Zerwał ukraińską flagę w szkole. Sąd uznał, że nawoływał do nienawiści, ale umorzył podstępowanie
Sąd umorzył postępowanie na rok próby wobec oskarżonego o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, ale uznał, że jest winny przestępstwa. To rodzic, który w szkole swojej córki zerwał plakat z ukraińską flagą i godłem. Wyrok jest prawomocny.
Sąd pierwszej instancji w październiku 2017 r. uznał Krzysztofa Madeja (zgadza się na podawanie pełnego imienia i nazwiska - red.) winnym i skazał go na tysiąc złotych grzywny.
We wtorek Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał wyrok w rozprawie apelacyjnej, ponieważ obrona domagała się uniewinnienia.
- Sąd umarza postępowanie wobec oskarżonego na okres jednego roku próby i zasądza od niego nawiązkę w kwocie 500 zł. Jednak umorzenie nie oznacza, że oskarżony nie dopuścił się sprawstwa. Jest winny nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych - powiedziała sędzia Anna Bałazińska-Goliszewska.
"Nie działał z premedytacją, a pod wpływem impulsu"
W uzasadnieniu sąd podkreślił, że na korzyść oskarżonego przemawia to, iż nie działał z premedytacją, ale pod wpływem wzburzenia i impulsu. "Miał złą opinię o Ukraińcach, związaną ze złymi doświadczeniami jego rodziny z przeszłości. I zachował się niewłaściwie, naruszył prawo" - mówiła sędzia.
Dodała, że zatrzymanie przez policję i sam proces był wystarczającą nauczką i karą dla oskarżonego.
Madejowi zarzucono przestępstwo z art. 256 Kodeksu karnego: "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Zerwał plakaty, zaniósł do biblioteki i rzucił na stół
24 listopada 2016 r. w jednej z wrocławskich szkół w ramach programu edukacyjnego pt. "Tolerancyjny Europejczyk" obchodzono dzień ukraiński. Madej, który przyszedł odebrać ze szkoły swoją 8-letnią córkę, zerwał umieszczone w oknach i przed biblioteką plakaty z flagą ukraińską i godłem tego kraju.
Przyznał, że zaniósł je do biblioteki, gdzie rzucił je na stół. Nie przyznawał się jednak do winy i nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych czy etnicznych.
Jak mówił w sądzie, na jednym z plakatów dostrzegł symbol zbrodniczej organizacji UON-UPA. - To wzbudziło moje wzburzenie. Dlatego zapytałem nauczycielki w bibliotece, kto jest za to odpowiedzialny i czego jeszcze one uczą w tej szkole - mówił oskarżony na pierwszej rozprawie.
Wyrok ocenił jako "poprawny politycznie"
Wtedy zeznawały też w charakterze świadków nauczycielki i dyrektor szkoły. Jak powiedziały, na plakatach nie było symbolu zbrodniczej organizacji. Zeznały, że oskarżony był wzburzony i wypowiadał zdanie: "Ukraińcy to mordercy i zbrodniarze" oraz "czego wy jeszcze uczycie w tej szkole".
Oskarżony twierdził, że jego wypowiedź brzmiała "Ukraińcy mordowali Polaków", co jest stwierdzeniem faktu historycznego.
Po wyroku apelacyjnym Madej powiedział, że nie czuje się winny, a wyrok ocenił jako "poprawny politycznie".
- To, że pamiętam o pomordowanych Polakach, to nie jest kwestia widzimisię, ale fakt historyczny. Teraz w szkołach nie uczy się historii, tylko wmawia się dzieciom, że kwestią dobrego wychowania jest świętować dzień ukraińskich morderców, bo jednak tryzub i barwy żółto-niebieskie są symbolami mordu na narodzie polskim - powiedział Madej.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze