomienie o zagrożeniu mężczyźnie grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Przynajmniej kilkanaście tys. złotych
Decyzją Prokuratury Rejonowej w Świebodzinie, 48-latek został objęty policyjnym dozorem. Mężczyzna nie może zbliżać się do lotniska w Babimoście na odległość mniejszą niż 200 metrów.
"Żartowniś" będzie musiał także pokryć koszty związane z ewakuacją i działaniem służb. Ma to kosztować przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych.
Gazeta Lubuska, fly4free.pl
Czytaj więcej