Śledczy: w samolot pasażerski zestrzelony nad Ukrainą w 2014 r. trafił rosyjski pocisk
Szczegółowa analiza materiałów wideo wykazała, że pocisk rakietowy Buk, który 17 lipca 2014 roku zestrzelił pasażerskiego boeinga nad wschodnią Ukrainą, pochodził z rosyjskiej jednostki wojskowej. W katastrofie tej zginęło wówczas 298 osób; większość ofiar to Holendrzy. Maszyna leciała z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Rosyjskie ministerstwo obrony zaprzeczyło tym ustaleniom.
Premier Holandii Mark Rutte postanowił skrócić o jeden dzień wizytę w Indiach, by uczestniczyć w piątek w posiedzeniu rządu w sprawie nowych ustaleń dotyczących zestrzelenia w 2014 roku nad wschodnią Ukrainą malezyjskiego samolotu - poinformowała w czwartek agencja ANP.
Wilbert Paulissen z policji holenderskiej powiedział, że pocisk pochodził z 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej stacjonującej w Kursku. - Wszystkie pojazdy w konwoju wiozącym ten pocisk rakietowy należały do rosyjskich sił zbrojnych - podkreślił.
Rosyjski resort obrony: śledczy bazują na mediach społecznościowych
Śledczy zrekonstruowali trasę konwoju z systemem rakietowym na podstawie licznych nagrań wideo i zdjęć - relacjonuje agencja dpa. 23 czerwca 2014 roku wojskowy konwój wyruszył z Kurska w kierunku Ukrainy. Był w nim pojazd z wyrzutnią rakiet Buk. Został zidentyfikowany "bez żadnych wątpliwości" na podstawie oznaczeń. Paulissen mówił w tym kontekście o "odcisku palca".
W czwartek śledczy poinformowali, że przekazali władzom Rosji swe ustalenia i oczekują odpowiedzi, ale dotąd żadnej nie dostali.
Strona rosyjska zabrała głos już po konferencji prasowej.
"Żaden zestaw rakietowy sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej nigdy nie przekraczał granicy rosyjsko-ukraińskiej" - oznajmił resort obrony. Ocenił, że przekazane przez niego Holandii i międzynarodowej ekipie śledczej dowody i dane "jednoznacznie wskazywały na związek ukraińskiej obsługi (zestawów rakietowych) Buk z zestrzeleniem nad Ukrainą pasażerskiego boeinga (lecącego) z Holandii".
Ministerstwo obrony zarzuciło śledczym holenderskim próby "uzasadnienia swoich wniosków poprzez wyłącznie wykorzystanie obrazów z mediów społecznościowych".
Według resortu chodzi o informacje fałszywe, które rosyjscy eksperci w przeszłości już dementowali. Istnieją "liczni świadkowie tragedii w niebie nad Ukrainą" i ludzie ci udzielali wywiadów, także mediom europejskim i zachodnim - głosi komunikat opublikowany w Moskwie. Zarzucono w nim śledczym holenderskim, iż nie uwzględniają lub dementują zeznania tych ludzi, mieszkańców miejscowości leżących w pobliżu miejsca katastrofy.
Według rosyjskiego ministerstwa ludzie ci mówili, iż pocisk rakietowy został wystrzelony z terytorium, które znajdowało się pod kontrolą armii ukraińskiej.
Czyj rozkaz był wysłany
Międzynarodowa ekipa śledcza zaapelowała o pomoc do świadków, którzy mogą złożyć zeznania w sprawie zaangażowania 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej w zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Chodzi o ustalenie, kto wchodził w skład obsługi systemu Buk, kto dowodził i na podstawie czyjego rozkazu system ten został wysłany na Ukrainę.
Prokurator Fred Westerbeke podkreślił, nawiązując do ogłoszonych w czwartek ustaleń, że nasuwają one nowe pytania - "takie, jak pytanie o to, jak aktywnie sama brygada była zaangażowana w zestrzelenie" samolotu.
Westerbeke oświadczył też, że ekipa śledcza nie jest jeszcze gotowa do podania nazwisk osób podejrzanych, ale dodał: "Mogę powiedzieć, że wchodzimy teraz (...) w ostatnią fazę śledztwa. W tej chwili nie można powiedzieć, kiedy będziemy gotowi, ponieważ wciąż jest do wykonania mnóstwo pracy". Zaakcentował, że krąg podejrzanych zmniejszył się do kilkudziesięciu osób.
Obszar kontrolowany przez separatystów
Boeing 777-200ER linii Malaysia Airlines, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur, został zestrzelony nad wschodnią Ukrainą, na obszarze kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów. Zginęło 298 osób, wszyscy pasażerowie i cała załoga. Na pokładzie było 196 Holendrów, a także m.in. obywatele Malezji, Indonezji, Australii i Wielkiej Brytanii.
W czwartek śledczy pokazali m.in. zdjęcia z numerem seryjnym pocisku rakietowego. Australijska minister spraw zagranicznych Julie Bishop nadesłała pisemne oświadczenie, w którym podkreśliła: "To, że ta nowoczesna broń należąca do rosyjskiej armii została wysłana i użyta do zestrzelenia cywilnego samolotu, powinno być powodem poważnego międzynarodowego zaniepokojenia. Omawiamy te ustalenia z naszymi partnerami i rozważamy nasze opcje".
Holenderski minister spraw zagranicznych Stef Blok podkreślił wagę ustaleń ekipy śledczej, a szef belgijskiej dyplomacji Didier Reynders wezwał wszystkie kraje do pełnej współpracy w śledztwie, aby odpowiedzialnych za zestrzelenie samolotu można było pociągnąć do odpowiedzialności.
Rosja zawetowała rezolucję
W lipcu 2017 roku MSZ Holandii zapowiedziało, że podejrzani o zestrzelenie malezyjskiego samolotu będą sądzeni zgodnie z prawem holenderskim, przez holenderski sąd. Decyzja ta została podjęta wspólnie przez państwa prowadzące śledztwo w tej sprawie - Australię, Belgię, Holandię, Malezję i Ukrainę - po zablokowaniu przez Rosję prób ustanowienia w tej sprawie trybunału międzynarodowego. Powołanie takiego trybunału proponowała Malezja, ale Rosja zawetowała rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ w tej sprawie.
Już w 2016 roku międzynarodowa grupa śledczych z Holandii, Australii, Belgii, Malezji i Ukrainy ogłosiła, że samolot Malaysia Airlines został zestrzelony pociskiem, który pochodził z Rosji. Według śledczych pocisk rakietowy został odpalony z terytorium Donbasu kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów. System rakietowy Buk, z którego wystrzelono ten pocisk, powrócił do Rosji - oświadczyli wówczas prokuratorzy.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze