Marsz myśliwych, leśników i rolników bez udziału polityków PiS. Mieli zakaz uczestnictwa
Ponad 200 osób manifestowało w sobotę w Warszawie poparcie dla rolnictwa, leśnictwa i łowiectwa. W I Marszu św. Huberta, zorganizowanym z okazji stulecia niepodległości, nie uczestniczyli politycy PiS. Rzeczniczka partii Beata Mazurek potwierdziła, że mieli zakaz udziału. Do zgromadzonych, już po marszu, wyszedł b. minister środowiska Jan Szyszko, który początkowo miał być jego uczestnikiem.
"Wraz z myśliwymi, leśnikami, rolnikami, hodowcami zwierząt futerkowych i wszystkimi, którym zależy na Polsce, chcemy uczcić i podziękować za dar wolności w stulcie jej odzyskania" - powiedziała Marcelina Puchalska z organizującego marsz Ekologicznego Forum Młodzieży. Marsz miał - jak dodała - pokazać, "że są w Polsce ludzie, którzy kochają Polskę i jej przyrodę, potrafią w sposób odpowiedzialny dbać o ziemię i ją użytkować". "Jesteśmy apolityczni, a marsz nie jest skierowany przeciw komukolwiek" - zapewniła. Apelowała o uszanowanie pokojowego charakteru marszu.
Narodowcy szli w marszu
Jak podawały ostatnio media, rzeczniczka PiS Beata Mazurek potwierdziła, że politykom tej partii wydano zakaz udziału w marszu.
Wśród demonstrantów było widać zielone stroje rolników i myśliwych, byli także ubrani na czarno mężczyźni z opaskami z falangą - emblematem Ruchu Narodowego.
"Hołd naszym ojcom i dziadom" za wkład w odzyskanie niepodległości złożył Adam Gąsiorowski z Ekologicznego Forum Młodzieży. "Wielką rolę w tym wydarzeniu odegrali mieszkańcy polskiej wsi. Dzięki polskiemu rolnikowi, leśnikowi, myśliwemu oraz wyśmienitej kadrze naukowej z zakresu ekologii teoretycznej i stosowanej nawet w okresie zaborów użytkowano polskie zasoby przyrodnicze tak, że zamieszkują w nich wszystkie dziko żyjące gatunki tej strefy geograficznej" - mówił.
Ocenił, że "istnienie narodu polskiego i niezależnego państwa polskiego, jak też wyjątkowy stan środowiska przyrodniczego Polski, to zasługa polskiej tradycyjnej wsi i współdziałającego z nią polskiego leśnictwa i polskiego łowiectwa, gdzie zasługę spajająca odegrał Kościół". Dodał, że Kościół zapłacił za to wysoką cenę w czasach okupacji i płaci ją nadal, "gdyż jest bezpardonowo atakowany, czego najlepszym przykładem jest lewacki nurt filozoficzny określony jako animalizacja człowieka i humanizacja drzew". Chwalił system zarządzania lasami państwowymi.
Według Gąsiorowskiego "polskie łowiectwo to wzorcowy przykład racjonalnego gospodarowania populacjami zwierząt łownych", a myśliwi "dobrze rozumieją istotę funkcjonowania przyrody". "Dzięki natarczywej propagandzie rozpowszechnianej przez lewicowo-liberalne środki masowego przekazu rozpoczęto proces zmiany mentalności Polaków. Zakaz wycinania drzew i zabijania zwierząt zaczął urastać do formy najwyższej i praktycznie jedynej formy ochrony przyrody" - mówił.
Podkreślali zasługi leśników
Według niego "przykładem tego rodzaju działań stał się skandal wokół Rospudy i obecnie Białowieży". Apelował o uznanie wyższości "prawa naturalnego nad prawem stanowionym". Ocenił, że "brak rozumienia prawa naturalnego może prowadzić do deformacji prawnej, czego najlepszym przykładem jest uchwalone w tym roku prawo łowieckie czy prawo ochrony zwierząt".
Zasługi leśników dla odbudowy polskiej państwowości podkreślał prezes Stowarzyszenia Leśników i Właścicieli Lasów Stefan Traczyk z nadleśnictwa Jabłonna.
