"Economist": Polska może znaleźć się w UE na bocznym torze

Świat
"Economist": Polska może znaleźć się w UE na bocznym torze
Polsat News

Polska może znaleźć się w Unii Europejskiej na bocznym torze w wyniku "nieliberalnych reform" wprowadzanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, a także uzyskać mniejsze środki z kolejnego unijnego budżetu - ostrzegł brytyjski tygodnik "The Economist".

W zapowiedzianym na okładce komentarzu redakcyjnym "The Economist" ocenił, że Polska, przez lata wzór dynamicznego rozwoju po 1989 roku, w wyniku działań rządu PiS znalazła się "na czele tego, co prezydent Francji Emmanuel Macron nazywa »europejską wojną domową« o praworządność".

 

"Optymizm, który towarzyszył rozszerzeniu UE na wschód w 2004 roku, w niektórych miejscach ustąpił gniewnemu, nacjonalistycznemu pojęciu »demokracji nieliberalnej«" - ostrzegła gazeta, wskazując również na działania rządów na Węgrzech i w Rumunii.

 

Zdaniem magazynu "Polska stanowi najpoważniejsze wyzwanie" dla UE ze względu na budzące kontrowersje reformy wymiaru sprawiedliwości, mediów i instytucji publicznych.

 

"Nieliberalne rządy bronią siebie nawzajem"

 

"Reformy sądownictwa rażąco naruszają unijne traktaty, co ma znaczenie nie tylko dla polskiej demokracji; państwa UE muszą (być w stanie) wierzyć, że sądy w innych będą podtrzymywały prawo, które stanowi fundament wspólnego rynku" - tłumaczy tygodnik, przypominając, że m.in. z tego powodu Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedurę dotyczącą naruszania zasad Wspólnoty.

 

"Economist" ocenił, że pełna realizacja procedury z artykułu 7 Traktatu o UE jest niemożliwa ze względu na wymaganą jednomyślność w głosowaniu w sprawie ewentualnego nałożenia sankcji, a "nieliberalne rządy bronią siebie nawzajem". Gazeta zaznaczyła jednak, że KE może zastosować inne rozwiązanie, związane z unijnym budżetem. Jak przypomniała, w ostatniej siedmioletniej perspektywie finansowej Polska otrzymała aż jedną piątą wszystkich funduszy przeznaczonych na wzmocnienie spójności Wspólnoty.

 

"Negocjacje w sprawie następnego budżetu rozpoczną się w maju i mogą zostać wykorzystane na dwa sposoby. Po pierwsze, inne państwa członkowskie mogą przyjąć stanowcze stanowisko wobec Polski w trakcie negocjacji. Parlamenty w krajach takich jak Niemcy i Holandia już teraz drażni fakt, że wysyłają tyle pieniędzy swoich podatników do rządów, które naruszają zasady. Drugim pomysłem byłoby ustanowienie mechanizmu, który pozwoli na zawieszanie płatności dla państw, które naruszają zasady praworządności" - wskazał magazyn.

 

"To pierwsze oznaki kompromisu"

 

Jak podkreślono, "UE mierzy się z dylematem", zmuszona do wyboru między łagodną reakcją, która zdaniem "Economista" wzmocniłaby "przyszłych autokratów", a stanowczym działaniem, które wpisywałoby się w retorykę PiS o "wtrącaniu się przez siły zewnętrzne podkopujące polską demokrację".

 

"Economist" odnotował również niedawne ustępstwa ze strony Polski w sporze z KE na temat reformy sądownictwa. "To pierwsze oznaki kompromisu od 2015 roku" - zauważył tygodnik, choć zaznaczył, że wprowadzone zmiany są "w większości kosmetyczne".

 

"UE powinna nalegać na znacznie większe (zmiany), nim wycofa się z artykułu 7. Rządzący Polską muszą podjąć działania na rzecz odbudowania rządów prawa, począwszy od przywrócenia niesłusznie zwolnionych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli PiS nie ustąpi, KE powinna podejść kreatywnie do kwestii budżetu" - ocenił "Economist". Wskazał, że "Polska otrzymuje trzy razy więcej środków z unijnych funduszy, niż wpłaca, a nieproporcjonalnie wiele z tych środków trafia do wyborców PiS na wsi. Muszą oni zrozumieć, że nie mogą cieszyć się korzyściami wynikającymi z członkostwa (w UE), jeśli depczą (unijne) zasady".

