Europosłowie PO i PSL poparli dyrektywę uderzającą w polskich przedsiębiorców. "To przez pomyłkę"
PE zatwierdził w Strasburgu niekorzystne z punktu widzenia polskich przedsiębiorców zmiany dotyczące delegowania pracowników do innych państw UE. Część polskich europosłów opozycji zagłosowała za, jednak - jak tłumaczą europarlamentarzyści PO - zrobili to przez pomyłkę, bo głosowanie było prowadzone w chaotyczny sposób. Część złożyła korekty do głosowania.
Informację potwierdzają źródła w PE. - Głosowania we wtorek w Strasburgu, choć trwały krótko, były prowadzone bardzo chaotycznie przez wiceprzewodniczącego PE. Wielu europosłów krótko po wyjściu z sali plenarnej zorientowało się, że źle oddało głos. Zostały złożone korekty do głosowania w tej sprawie - poinformowało PAP źródło w służbach prasowych PE.
Za PO, PSL i SLD; przeciw PiS i... PO
Z dokumentów PE wynika, że we wtorek głos za dyrektywą na sali plenarnej oddali Jerzy Buzek (PO), Andrzej Grzyb (PSL), Jarosław Kalinowski (PSL), Janusz Lewandowski (PO), Elżbieta Łukacijewska (PO), Jan Olbrycht (PO), Julia Pitera (PO), Adam Szejnfeld (PO), Czesław Siekierski (PSL), Tadeusz Zwiefka (PO), Adam Gierek (SLD), Julia Pitera (PO), Lidia Geringer de Oedenberg (SLD), Bogusław Liberadzki (SLD), Krystyna Łybacka (SLD) oraz Janusz Zemke (SLD).
Przeciw zapisom głosowali natomiast: Danuta Hübner (PO), Danuta Jazłowiecka (PO), Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (PO), Marek Plura (PO), Dariusz Rosati (PO), Jarosław Wałęsa (PO), Bogdan Wenta (PO) i Bogdan Zdrojewski (PO).
Przeciwko zapisom byli też wszyscy głosujący europosłowie PiS.
W dokumentach PE po południu we wtorek pojawiała się korekta głosowania prawie 40 posłów, wśród nich z Polski. Przeciwko dyrektywie, jak wynika z tej korekty, wypowiedzieli się: Grzyb, Lewandowski, Łukacijewska, Pitera, Siekierski, Szejnfeld i Zwiefka.
"Nieakceptowalny bałagan"
Źródło ze służb prasowych PE powiedziało PAP, że w dokumentach mogą się pojawić kolejne korekty, jeśli kolejni europosłowie będą informowali, że błędnie oddali głos.
"Nieakceptowalny bałagan podczas głosowania w sprawie pracowników delegowanych sprawił, że około 100 europosłów z różnych krajów, w tym część z PO i PSL zagłosowało niezgodnie ze swoimi przekonaniami. Jesteśmy przeciw. Korekta w toku" - napisał Lewandowski na Twitterze we wtorek po południu.
Nieakceptowalny bałagan podczas głosowania w sprawie pracowników delegowanych sprawił, że około 100 europosłów z różnych krajów, w tym część z PO i PSL zagłosowało niezgodnie ze swoimi przekonaniami. Jesteśmy przeciw. Korekta w toku.
— Janusz Lewandowski (@J_Lewandowski) 29 maja 2018
"Głosowanie ws. pracowników delegowanych było poprowadzone nieprzejrzyście. Zmieniono kolejność, co zawsze wprowadza chaos! Zaprotestowaliśmy jeszcze na sali i wnieśliśmy korektę - zmiana w systemie IT potrwa kilka godzin. Delegacja PO-PSL jest od początku przeciwna tej dyrektywie" - napisał z kolei na tym portalu społecznościowym Buzek.
Również Jazłowiecka skrytykowała formę głosowania. "Wielu europosłów zagłosowało za porozumieniem »niechcąco«. Od kilku dni obserwowaliśmy odmienny sposób procedowania dyrektywy, pełen opóźnień i niejasności. Tak samo zakończyło się samo glosowanie. Mam nadzieje, że wielu moich kolegów wytrwa w decyzji dokonania zmian i poprawienia swojego »za« na stanowisko, które zakładali" - zaznaczyła.
Czarnecki: nie można uwierzyć w tyle pomyłek
Sprawę skomentował Ryszard Czarnecki (PiS). Jak powiedział, może zrozumieć to, że poseł się pomyli, bo jest to ludzka rzecz, ale nie może uwierzyć w aż tyle pomyłek. - To jest prostu niemożliwe. Czy to był jakiś wewnętrzny układ w Europejskiej Partii Ludowej, (...)czy też był jakiś układ z delegacjami - Francuzami czy Niemcami - to trudno powiedzieć - zaznaczył.
W głosowaniu 456 eurodeputowanych opowiedziało się za, 147 było przeciw, a 49 wstrzymało się od głosu.
Przyjęty tekst jest wynikiem zawartego w marcu porozumienia między Parlamentem Europejskim a reprezentującą kraje członkowskie bułgarską prezydencją.
Nowa dyrektywa będzie szkodliwa dla polskich firm. Ograniczy możliwość delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia tego czasu o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji" przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.
Po tym okresie pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego. Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy wymagają bowiem, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego.
Dodatki i bonusy za granicę
Ograniczenie okresu delegowania pracowników do 12 miesięcy to nie jedyne utrudnienia dla firm zawarte w nowelizacji. Kolejne to objęcie firm delegujących pracowników układami zbiorowymi zawieranymi na każdym poziomie: regionalnym, sektorowym czy nawet na poziomie firm. Teraz firmy wysyłające pracowników były objęte jedynie powszechnie stosowanymi układami zbiorowymi, uznanymi za oficjalne na poziomie narodowym.
Regulacje zakładają, że pracodawcy będą też musieli wypłacać wysłanym za granicę wszystkie dodatki i bonusy, jakie otrzymują lokalni pracownicy.
Podczas negocjacji i debat poświęconych kwestii pracowników delegowanych, inicjatorzy i zwolennicy rozwiązań, które zostały we wtorek przyjęte przez parlament podkreślali, że służą one nie tylko ochronie praw i interesom pracowników starych krajów Unii, ale w równej mierze dbają o godziwe i sprawiedliwe warunki pracy i płacy samych delegowanych pracowników i o to, by mogli oni korzystać ze standardów, jakie oficjalnie obowiązują w krajach, w których wykonują swoją pracę.
21 czerwca przepisy o delegowaniu mają być ostatecznie przegłosowane przez ministrów do spraw zatrudnienia na posiedzeniu Rady UE w Luksemburgu. Po zatwierdzeniu regulacje mają wejść w życie w połowie 2020 r.
PAP
Czytaj więcej