Zawołaniem "darz bór" przywitał zebranych prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki, który wystąpił z dzieckiem na ręku. "Dlaczego jestem z synem? Nie jestem niestety myśliwym, ale gdybym był, to zabierałbym syna na polowania, bo uważam, że to jest piękna tradycja, która powinna być przekazywana z pokolenia na pokolenie i nie wolno jej niszczyć" - powiedział.
"To nie jest marsz polityczny, nie będą takich wątków poruszał" - powiedział. Dodał zarazem, że wokół takich inicjatyw powinny stać całe elity, cała klasa polityczna powinna wokół tego się gromadzić". "Dlaczego dzisiaj nie ma jej z nami, nie wiem, nie będę tego komentował". Zaapelował o odśpiewanie roty, a wystąpienie zakończył hasłem "chwała wielkiej Polsce".
Szyszko wyszedł do zgromadzonych
Rolnik Dominik Paterek z powiatu krotoszyńskiego (woj. wielkopolskie) przytaczał wypowiedź ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela o wzroście dochodów rolników w ostatnich latach o 30 procent. "Przecież spadły, a dopłaty - które uważamy za rekompensaty - nie zostały jeszcze wypłacone, mimo zapewnień pana ministra". Paterek mówił, że "rolnictwo upada, polska wieś niszczeje, młodzi odchodzą do innych zawodów". "Panie ministrze, czy pan tego nie dostrzega? Kto panu podsuwa takie dane?" - pytał.
Zarzucił rządowi brak rzetelnych, fachowych wyliczeń dochodowości rolnictwa. "Niech wreszcie pan prezes Kaczyński spojrzy, jakich ludzi ma, kim się posługuje, czy to są profesjonalne osoby, autorytety, fachowcy w branży. Panie prezesie Kaczyński, proszę się rozejrzeć wokół, proszę korzystać z fachowych, mądrych ludzi, którzy są patriotami tak jak i pan i którzy powinni panu podpowiadać uczciwie, rzeczowo, a nie wprowadzać antagonizmy w społeczeństwie, tak jak to zrobił pan minister Jurgiel, który poróżnił społeczeństwo miejskie i wiejskie" - apelował do prezesa PiS.
Po marszu, który przeszedł spod Belwederu przed Sejm, do zgromadzonych wyszedł poseł PiS Jan Szyszko, b, minister środowiska. Pytany o zakaz udziału polityków PiS w marszu odpowiedział: "Ja nic nie słyszałem na ten temat". Swoją nieobecność tłumaczył udziałem w konferencji "Jeszcze Polska nie zginęła - wieś - rok później".
Doszło do incydentów przed Sejmem
Przemówieniom przed Sejmem towarzyszyły - zza kordonu policjantów - okrzyki uczestników wcześniejszej manifestacji solidarności z protestującymi w budynku Sejmu niepełnosprawnymi i ich opiekunami oraz przeciwników polowań. "Warszawa wolna od faszyzmu", "ONR to zbiór zer", "nie pomylcie nas z wilkami", "nie zabijaj - piąte przykazanie", "bób, hummus i włoszczyzna" - skandowali.
Kiedy Szyszko wracał do Sejmu, kilku kontrmanifestantów przedostało się przez bariery, ściganych przez policjantów w mundurach i po cywilnemu. "Sejm jest nasz" - wołali pozostali.
Gdy marsz został rozwiązany i jego uczestnicy się rozchodzili, doszło do rękoczynów. Jeden z kontrdemonstrantów został pociągnięty za włosy i przewrócony; inny uskarżał się, że został kopnięty i rzucony na samochód. Zarzucał policji opieszałość. Funkcjonariusze otoczyli i wylegitymowali trzech młodych mężczyzn w czarnych koszulach z odznakami Ruchu Narodowego i zabrali ich do policyjnego furgonu. Do poszkodowanego kontrdemonstranta wezwali karetkę.
Jak powiedzieli PAP przedstawiciele ratusza, organizatorzy zgłosili manifestację do 5 tys. osób; w marszu, którego uczestnicy złożyli kwiaty pod pomnikami Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego, wzięło udział ok. 240 osób.
PAP
Czytaj więcej