 

Jednocześnie autorzy tekstu ostrzegli, że w obliczu apelu Macrona o dalszą integrację "rdzenia" UE Polska może pozostać na bocznym torze integracji, jeśli "nadal będzie podkopywać niezależne instytucje i naruszać praworządność".

 

"Mieszanka subtelnego i bezczelnego rewizjonizmu narodowego"

 

"Economist" opublikował także dłuższy, szczegółowy tekst omawiający sytuację polityczną w Polsce i oceniający dotychczasowe rządy PiS jako "mieszankę subtelnego i bezczelnego rewizjonizmu narodowego".

 

Wyliczając działania podjęte w ciągu ostatnich 2,5 roku, autor korespondencji z Warszawy zwrócił uwagę na przeprowadzone przez PiS "czystki w administracji publicznej", kontrowersje wokół ustawy o IPN i zarzutów o udział Polaków w Holokauście, a także "napędzanie teorii spiskowych na temat katastrofy lotniczej z 2010 roku, w której tuż pod Smoleńskiem zginął ówczesny prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób".

 

Tygodnik zwrócił także uwagę na zmiany w przepisach o Trybunale Konstytucyjnym, przyznanie posłom i ministrom "większych uprawnień w procesie nominowania sędziów", co - jak ocenia "zagraża ich niezależności", oraz "pogłębianie wielkich podziałów w samej Polsce oraz w jej relacjach z sojusznikami w UE oraz z Izraelem i USA".

 

Jednocześnie podkreślono, że w odróżnieniu od rządów Viktora Orbana na Węgrzech i Donalda Trumpa w USA, którzy wykorzystali słabsze wyniki gospodarcze kraju i obawę przed migrantami, Polska nie mierzy się z kwestią masowej migracji, a rozwój gospodarczy pozostaje od czasów transformacji na "nadzwyczajnym poziomie".

 

"Polska nie do końca jest jak Węgry"

 

Zdaniem autora tekstu w 2015 roku Polacy zagłosowali na PiS, bo "ich aspiracje wyprzedziły rzeczywistość". "Wielu miało doświadczenia z Europy Zachodniej, gdzie ok. 2 mln Polaków poszukało pracy od wejścia Polski do UE w w 2004 roku. Wywiady przeprowadzone przez Macieja Gdulę, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, wykazały, że wyborcy PiS nie są ani wykluczeni, ani sfrustrowani - ale chcą więcej, i to natychmiast" - napisano.

 

W ocenie "Economist" w utrzymaniu władzy PiS pomagają konserwatywne poglądy polskiego społeczeństwa, jednak "duma z niewątpliwych cnót Polski, która nigdy nie współpracowała z nazistami i była pierwszym krajem sowieckiego bloku, który obalił komunizm, może przekształcić się w ksenofobię".

 

Autor artykułu zaznaczył, że "Polska nie do końca jest jak Węgry", bo - jak napisał za badaczem populizmu z Princeton University, Janem Wernerem Muellerem - "społeczeństwo obywatelskie jest bardziej żywe, gospodarka bardziej zróżnicowana i nie ma oligarchów kontrolujących media".

 

"W najlepszym wypadku nieliberalne reformy PiS-u mogą zostać cofnięte przez kolejną partię, która wygra wybory, ale wyznaczają one precedens - przyszłe rządy mogą powtarzać cykl nominacji do sądów i czystek. W najgorszym wypadku Polska mogła wejść na autorytarną ścieżkę, którą podążają Turcja i Węgry. Obecnie niewielu wydaje się to prawdopodobne, ale kiedy dochodzi do takiej zmiany, postępuje ona szybciej, niż można by się spodziewać" - ostrzegł "Economist".

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie