Trzy poważne wypadki w Tatrach. Dwie osoby nie żyją
57-letni polski turysta, podczas zejścia z Kończystej (2538 m n.p.m.) w słowackich Tatrach Wysokich, poślizgnął się na śniegu i spadł. Mimo reanimacji, którą podjęli dwaj jego towarzysze, a później słowaccy ratownicy, nie udało się go uratować. Nie żyje również turysta, który spadł podczas wędrówki na Rysy (2499 m). Mężczyzna poślizgnął się na zalegającym, zmrożonym śniegu.
Trzech polskich turystów w niedzielę po południu schodziło z Kończystej. Wybrali drogę przez zaśnieżony żleb. W pewnym momencie 57-latek poślizgnął i spadł aż do skał.
Jego koledzy wezwali ratowników HZS (Horska Zachranna Slużba), którzy śmigłowcem dotarli na miejsce. Ciężko ranny mężczyzna zmarł mimo reanimacji.
Ratownicy HZS w komunikacie na Facebooku poinformowali, że turyści naruszyli przepisy Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na Kończystą nie prowadzi bowiem żaden znakowany szlak, a wejście jest możliwe tylko z uprawnionym przewodnikiem.
Dodatkowo, do 15 czerwca, ze względu na ochronę przyrody w słowackich Tatrach zamknięte są szlaki powyżej schronisk.
Dwa wypadki na Rysach
Na szlaku na najwyższy polski szczyt w Tatrach - Rysy (2499 m) doszło w poniedziałek do nieszczęśliwego wypadku. Dwie osoby poślizgnęły się na zalegającym, zmrożonym śniegu i spadły w przepaść. Jeden z nich zmarł.
Jak poinformował ratownik dyżurny TOPR Krzysztof Długopolski ofiara śmiertelna doznała bardzo ciężkich obrażeń. - Mężczyzna był reanimowany podczas transportu do szpitala. Niestety mimo wysiłków lekarzy, nie udało się go uratować - powiedział Długopolski.
W momencie, kiedy ratownicy za pomocą technik alpinistycznych wciągali poszkodowanego na pokład śmigłowca tuż obok doszło do kolejnego wypadku.
- Drugi wypadek nie był aż tak poważny. Turysta doznał mocnych potłuczeń i otarć. Był nieodpowiednio wyposażony na taką wędrówkę. Miał krótkie spodenki i nieodpowiednie do panujących warunków raki - powiedział Długopolski.
Z nieostrożnym mężczyzną rozmawiali dziennikarze "Tygodnika Podhalańskiego". Okazało się, że turysta pochodził z Węgier, miał 29 lat i nie był wystarczająco dobrze przygotowany na napotkane w górze warunki. Jak stwierdził, jeden nieostrożny ruch na śniegu wystarczył, aby zaczął się zsuwać w niekontrolowany sposób.
krakow.wyborcza.pl, RMF FM, polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej
Komentarze