- To się zaczęło dwa miesiące po tym, jak się poznaliśmy. On przez te dwa miesiące nade mną pracował. Za pierwszym razem potrzebował 400 dolarów tygodniowo za hotel - opowiadała wówczas pani Iwona.
Reportaż o kobiecie odbił się szerokim echem. Po jego emisji redakcja otrzymała alarmujące telefony i maile od widzów. Między innymi od pani Urszuli i pani Katarzyny. Pani Urszula poznała w sieci Emila B. na początku kwietnia. Podawał się za francuskiego biznesmena, który poleciał do Afryki pochować brata.
- Rano miał wylot do Afryki. Pisał, że zablokowali mu kartę i nie mógł za nic płacić, a później, że pracuje na kuchni i odrabia to wszystko, ale oni chcą zapłaty – mówi pani Urszula.
Reporterka: A on nie chciał odezwać się do ambasady, rodziny nie ma?
Pani Urszula: No nie, wszyscy mu zginęli w wypadku samochodowym.
Kobieta pokazała SMS-y od rzekomego biznesmena: "Jeżeli naprawdę chciałabyś mi pomóc nad tym, to nie byłbym w tym g... Jestem bardzo rozczarowany, nigdy ci tego nie wybaczę. Za późno już, jestem w więzieniu".
- Na początku chciał 5 000 zł, a potem kwota wzrosła do 2800 euro za hotel - dodaje pani Urszula.
Dopiero w trakcie wizyty ekipy "Interwencji" kobieta zdecydowała, że nie wyśle pieniędzy człowiekowi poznanemu w internecie. Postanowiła zgłosić sprawę na policję.
John F. z Nowego Jorku
Mniej szczęścia miała pani Katarzyna. - Podał się za Johna F., mieszkającego w Nowym Jorku. Zaczął mnie przekonywać, że to pożyczka i on jak przyjedzie do Polski na urlop, to mi wszystko zwróci - zaczyna opowieść.
- Chciałam najzwyczajniej w świecie pomóc osobie, która nie daje rady w trudnych, wojennych warunkach. Mówił, że podpisał kontrakt na dwa lata, ale że psychicznie tam nie wytrzyma. Poprosił, żebym napisała do tej organizacji maila, podała się za jego żonę. Ta organizacja odezwała się do mnie, że nie będzie problemu, ale muszę wpłacić 1290 dolarów - dodaje.
Pani Katarzyna wysyłała pieniądze do Dubaju, Kuala Lumpur i Nigerii, straciła 8 000 euro.
Czytaj więcej
Komentarze