Izraelscy żołnierze otworzyli ogień do protestujących. Nie żyje dwóch Palestyńczyków
Dwaj Palestyńczycy - 24-letni Ahmad Rasahd i 25-letni Nabil Abu Akel - zginęli w piątek, gdy izraelscy żołnierze otworzyli ogień do uczestników protestów w Strefie Gazy, nazwanych przez organizatorów Wielkim Marszem Powrotu na okupowane ziemie palestyńskie.
Młodszy z zabitych, który zginął od postrzału w głowę, to, jak podało Ministerstwo Zdrowia w Gazie, niepełnosprawny uczestnik antyizraelskiej demonstracji.
Palestyńskie służby sanitarne udzieliły w piątek pomocy co najmniej czterdziestu osobom, które odniosły rany wskutek izraelskiego ostrzału lub uległy zatruciu gazem łzawiącym.
Wśród ciężej rannych jest palestyński sanitariusz, który otrzymał postrzał w głowę, gdy udzielał pomocy rannemu na południu Strefy Gazy. Ranny jest też fotoreporter, który ucierpiał mimo że miał na sobie kamizelkę kuloodporną i hełm.
Wojna ulotkowa
Palestyńscy demonstranci, wykorzystując sprzyjający wiatr, posłużyli się w czwarty już piątek protestu latawcami, aby wysyłać nad izraelskie terytorium koktajle Mołotowa i ulotki w języku hebrajskim, a także arabskim następującej treści: "Nie słuchajcie waszych przywódców... Posyłają was na śmierć... Jerozolima to palestyńska stolica".
Latawce z ulotkami wypuszczali z miejsc oddalonych o ponad 500-600 metrów od izraelskich zapór granicznych, do których zbliżyli się tym razem o kolejne 50 metrów. Ulotki mówiły przede wszystkim o prawie Palestyńczyków do "powrotu na ich ziemie okupowane przez Izrael".
Z kolei izraelskie samoloty zrzucały na terytorium Strefy Gazy ulotki, w których ostrzegały przed konsekwencjami aktów przemocy wobec izraelskich żołnierzy oraz ludności cywilnej. Wojsko izraelskie - głosiły - będzie odpowiadało na wszelkie działania terrorystyczne i nie pozwoli, aby demonstranci przybliżali się bardziej do linii demarkacyjnej.
Od marca zginęło 37 Palestyńczyków
Według danych Ministerstwa Zdrowia Strefy Gazy - gdzie od 2007 roku sprawuje władzę palestyńska organizacja Hamas, która nie rezygnuje z przemocy jako środka odzyskania okupowanych ziem palestyńskich - od rozpoczęcia obecnej fazy protestów przeciwko izraelskiej okupacji, to jest od 30 marca, zginęło w Gazie od kul izraelskich 37 Palestyńczyków.
Izrael, jak podkreśla agencja AP, ze względu na charakter jego odpowiedzi na demonstracje Palestyńczyków stanął w obliczu międzynarodowej krytyki.
Organizacje obrońców praw człowieka piętnują rozkazy strzelania do demonstrantów ostrą amunicją jako bezprawne, ponieważ zezwalają żołnierzom na stosowanie potencjalnie morderczej broni przeciwko nieuzbrojonym ludziom.
"Koszty są zbyt wysokie"
Wysłannik Białego Domu Jason Greenblatt, członek zespołu doradców prezydenta Donalda Trumpa do spraw Bliskiego Wschodu podkreślił, że Palestyńczycy w Gazie "mają prawo protestować przeciwko warunkom, w jakich żyją".
- Koszty tych demonstracji mierzone liczbą zabitych i rannych - dodaje Greenblatt - są zbyt wysokie.
Podczas gdy organizatorami protestów są Hamas i mniejsze ugrupowania palestyńskie, napęd dla masowych marszów protestacyjnych stanowi "narastająca desperacja, która zawładnęła dwumilionową ludnością Gazy" - podkreśla AP. Agencja stwierdza, że ustanowiona przez Izrael blokada granic maleńkiego terytorium nadbrzeżnego rujnuje gospodarkę i prowadzi do coraz większej nędzy.
- Mieszkańcy Strefy - przypomina amerykańska agencja - mają światło elektryczne krócej niż przez 5 godzin dziennie, a bezrobocie przekracza tu 40 procent.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze